Rozdział 14

3.6K 322 124
                                    

Następny dzień panna Granger miała bardzo zabiegany. Prawie spóźniła się do pracy, nieprzyzwyczajona do jazdy taksówką. W Ministerstwie tego dnia, jak w każdy poniedziałek, było dość tłoczno i panował hałas. Dlatego, kiedy przekroczyła próg swojego domu, prawie ucałowała podłogę. Była okropnie zmęczona i wyczerpana. Nie miała już siły nawet jeść, tylko poszła do sypialni, przybrała się w wygodne rzeczy i usiadła w salonie, na kanapie, przed kominkiem. Mimo, iż było lato, to wieczory zaczęły się robić coraz chłodniejsze. Do tego deszcz za oknem nie poprawiał humoru Hermiony. Siedziała tak, myśląc o dzisiejszym incydencie. Była bardzo sfrustrowana już od początku pracy w Ministerstwie, kiedy dowiedziała się, że biuro obok należy do Astorii Greengrass. W Hogwarcie nigdy za sobą nie przepadały, co nie uległo zmianie również w pracy. Ślizgonka była wredną żmiją, która kiedy tylko miała okazję, robiła Hermionie na złość. Gryfonka starała się nią nie przejmować, gdyż teraz miała gorsze problemy. Na przykład swoje zdrowie. Słowa uzdrowiciela nie opuszczały ścian jej umysłu i co jakiś czas odbijały się od nich echem. Stan rzeczy poprawiali jej nowi znajomi, bo musiała przyznać, że na samą myśl o nich i ich wygłupach, uśmiech wpraszał się na usta.

Podskoczyła wystraszona, kiedy telefon obok niej zaczął dzwonić. Omal nie krzyknęła z radości, widząc numer telefonu. Natychmiast odebrała i przyłożyła słuchawkę do ucha.

- Halo?

- HA...HAAA...HAAAAALO? - odezwał się głośny i donośny głos.

- Cześć, babciu.

- Jasna cholera, tu na tej wsi to nigdy nie ma zasięgu! - wydarła się.

Hermiona bardzo cieszyła się z telefonu swojej babci, bo nieczęsto miała możliwość z nią rozmawiać. Babcia Xenia była starszą kobietą, mającą siedemdziesiąt pięć lat i rzadko nachodziła ją ochota trudzić się i dzwonić. Mieszkała w górach, oddalonych od miasta Hermiony o kilkaset kilometrów. Panna Granger bardzo żałowała, że nie może się z nią widywać cześciej niż raz do roku na Święta Bożego Narodzenia.

- Co tam u ciebie, wnusiu? - zapytała kobieta uprzejmym tonem.

- No mogłoby być lepiej. - odparła Gryfonka, siląc się odpowiadać neutralnym głosem. - W Ministerstwie bałagan, jak zwykle. Poznałam ostatnio kilkoro fajnych ludzi i to mnie bardzo cieszy. Ale... pokłóciłam się z Ronem. I nie wiem, co dalej z nami będzie.

- Nigdy nie lubiłam tego sukin... To znaczy bardzo mi przykro, kochanie. O co się pokłóciliście?

Hermiona postanowiła skrócić babci tą historię, nie chcąc jej martwić kilkoma szczegółami.

- Mam ochotę go powieść za jaja...- mruknęła złowieszczo kobieta, myśląc pewnie, że panna Granger tego nie słyszy.- Mój plan i tak by się nie powiódł bo ten Roosevelt i tak nic w gaciach nie ma.

- Ron, babciu.

- Wszystko jedno.- odparła lekceważąco.

Rozmawiały jeszcze przez kilka minut o najróżniejszych tematach. W końcu babcia obwieściła, że musi kończyć, bo w telewizji właśnie zaczyna się jej ulubiony teleturniej. Hermiona obiecała, że wkrótce do niej zadzwoni, po czym się rozłączyły.

Gryfonka stwierdziła, że nie pozostało jej nic innego jak położyć się spać i tak też zrobiła.

***

Następnego dnia obudziła się dziesięć minut przed zadzwonieniem budzika, co było rzeczą dość niespotykaną. Ubrała się w typowy jej strój do pracy, czyli zwykła, nudna ołówkowa spódnica, biała koszula i brązowy żakiet. Włosy spięła w koka, aby w ciagu dnia jej nie przeszkadzały. Wykonała lekki makijaż i założyła buty na obcasie. Zjadła zdrowe śniadanie, po czym zaczęła wkładać do torby wszystkie dokumenty, które miały przydać jej się dzisiejszego dnia.

Jakie było jej zdziwienie, kiedy rozległ się dźwięk klaksonu. Wyjrzała przez okno i zobaczyła czarne BMW Malfoya. Czym prędzej spakowała resztę materiałów, a następnie opuściła dom. Gdy tylko znalazła się na podjeździe z tylnego siedzenia wysiadł Blaise, który jak zwykle wyglądał zjawiskowo. Uśmiech na jego twarzy jeszcze bardziej się rozciągnął, kiedy złapali ze sobą kontakt wzrokowy.

- Cześć, serduszko! - pokiwał jej na przywitanie.

- Hej, co wy tu robicie? - zapytała.

Od strony kierowcy wysiadł Draco. Ubrany był w szarą bluzę i czarne spodnie, włosy pozostały w twórczym nieładzie. Malfoy nie musiał się zbytnio starać, a i tak wyglądał dobrze. Od strony pasażera wysiadł Andrew. Hermiona zdziwiła się, kiedy zobaczyła, że ma na sobie koszulę i muszkę oraz spodnie od garnituru. Jego włosy zaczesane były do tyłu, a na nosie widniały gangsterskie okulary. Wyglądał bardzo pociągająco.

- Zabini tak się za tobą stęsknił i dziurę w brzuchu mi wiercił, żebym tu przyjechał. - powiedział sarkastycznie Draco, patrząc z przymrożonymi oczami na Blaise'a, który na dowód prawdziwości wypowiedzi blondyna, podszedł do Hermiony i zamknął ją w szczelnym uścisku.

Kiedy brunet się od niej odsunął jego miejsce zajął Andrew, który przytulił ją nieco mniej bratersko, zjeżdżając dłońmi odrobinę za nisko, jak na gust Gryfonki.

- Wyglądasz bardzo seksownie w tej spódnicy, złotko. - szepnął jej do ucha, a orzechowowłosa spłonęła czerwonym rumieńcem.

- Dobra, jedziemy! - wrzasnął Blaise i pociągnął Andrew'a za koszulę.

Malfoy przewróciwszy oczami, zajął miejsce kierowcy. Zabini na tylne siedzenie wepchnął Andrew'a.

- Czemu nie mogę siedzieć na przednim?! - krzyknął oburzony.

- Bo nie jesteś dość fajny.- skwitował brunet.

- Ale z Hermioną z tyłu to ja mogę siedzieć.- rzekł, jakby w ogóle nie słyszał wcześniejszej odpowiedzi Ślizgona.

Blaise pokazał mu środkowy palce, po czym powiedział do panny Granger, żeby wsiadła na przednim, a następnie zajął miejsce obok Andrew'a. Hermiona usiadł z przodu razem z Draco. Po chwili z głośnika zaczął płynąć jakiś rap, a oni ruszyli.

just fun | dramione ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz