14 | Wakacje

1.5K 153 4
                                    

Wakacje zbliżały się wielkimi krokami. Słońce zaczęło świecić dłużej i mocniej, a uczniowie z coraz większą tęsknotą spoglądali za okna, chcąc już rozpocząć letnie wyprawy.
W ostatni dzień szkoły, gdy wszyscy z przyjaciół odebrali swoje dyplomy, Tom zaprosił ich do Trzech Mioteł na kufle kremowego piwa. Bellatrix, Avery, Dolohov i Harry z przyjemnością odwiedzili wioskę czarodziejów, czując w sercach przyjemne uczucie wolności- przynajmniej na najbliższe dwa miesiące.
- Kremowe piwo dla wszystkich. - powiedział Riddle do barmana, kiedy zajęli stolik w kącie knajpy, starając się jak najbardziej odizolować od innych gości.
- Mówiłeś, że chcesz nam coś powiedzieć. - zaczęła Bellatrix, okręcając na palcu kosmyk swoich włosów.
Tom potaknął, wygodnie opierając się o oparcie krzesła. Położył dłonie na drewnianym stole, w którego czystość można by wątpić i odchrząknął.
- Wyjeżdżam do Albani. Na całe dwa miesiące. - oświadczył, czekając na reakcję przyjaciół. Zanim jednak ktokolwiek zdążył się odezwać, barman postawił przed nimi słodki napój. Tom podziękował mu, a kiedy odszedł, przeleciał wzrokiem po twarzach innych czarodziejów.
- Do... Albani? - spytał cicho Avery, co zdziwiło Pottera, bo zazwyczaj chłopak niewiele się odzywał.
- Tak. Dokładnie. - odparł Prefekt, popijając ciepły napój.
- Dlaczego akurat tam? Albania nie należy do... zbyt popularnych kierunków. - powiedziała Bella, sceptycznie marszcząc brwi.
- Owszem ale... no cóż, nie sądzę, że zrozumiecie. Ogólnie, właśnie w Albani znajduje się obecnie kilka osób, z którymi muszę się spotkać. - powiedział wynikająco, znowu sięgając po kufel.
- Kim są te osoby? - zapytała dziewczyna lodowato, z jakiegoś powodu podejrzewając Toma o coś w rodzaju romansu. On w odpowiedzi tylko się uśmiechnął.
- Nikt tak ładny jak ty, Bella. - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem, a rysy twarzy przyjaciółki się lekko rozluźniły. Pragnę spotkać Arnolda C., dealera zajmującego się sprzedażą mrocznych istot. W końcu, Czarny Pan musi mieć jakieś zwierzątko, prawda? - choć Tom powiedział to z łobuzerskim, ironicznym uśmiechem, zdanie zabrzmiało dość niepokojąco.
- Tylko tyle? Chcesz kupić po prostu nietoperza czy coś w tym stylu? - spytał Avery, skręcając papierosy.
- Między innymi. Nie wiem czy... czy mogę tłumaczyć wam dalszą część mojego planu. Bo widzicie... nie jadę tam w sprawach, o których należy mówić głośno. Będzie niebezpiecznie, będzie nielegalnie... jednym słowem... nie jestem pewien, czy bylibyście w stanie to znieść. Dodatkowo, pragnę w końcu zdobyć kolejny horkruks, diadem Roveny Ravenclaw, który kobieta ukryła właśnie tam.
- Powiedz, Tom. Powiedz nam wszystko. Chcę jechać z tobą. - rzuciła Bella, upijając łyk kremowego piwa, które przyjemnie rozgrzało jej ciało.
Riddle zamilkł na chwilę, po czym uśmiechnął się.
- Jeśli chcesz, oczywiście, możesz jechać. Jednak musisz wiedzieć,że Potter także będzie tam ze mną. - powiedział wskazując na młodego Harryego, który aż zakrztusił się napojem. On? Dlaczego?
Bella zacisnęła usta tak mocno, że teraz wyglądały jak pojedyncza linia. Zacisnęła dłonie w pięści i ze szklistymi oczami wstała od stołu, wychodząc z pubu. Zatrzasnęła za sobą drewniane drzwi, niknąc w tłumie czarodziejów.
Tom wzruszył ramionami, patrząc na twarze pozostałych.
- Bellatrix najwyraźniej się rozmyśliła. Któryś chce iść z nami? - spytał prefekt.
Avery i Dolohov spojrzeli po sobie, ale nic nie odpowiedzieli.
- No to załatwione. - stwierdził Tom, po kilku sekundach ciszy, odwracając się w stronę Pottera.
- Harry, jedziemy razem. - powiedział, a młody znowu zakrztusił się napojem. - Spokojnie,  nie denerwuj się. Tobie nic się nie stanie. - stwierdził, dopijając piwo do końca i wstając od stołu. - Chodźcie  - rzucił, ruszając w stronę drzwi. - Mamy jeszcze kilka spraw do załatwienia.

Harry i Tom szli po lasach i górach, zupełnie oddzieleni od cywilizacji. Riddle szukał diademu Roveny Ravenclaw, która ukryła go tutaj, w Albani, z obawy przed znalezieniem jej skarbu. Z każdym kolejnym dniem wyprawy, Prefekt zdawał się być coraz bardziej zdenerwowany, bo nic nie wskazywało na położenie korony. Mapy, które znalazł na czarodziejskich pchlich targach okazały się fałszywe, a sama Rovena nigdy nie wyjawiła dokładnego położenia artefaktu.
- Czy naprawdę chcesz szukać tego w lesie? Pośród... pośród niczego? - spytał Potter, zmęczony wędrówką. Kiedy Tom powiedział mu, że wyjadą na wakacje, nie spodziewał się, że podróż ta będzie wiązała się z tak małą iloścą odpoczynku.
- Muszę to znaleźć. - warknął Tom, przeczesując kolejne krzaki, coraz bardziej zdesperowany.
- Zastanów się. Nie ma szans, że odnajdziesz diadem w ten sposób. Może... może najpierw spotkasz się z tym... Arnoldem?  Mówiłeś, że jest jakimś dilerem. Może on naprowadzi cię na dokładniejszy trop. - zaproponował Potter, opierając się o pień drzewa. Riddle zmarszczył brwi, spoglądając na przyjaciela.
- No... cóż.  Tak,masz rację. To było by... dość mądre. - stwierdził, wyciągając ręce w górę, aby się rozciągnąć. - Ale Arnold jest dość daleko stąd. - powiedział Tom.
- To nie problem. Możemy się przeteleportować. - rzucił były Gryfon. W tym momencie powiedział by dosłownie wszystko, aby wyrwać się z tej zabitej dechami dziury. Potrzebował jakiejś cywilizacji, jakichś ludzi, jakiejś magii. Nie mógł przecież całe wakacje krzątać się po lasach w poszukiwaniu czegoś, czego istnienie nie jest nawet pewne.
Przeteleportowanie się do najbliższego miasteczka zajęło im dosłownie sekundę.
Choć kraj pogrążony w komunizmie i biedzie nie należał do najprzyjemniejszych miejsc, chłopcy ruszyli ulicą, pomiędzy oddziałami mugolskiego wojska i policji, skryci za pomocą różnych zaklęć.
T

om skręcał w kolejne przecznice oddalając się od centrum pełnego ludzi i służb specjalnych, aby znaleźć się w dużo bardziej zapuszczonych i niedostępnych częściach miasta- dopiero pomiędzy burdelami, sklepami z wątpliwym towarem i dilerami, sprzedającymi wymyślne substancje mogli poznać miasto od podszewki.
Riddle rozglądał się uważnie, unikając kontaktu wzrokowego z największymi szumowinami z ulic. Zdawał się być pewny siebie, choć momentami nie wiedział dokąd iść.
Jedyne informacje, jakie zostawił mu Arnold kończyły się na nazwie obskurnego baru,w dzielnicy o wątpliwej sławie, w którym mieli się spotkać, aby załatwić magiczne interesy. Potem diler obiecał pokazać mu albańskie, magiczne podziemie, które aż kipiało od potencjalnych sojuszników przyszłego Czarnego Pana - którzy z nich, biednych, słabych, wycieńczonych wojną, zarówno mugolską jak i czarodziejską  oraz systemem politycznym ludzi nie marzył o nowym, silnym przywódcy, gotowym poświęcić swoją duszę, aby osiągnąć cel? Nikt nie chciał rezygnować z takiej szansy, więc podziemie czarodzieji od wielu dni szeptało o nowym porządku świata, który musi w końcu nastać.

Droga Do Potęgi || TomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz