15 | Sojusznicy

1.4K 152 23
                                    

- To... chyba tutaj. - stwierdził Tom, zatrzymując się przed jednymi z drewnianych drzwi z zardzewiałymi zamkami, na niewielkiej ulicy skąpanej w mroku, całej uwalanej w śmieciach i nie wiadomo czym jeszcze.
- Uhm. Nie wygląda zbyt przyjaźnie. - stwierdził Harry, dla którego najgorszy pub w Hogsmeade, Pod Świńskim Łbem, wydał się mu teraz szczytem luksusu i bogactwa.
- No cóż. To... to na pewno tutaj. Pamiętam tą nazwę.- rzucił Tom, z nie wyraźną miną przyglądając się zniszczonemu szyldowi, który głosił "peshku qelbur", co w wolnym tłumaczeniu znaczyło tyle co "pod śmierdzącą rybą". Potter spojrzał z nadzieją na Riddle'a.
- Naprawdę musimy tu wejść? - spytał, a w tym samym momencie zza drzwi doszły do nich jakieś krzyki i pirackie śmiechy. Prefekt tylko potaknął głową, a Harry przełknął ślinę na myśl o scenach, które odgrywały się w środku.
- Spokojnie. Nie zabawimy tu długo. - stwierdził po chwili Ślizgon odgarniając włosy i zbliżając się do drzwi, a następnie je popychając.
Ich oczom ukazał się koszmarny widok.
Knajpa, w której znajdowało się na oko z dziesięć brudnych, lepiących się stolików była po brzegi wypełniona pijanymi mężczyznami leżącymi na podłodze i rozebrany kobietami, tańczącymi na stołach. Zapach alkoholu, moczu i Bóg wie czego jeszcze wypełnił ich nozdrza sprawiając, że Harry'emu zrobiło się niedobrze.
Ruszył za Tomem, który, choć starał się wyglądać na nieporuszonego, także był zdziwiony i obrzydzony wyglądem tutejszej klienteli. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu Arnolda, jednak śmiechy i ciągłe bycie zaczepianym przez pijaków skutecznie utrudniały mu to zadanie. W końcu, po kilkudziesięciu sekundach, zauważył go, siedzącego w czarnej pelerynie przy jednym ze stolików w kącie. Jego postać odwrócona była tyłem do całego tego zamieszania, a swoją postawą Arnold sugerował, że nie chce mieć nic wspólnego z tutejszym towarzystwem.
Tom zbliżył się do niego, a on odwrócił głowę, spoglądając na niego spod kaptura i ukazując swoją śniadą twarz z mocno podkrążonymi, brązowymi oczami.
- Witaj. - rzucił Riddle, siadając na obskurnym, drewnianym krześle. Harry zrobił to samo, z niechęcią patrząc się na mężczyznę.
Diler zmierzył ich wzrokiem i uśmiechnąwszy się, położył obie dłonie na stole.
- Dzień dobry, T. - rzucił, trochę bardziej zarzucając kaptur na głowę. -A kim jest... ten twój... - spytał, wskazując na Pottera długim, kościstym palcem.
- To mój... przyjaciel. Powiedzmy. Zresztą, to nieistotne. Jest ze mną. - odparł Ślizgon, mrużąc oczy.
- Ale to dziecko. - zauważył Arnold, pokazując swoje pożółkłe zęby, którym z pewnością przydałby się dentysta.
- On nie jest przedmiotem naszych interesów, Arnold. Przejdźmy do sedna. - głos Toma coraz bardziej nabierał na sile, ukazując rodzącą się w chłopaku irytację.
- No dobrze, dobrze. Spokojnie. Zaczynamy. - rzucił, kładąc na stole brązową sakiewkę.

Harry z coraz mniejszą uwagą słuchał dorosłych rozmów. Raz na czas upijał łyk kremowego piwa, które było tak niedobre, że powstrzymywał się przed zwymiotowaniem. Cóż za cudowne wakacje.
Tom od kilku godzin dyskutował z nieznajomym. Głos Arnolda był wiecznie zachrypnięty, a niektóre słowa wypowiadał w obcym akcentem, którego Riddle nie był w stanie poznać. Rozmawiali o wielu rzeczach - o powstaniu, które przyniosłoby siłę światu czarodziejów, a także o diademie Roveny Ravenclaw, który spoczywał na dnie torby dilera. Cena, którą sobie zażyczył, była jednak zbyt wysoka. Chciał był jedynym władcą odnowionego świata, na co Ślizgon nie mógł wyrazić zgody.
- Arnoldzie, posłuchaj. Będziesz na wysokim stanowisku. Każdy będzie cię szanował... postaram się o to. Ale, widzisz... zmienianie świata należy do młodych. Ty, niestety, przeżyłeś już lata swojej świetności, a ja wciąż jestem w pełni sił. - mówił Riddle, święcie przekonany o swojej racji. Arnold kiwał tylko głową, bawiąc się pierścieniami na swoich palcach
W końcu, mężczyźni dobił targu- Tom otrzymał upragniony diadem, a Arnold, oprócz sporej ilości pieniędzy, zapewnienie, że kiedy Czarny Pan powstanie, jego miejsce będzie wśród wybrańców. Riddle, pomimo, że wyglądał na uczciwego człowieka (co zresztą często wykorzystywał), wcale nie zamierzał dotrzymywać słowa. Nie lubił, kiedy jacyś marni ludzi przebywali w jego otoczeniu.
- Chodź Harry. - powiedział w końcu, odsuwając drewniane krzesło i wstając od stołu - już załatwiłem, co chciałem. - rzucił, posyłając dilerowi tajemniczy uśmiech. Arnold skinął tylko głową, a kiedy Tom i Potter odchodzili od stołu, nawet się nie odwrócił, na nowo pochłonięty stojącym przed nim napojem, który pił od samego początku.
Ridde i Harry wyszli z knajpy i odetchnęli z ulgą wieczornym, chłodnym powietrzem. Dopiero teraz zdali sobie sprawę, jak śmierdziało w pubie, w którym spędzili ostatnie kilka godzin.
-Wiesz, Tom... - zaczął Potter, kiedy przemierzali ulice miasta - nie wiem, czy chcę to dalej kontynuować. - stwierdził, chowając ręce do kieszeni bluzy.
- Co masz na myśli? - spytał Riddle, marszcząc brwi i zerkając na chłopca.
- To wszystko... jest dla mnie zbyt skomplikowane. I zdecydowanie zbyt mroczne. - powiedział cicho, unikając jego wzroku.
- Mroczne? To jest mroczne? Nie przesadzaj. Chyba nie wiesz co robią czarodzieje w Ministerstwie Magii!
- Nie o to chodzi. Po prostu... nie jestem pewien czy pasuję do twojego świata.
-Pasujesz. Nie możesz odejść. Nie teraz. - powiedział Tom, a jego twarz wykrzywiła się we wściekłym grymasie. Zbliżył się do Harryego I chwytając go za ramiona, delikatnie pocałował go w usta, jakby chciał mu pokazać, ile dla niego znaczy. Potter uśmiechnął się mimowolnie, ale zaraz po pocałunku odsunął się od Ślizgona.
- Muszę wrócić. - odpowiedział cicho. Nie był w stanie dłużej przebywać z Tomem. Kochał go, ale to, co robił przyprawiało go o mdłości. Zamiast darzyć go bezwarunkowym uczuciem, chłopiec zaczynał... się go bać.
- Nie wrócisz. - powiedział ostro Riddle, prostując się. - Nie pozwolę ci teraz mnie zostawić. - dodał, delikatnie obejmując Harry'ego, który aż zachłysnął się powietrzem.
Widząc smutek i ból w oczach młodego, w sercu Toma coś drgnęło. Pocałował go ponownie, tym razem trochę bardziej namiętnie i spojrzał na jego twarz.

- Umówmy się tak. Zrobimy jeszcze jednego horkruksa, diadem Roveny. A potem pozwolę... pozwolę ci iść. - powiedział, starają się za wszelką cenę nie okazywać słabości.
- Iść? To nie odprowadzisz mnie z powrotem do Ein Eingarp? Jak inaczej wrócę do swoich czasów? - spytał zdziwiony Potter, odgarniając z czoła kosmyki włosów, tym samym pokazując Tomowi bliznę.
- Emm... - Ślizgon zignorował to pytanie - kto ci to zrobił? - zaczął, wskazując na ranę w kształcie błyskawicy. Oczy Pottera zwęziły się, a pięści zacisnęły.
- Ten, który zabił moich rodziców. - powiedział chłopiec, przypominając sobie, co mówili mu osoby w Hogwarcie, jeszcze w jego czasach.
- Czyli kto? - Riddle z jakiegoś powodu wydawał się coraz bardziej zbity z tropu.
- Mówili mi, że nazywa się... Lord Voldemort. Czy jakoś tak. Ale... ale wszyscy mówią na niego Sam Wiesz Kto. - odparł Wybraniec.
Twarz Prefekta skamieniała, a jego myśli znowu zaczęły pędzić w nieokreślonym kierunku. W i e d z i a ł kim był Lord Voldemort. W swoim notesie, pełnym jego myśli, którego nigdy nie odważył się pokazać, widniało to imię. Riddle przełknął ślinę i postanowił milczeć, nie mając pojęcia,co powinien odpowiedzieć.
To on zabije rodziców Harryego. To on będzie Lordem Voldemortem. Ekscytacja, wraz z przerażeniem były dla niego całkiem nowym uczuciem.

___________
BARDZO WAŻNE PYTANIE:

Piszę także moje oryginalne opowiadania, gatunku fantasy-horror. Czy chcielibyście je przeczytać? ^^
Mam do zaoferowania np kilka historii o wampirach, duchach lub psychopatach ;)
+ jeśli tak, wolicie czytać tego typu opowiadania na blogspocie czy wattpadzie?

Droga Do Potęgi || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz