12 | Strata

1.6K 175 23
                                    

Tom wyciągnął z torby kielich, stawiając go na polanie przed sobą. Kurtuazyjnie, aby chłopcy mogli się napatrzeć, odchrząknął i z uniesioną w górę różdżką, zaczął recytowac specjalne zaklęcie.
- Śmierci, rozerwij mą duszę. Ja prosić dłużej nie muszę. Wiem o przeklęstwie mnie czekającym, lecz nie warto patrzeć na słońce. - jego elektryzujące słowa docierały do uszu pierwszaków, którzy wychylili się trochę zza krzaka, chcąc zyskać jak najepszy widok na to, co robił brunet. Riddle uśmiechnął się pod nosem, kątem oka widząc Harryego i Artura. Policzył w myślach do pięciu i odwrócił się szybko, nie dając młodym szansy na reakcję. Skierował różdżkę w stronę Arthura, wymawiając dwa zakazane słowa. Z jego różdżki wystrzeliło zielone światło, które ugodziło w pierś chłopca z pełną siła, prawie zwalając go z nóg. Ostatni wyraz, jaki pojawił się na jego twarzy to zaskoczenie. Nieżywe już ciało blondyna upadło na trawę.
Wszystko działo się tak szybko, że Potter nie zdążył wykonać żadnego ruchu. Jak w zwolnionym tępie ujrzał, jak przyjaciel pada na glebę, a do jego uszu dotarł śmiech Toma, docierający do niego jakby z bardzo daleka. Chłopiec upadł na kolana przy ciele blondyna i otworzył szeroko usta, choć żadne słowa nie były w stanie wydostać się na zewnątrz. Powoli odwrócił głowę, z przerażeniem patrząc na Toma, który kawałek duszy Arthura umieszczał w jakimś kielichu. Najwyraźniej nie posiadał się z radości, bo kąciki jego ust były wysoko uniesione, a oczy błyszczały w świetle księżyca i światła różdżki.
Były Gryfon patrzył na to wszystko, czując się, jakby całą tą scena była tylko koszmarem sennym. Arthur leżał jednak nie żywy, a jego ciało z sekundy na sekundę robiło się coraz bardziej blade, bo Tom zabierał mu duszę. Wkrótce po młodym Puchonie została tylko czarna kupka popiołu, oświetlona przez blade, księżycowe światło.
Riddle, kiedy skończył łączyć duszę z kielichem, zaśmiał się i wyprostować, czując w piersi przyjemne uczucie wolności, a następnie podszedł na Harryego, obejmując jego drżące ciało. Rozumiał jego ból, ale nie mógł zgasić swojej płonącej jak ogień, ogromnej ambicji. Już kiedy był dzieckiem powiedział sobie, że w przyszłości będzie kimś wielkim. Młody Ślizgon trząsł się, z szeroko otwartymi oczami patrząc na popiół, który był kiedyś jego przyjacielem.
W oczach zebrały mu się łzy, które już wkrótce zaczęły spadać na ziemię. Ból, który chłopiec czuł w piersi był tak gigantyczny, że nie dało się go opisać; zdawał się wyrywać serce, jednocześnie je zgniatając i doszczętnie niszcząc wszystko, dlaczego warto było żyć. Nie rozumiał, dlaczego Tom go na to naraził. Dlaczego chciał tak bardzo go zranić. Nawet nie poczuł, kiedy silne ramiona bruneta go objęły i przyciągnęły do siebie, pozwalając poczuć ciepło, które w zaistniałej sytuacji paraliżowało i przerażało, zamiast dodawania otuchy.
- D-dlaczego... - wyjąkał w końcu Harry, cały zapłakany i wystraszony, wtulając się w jedyną istotę, która mogła go rozumieć...
- Nie był ciebie wart. - stwierdził Tom pewnie, pozwalając, aby młodszy okrył się jego płaszczem- pogoda nocą robiła się naprawdę zimna.
Riddle nie chciał mówić Potterowi, że czuł także zazdrość, która zaślepiała racjonalne widzenie; chciał mieć Harryego tylko dla siebie, a przygłupi, szlamowaty Puchon najzwyczajniej mu w tym przeszkadzał. Nie było to zbyt dojrzałe z jego strony, ale wartości Toma były dość sprecyzowane, jak na osobę w jego wieku- chciał mieć władzę. Nad każdym i nad wszystkim.
- Spokojnie, Harry. Jestem tu z tobą. On nie był ciebie warty. Był gorszy. - powiedział Riddle, chcąc jakoś uspokoić Pottera, który moczył łzami jego koszulę i drżał cały, wywołując w nim dziwne emocje.
- Ale to był mój przyjaciel.- załkał chłopiec, marszcząc brwi i odsuwając się od prefekta. W jego wnętrzu walczyły dwie potężne siły- jedna z nich, miłość, chciała wybaczyć Riddle'owi to, co zrobił i żyć z nim długo i szczęśliwie. Druga jednak, dużo silniejsza i mroczniejsza, wypełniała serce Harryego goryczą, irytacją i nienawiścią do bruneta, który w tak łatwy sposób odebrał mu towarzysza. Były Gryfon znowu głośno zapłakał, a kilka łez, które nie zdążyły jeszcze spłynąć z jego twarzy, zalśniły na sekundę w świetle księżyca, padającym na polanę poprzez gałęzie.
- Ja... nie wiem. Nie wiem. Nie wiem. - jego głos się załamał, a oddech z emocji prawie się zatrzymał, kiedy chłopiec nie mógł złapać tchu. Chciał wykrzyczeć to wszystko, co go wypełniło, wygarnąć Ślizgonowi wszystkie jego grzechy, jednocześnie zapewniając, że jest dla niego najważniejszy.
Tom wstał, nie spuszczając wzroku z młodego i chwycił go za ramiona. Wybraniec zachwiał się, gdy tylko znalazł się w pozycji stojącej, więc brunet musiał go podtrzymywać, aby się nie przewrócił. Jak po omacku, Pierwszoroczniak podążył do zamku, wciąż prowadzony przez Prefekta. Nie widział już Zakazanego Lasu, Bijącej Wierzby ani Zamku, które w pewnym momencie pojawiły się przed nimi. Nie ochodziło go to, że idąc przez wielkie korytarze, wzbudzają ciekawość obrazów, wciąż pytających ich skąd wracają o tak późnej porze.
Nawet nie zauważył, kiedy znaleźli się spowrotem w dormitorium Slytherinu, ani kiedy Tom posadził go na łóżku, prosząc, aby spróbował zasnąć.
Jedyny obraz, jaki pojawiał się przed jego oczami i był odtwarzany w kółko i w kółko, jak w popsutym odtwarzaczu, było zielone światło, uderzające z impetem w nic nie spodziewającego się Arthura. Harry przełknął ślinę. Nie mógł zatrzymać tego widoku. Nie potrafił zagłuszyć słów Zakazanego zaklęcia, wciąż odbijających się echem w jego głowie.
Czuł w sercu przenikliwą, zimną pustkę i nawet dotyk Toma nie potrafił jej zapełnić.


Droga Do Potęgi || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz