7 | Arthur

2.3K 221 36
                                    

Harry i Arthur siedzieli na prawie pustym korytarzu, powtarzając przedmioty, których się uczyli. McLevis wciąż dopytywał się o kolejne zagadnienia z dziedziny OPCM, a Potter zapominał przepisów na eliksiry, a Arthur musiał mu je powtarzać. Pasowała im taką współpraca - prawie codziennie siedzieli razem w bibliotece, ucząc się nawzajem i rozmawiając na wiele tematów, które dla pierwszoroczniaków były naprawdę istotne. Potter zdołał się nawet przyzwyczaić do tego, że Arthur ciągle zadawał pytania i zawsze pytał się Harryego o zdanie.
- Nadal nie rozumiem jak to zrobić. - stwierdził Puchon, wskazując na jedno z łatwiejszych zaklęć w książce. Harry skończył jeść żelki, które dostał od blondyna.
- To przecież łatwe. Musisz podnieść różdżkę, obrócić ją i wskazać na dany przedmiot, mówiąc Wingardium Leviosa. - odpowiedział Ślizgon.
- Nie wychodzi mi. - odparł smutno Arthur, próbując zaczarować jedną ze swoich książek, leżących na parapecie.
Potter wyciągnął różdżkę z kieszeni.
- Wingardium Leviosa! - powiedział pewny siebie, wskazując na podręcznik do eliksirów, ale, ku jego zdziwieniu także nic się nie stało. Potter zmarszczył brwi, próbując jeszcze raz, w dalszym ciągu bezskutecznie.
- Nie działa! - powiedział w końcu, lekko zirytowany. - Nie rozumiem...
- Źle to wymawiasz. - usłyszał znajomy głos, dochodzący z dalszej części korytarza. Kilka kroków od nich stał Tom Riddle we własnej osobie, z rękami skrzyżowanymi na piersiach.
- Szukałem cię, Harry. - powiedział, starając się zachować spokój. Chłopiec zeskoczył z parapetu na którym siedział i podbiegł do Toma obejmując go.
- Przepraszam. Byłem z Arthurem. - powiedział, pokazując na zdezorientowanego kolegę.
Ridde uniósł brwi.
- Puchon? - zapytał cicho, a blondyn potaknął głową.
- To dobrze. - odparł Tom lodowato, jeszcze raz spoglądając na Pottera. - czas iść. - powiedział w końcu.
- Zaczekaj. Jak wypowiedzieć Wingardium Leviosa? Chcę aby Arthur się tego nauczył. - powiedział Ślizgon, a Puchon potaknął głową.
Prefekt westchnął i wyciągnął różdżkę.
- Źle to wymawiacie. Powinno być LeviOsa. - rzucił, a książka, którą wskazywał uniosła się w górę. Chłopcy wydali zduszone westchnienie.
- Naprawdę, powinniście już to umieć.  - stwierdził chłodno, patrząc głównie na Pottera, który wyczuł jego niezadowolenie.
- Przepraszam. - były Gryfon spuścił głowę.
- Nic nie szkodzi. A teraz chodź. - Tom był wyraźnie zniecierpliwiony.
Harry podbiegł do Arthura, obejmując go na pożegnanie.
- Dziękuję za pomoc. - powiedział blondyn, a Potter się uśmiechnął.
- To ja ci dziękuję, Arth. Do zobaczenia! - Harry pomachał mu dłonią, kiedy odchodził do pokoju prefekta wraz z Tomem.
Kiedy oddalili się trochę od Puchona, Tom spojrzał na Pottera.
- Co to miało być? - zapytał ostro, mocno trzymając chłopca za ramię.
- To tylko mój kolega... - zaczął niepewnie Pierwszoroczniak, ale Riddle mu przerwał.
- Puchon? I w dodatku Mugolak? Co ty sobie wyobrażasz? - spytał prefekt, wpychając chłopca do swojej sypialni i zamykając drzwi.
Harry usiadł na łóżku, przyglądając się rozgiewanej twarzy przyjaciela.
- Przepraszam ja... nie wiedziałem że nie chcesz abym poznawał nowych ludzi.
- Nie o to chodzi! - powiedział głośno Tom, unosząc ręce w górę. - Szanuj się trochę, Harry. To Mugolak. Nie jest czystej krwi. Nie powinien w ogóle tu być. Już pomijam oczywisty fakt, że jest z wrogiego domu.
Potter zamrugał kilkakrotnie oczami.
- Ale... czemu nie lubisz Mugolaków? - zapytał Harry, nie wiedząc co powiedzieć. Nie spodziewał się po Tomie takiej nienawiści do czarodziejów o innym statusie krwi.
- Nie wiesz, co mówił Salazar? Oni nie powinni się uczyć magii. Brudzą czarodziejską krew. - odparł, siadając na łóżku obok Pottera.
- Przepraszam, że trochę się uniosłem. Zrozum jednak, że to niedopuszczalne. Nie powinieneś się z nim przyjaźnić. - dodał, widząc smutek na twarzy chłopca.
Prefekt nie wspomniał jednak, że niechęć do nie czystych czarodziejów nie jest jedynym powodem, dla którego tak się uniósł.
Kochał Pottera.
Musiał to przyznac -od dawna był dla niego kimś więcej, niż tylko młodszym braciszkiem. Pogładził chłopca po włosach, posyłając mu przyjacielski uśmiech i starając się zagłuszyć rosnącą w nim zazdrość.
Harry odpowiedział tym samym.
- To miłe, że tak się o mnie troszczysz- powiedział Harry, przybliżając się do bruneta.
Tom pokręcił głową.
- Nie ma sprawy. - rzucił, obejmując go i starając się napawać tym cudownym uczuciem - Po prostu mi na tobie zależy - dodał, chociaż zazdrość o Arthura zaślepiała mu zmysły.

- Tom... Tom, nie przejmuj się nim. - szepnęła Bellatrix, idąc za brunetem w stronę błoń, teraz schowanych w gęstej mgle.
- Ale... to mój kuzyn, rozumiesz?! - powiedział Riddle, sam nie wierząc w swoje kłamstwo.
- To może... trzeba sprawić, aby nie przyjaźni się z tym... Puchonem? - spytała, a w jej oczach pojawiły się iskierki szaleństwa, tak idealnie współgrające z szerokim uśmiechem.
Riddle spojrzał niepewnie na Bellę.
- Co masz na myśli? - spytał, choć doskonale wiedział, o co chodziło jego przyjaciółce.
- Możemy wypróbować na nim zaklęcia... to tylko Puchon, a w dodatku Mugolak. Nie zasłużył na nic więcej. - stwierdziła dziewczyna, odrzucając włosy do tyłu. Chłopak spuścił wzrok i uśmiechnął się, wyobrażając sobie tortury, jakim mógłby poddać blondyna, nic jednak nie powiedział.
- Zastanowię się.- rzucił tylko po chwili.

- Bella, idziesz? - spytał Tom, unosząc brwi, co zawsze wprawiało czarnowłosą w zachwyt. Mknęli, cicho jak szczury w dół schodów prowadzących do wilgotnych lochów, o których istnieniu nikt nie wiedział - Riddle odkrył to przejście kilka miesięcy temu, a wejście, do komnaty Tajemnic znajdowało się w łazience dziewczyn, co było dość niezręczne - mimo wszystko zdecydowanie warto było tam schodzić.
Do ich nozdrzy doszedł zatęchły zapach wody, a kropelki ciepłej pary wodnej, której zawsze było pełno w takich miejscach, osiadły na ich skórze. Tom uśmiechnął się pod nosem zdając sobie sprawę, że Komnata jest juz blisko - to tam właśnie działy się rzeczy, o których świat dopiero miał się dowiedzieć.
W końcu znaleźli się w przestronnej sali, pełnej posągów co najmniej tak starych jak szkoła - po obydwu stronach nawy głównej znajdowała się woda, a podłoga, wyłożona staromodnymi płytkami, sprawiała wrażenie niezwykle bogatej.
Ślizgon czuł się szczęśliwy, idąc środkiem pomieszczenia, aż do dużych, okrągłych drzwi z wizerunkami węży. Za każdym razem, gdy do nich podchodził, czuł na ciele przyjemne wibracje, a pełne obawy głosy w jego myślę ustępowały miejsca mowie węży; pierwszemu językowi, którego naprawdę się nauczył. Bellatrix patrzyła na chłopaka z uwielbieniem, kiedy ten szeptał coś do metalowych drzwi, które, jak na komendę, zaczęły się owierać, a zwierzęta wygrawerowane na nich przemieszczały się w koło.
Kiedy w ścianie pojawiła się wystarczająco duża przestrzeń, prefekt spojrzał na dziewczynę i tylko zadowolony potaknął głową,  widząc w jej oczach uwielbienie.
- Chodź, Bella. - powiedział głosem, przyprawiającym dziewczynę o palpitacje serca, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Wyciągnął swoją dłoń w jej kierunku, a kiedy poczuł, że drżącą ręka dziewczyny zaciska się wokół jego palców, delikatnie ją pociągnął, wprowadzając do środka.

Droga Do Potęgi || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz