Rozdział 9

687 78 8
                                    

**Marinette**
Cały czas myślałam o tym co powiedział mi tajemniczy mężczyzna (wywnioskowałam to po jego głosie).

Rue Pascal?

Przyjedź sama?

Z tego co powiedział wywnioskowałam, że mam tam pojechać bez osoby mi towarzyszącej (brawa za inteligencję Mari - dop. A.), ale dlaczego? Po co?

-Alya, wiesz ja...  Przyjdę innym razem muszę... Iść umyć samochód iiii... Zapłacić rachunki iiii... Kupić żaglówkę iii... - próbowałam wymyślić jakąś wymówkę.

- Dobra, dobra zrozumiałam za pierwszym razem. Idź.

- Dzięki, a... Masz może do pożyczenia rower?

- Rower? - zapytała zdziwiona.

- Rower. - przytaknęłam - Wiesz taka maszyna co ma dwa koła i...

- Wiem czym jest rower. - przerwała mi - Jasne. Bierz go. Tylko oddaj w całości!

- Dzięki!

- Masz dam ci kurtkę i szalik. W końcu ty swojej nie masz.

- Dzięki jesteś kochana!

- Tak, wiem.

- Pa!

- Pa!

Zamknęłam drzwi i włączyłam GPS-a.

- Komu w drogę, temu czas! - krzyknęłam - Albo coś w tym stylu...

I ruszyłam. Szczerze powiedziawszy nie śpieszyłam się za bardzo, ale zważywszy na to, że miejsce docelowe jest na drugim końcu Paryża, postanowiłam tym razem nie podziwiać piękna miasta w którym mieszkam, tak jak to robię zazwyczaj.

*30 minut później*

Jestem już na ulicy Rue Pascal.

I co dalej?

Po lewej i prawej stronie ciągnęły się magazyny bez końca.

*telefon  SMS-y*

Ja: Co dalej?

Nie otrzymałam odpowiedzi.

Postanowiłam trochę się porozglądać, chociaż raczej nie miało to sensu, gdyż każdy magazyn wyglądał dokładnie tak samo.

Ciemny brązowy pomieszany z beżowym, każdy zamknięty na srebrną kłódkę.

I co teraz? - zapytałam sama siebie.

Zatrzymałam się.

Jeden magazyn różnił się od pozostałych.

Był czarny z namalowaną na nim lwią paszczą.

Zaciekawiona zszedłwszy z rowera podeszłam do niego.

Przejechałam dłonią po grafiki i...

Ciemność.

Poczułam paraliżujący ból w tylnej części głowy.

Nie wiem ile czasu tak trwałam, ale jedyne co pamiętam to to, że stałam przy magazynie.

Słyszałam wszystko jak przez mgłę.

**Adrien**

Nie nawidzę swojego ojca.

Może nie jest taki jak wujek Mari, ale żeby nie pozwolić swojemu synowi spotkać się ze znajomymi?!

Chociaż na minutę!

Dobra, przeżyłem te 16 (chyba) lat nauki w domu, ale teraz tego nie zniosę!!!

Nie ucieknę z domu, bo będą mnie szukać po całej Francji.

Martwię się o Mari.

Zawsze odbierała ode mnie telefony.

Od paru dni jednak nie.

Dzwoniłem do Alyi, ale ona też nic nie wie.

Spróbowałem więc namierzyć jej komórkę.

Na szczęście miała włączony GPS.

Teraz tylko pytanie... Jak do niej dotrzeć?

Chwila...

Otworzyłem drzwi od mojego pokoju i rozejrzałem się po korytarzu.

Pusto.

Jest szansa!

Przeszedłem korytarz.

Ok. Jeszcze tylko schody prosto do drzwi.

Wychyliłem się ale zaraz tego pożałowałem.

Na schodach stała Nathalie i szła chyba do gabinetu mojego ojca.

No to przerąbane.

Pośpiesznie schowałem się za jakimś słupem.

Mam nadzieję, że mnie nie usłyszała.

Serce prawie wyskoczyło mi z piersi (😏😏😏😏 - dop. A).

Przeszła!

Szybko zbiegłem po schodach iii...

Udało się!

Na szczęście po drodze zgarnąłem kurtkę, byłoby mi mega zimno.

Marinette, gdzie jesteś?

Taaak, miało być wcześbiej a wyszło na to że... O 3.00 w nocy 😅

Jeszcze raz

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU I OBY BYŁ LEPSZY NIŻ 2016!!!

Heh,
gwiazdka☆? komentarz💬?

Miraculum | Całkiem Nowa Marinette [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz