Rozdział 18

4K 233 87
                                    


Uwielbiam ten rozdział, bo tyyyyyyle się dzieje *.*

~~~~~ ♛ ~~~~~

Harry zebrał królewską załogę. Hrabia Maximilian i Ed również się do niej zaliczali. Zamierzali przejąć miejsce tego zdrajcy Marcusa szturmem. Nawet więcej, Harry miał nadzieję, że miejsce faktycznie dostarczy jakieś wiadomości o pobycie księżniczki Cary. Pewnie ukrywała się w najniebezpieczniejszej części miasta, obok doków Tamizy, które były pewnego rodzaju szkockim centrum w sercu Londynu. Marcus może wydać parę cennych informacji.

Kiedy ubierał swoją zbroję, Harry nie mógł nic poradzić, ale chciał by już było po wszystkim. Był zmęczony wojną, jego ludzie byli nią zmęczeni. Chciał tylko rządzić w pokoju ze świadomością, że ta suka Cara smaży się w piekle.

Ed wszedł do pokoju już przygotowany.- Jesteś gotów, mój Królu?- zamknęli oczy i kiwnęli głowami. Obydwoje wiedzieli, że jest to ważny moment. Obydwoje czuli ekscytację na nadchodzącą walkę i niewielki strach, który zawsze towarzyszy. Pojechali do doków w nocy. Musieli sforsować płot z desek, który krył za sobą coś co wyglądało jak walący się skład dla towarów przewożonych.

Gdy tylko weszli do środka, uderzył w nich odór gnijącego ciała. Strażnicy zapalili swoje pochodnie i rozglądali się po złowrogim miejscu. Skład był zapełniony skrzynkami, stosami drewna oraz stali, niektóre rzeczy były przykryte olbrzymimi płachtami. Ludzie przechadzali się i zaczęli grzebać, pomimo okropnego zapachu. Nagle, Harry i Ed usłyszeli gwałtowny wdech. Popędzili do strażnika gapiącego się na zwłoki przywiązane do krzesła.

- Był ukryty pod płachtą – mężczyzna powiedział pokazując jej kawałek w swojej dłoni.

Podeszli bliżej do ciała. Biedak prawdopodobnie rozkładał się tu od kilku miesięcy. Jego ubrania teraz już wisiały kościach, a szkodniki okupowały pozostałe ścięgna. Harry zakrył usta chustką ograniczając smród i unikając wdychania zarazków.

- Jak myślisz, kim on jest?- zapytał Ed'a, który właśnie przeszukiwał trupa w ogóle nie martwiąc się zapachem czy innym dyskomfortem.- To Marcus?

- Może – szpieg warknął.- Nie wydaje mi się, żeby nawet jego matka wiedziała – uśmiechnął się szelmowsko do przyprawionego o ciarki Harry'ego.

Inni znaleźli dokumenty na małym biurku. Niektóre były zakodowanymi listami, inne z Szkocką pieczęcią. Harry kazał je wszystkie wziąć. Na pewno jest to miejsce ważne dla Szkotów, a papiery mogą pomóc w odnalezieniu księżniczki oraz pozostałych buntowników.

Jednakże brunet był rozczarowany. Nie wiedział czemu, ale z pewnych powodów oczekiwał więcej od tej wyprawy. Był przekonany, że znajdą coś jeszcze. Szli dalej i dalej, lecz w składzie nie było już nic więcej, poza głupimi kawałkami drewna czy niszczejącymi stalowymi narzędziami. Harry poszukiwał jeszcze jakiegoś papieru na ziemi, nim usłyszał głośny huk.

- Pochodzi z zewnątrz!- Ed krzyknął szeptem.- Maximilian, strażnicy tutaj są na straży i doskonale wystawieni na atak do kurwy nędzy – ruszyli na środek składu w celu przegrupowania ich ludzi.

- Zostajesz z Królem i go chronisz – Ed krzyknął do niego, a mężczyźni ustawili się w pozycję obronną wokół Harry'ego. Usłyszeli inny głośny wybuch, znów wiatr zgasił ogień pochodni, pozostawiając ich w kompletnej ciemności. Tajemnicza postać pojawiła się nad nimi, stojąc na czymś w rodzaju balkonu.

Ed natychmiast wyjął swój łuk i wstrzelił do nieznajomego, ale nie usłyszeli nic co informowało by ich, że trafił. Strażnicy uderzali swoimi kamieniami w panice, próbując ponownie rozpalić pochodnie. Gdy pomieszczenie ponownie się rozświetliło, zobaczyli przed sobą Lady Michelle. Naprawdę wyglądała niczym północna bogini, z jej cerą, metalową zbroją, krótką spódnicą sięgającą do połowy uda.

London is well worth a mass - Tłumaczenie. |Zakończone|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz