Nocny wiatr przyjemnie koił skołatane nerwy. Gwar wciąż napływał z Wielkiej Sali pogrążając najbliższe korytarze w cichym szumie. Ogarnął mnie też inny szum. Serce mocniej biło a krew płynęła szybciej.
Niecierpliwiłem się. I obawiałem.
Chociażby Riddle był nie moim Tomem to nadal mam stanąć przed osobą, która może zapoczątkować katastrofie.
A jeśli nie poradzę sobie? Co wtedy się stanie?
Na mapie mała kropka zbliżała się w moim kierunku.
- Lukrowane kalmarki – stuknąłem różdżką w pergamin by ukryć widniacy na nim tusz. Jakby od niechcenia wyjrzałem przez okno. Dłonie mi jednak drżał.
W gładkiej szybie zobaczyłem jak samotny młodzieniec się do mnie zbliża.
Odetchnąłem z ulgą. Naprawdę chciałem go znów zobaczyć.
- Profesorze Prince? – Pozwoliłem mu się zaskoczyć.
Obracając się w jego kierunku czułem jak serce mi się zatrzymuje.
- Tak? – Wyglądał jak wtedy w barze. Czarne włosy staranie były ułożone pozwalając kilku puklom opaść na czoło. Tym razem jego ciemne oczy wpatrywały się we mnie z iskierką czegoś co mógłbym może i nazwać wesołością i zdecydowanie podstępem. – Zapewne pan Riddle. Miło pana poznać – zmarszczył brwi. – Panna Rosse się nie zjawi?
- Niestety złamała mogę wysiadając z pociągu. Przebywa w skrzydle szpitalnym, proszę pana.
- Cóż za zła wiadomość. Więc zostaje nas dwoje. Może się przejdziemy. Sala Wejściowa nie jest zbyt dogodnym miejscem na rozmowę.
Nie oglądając się za siebie obrałem drogę do gabinetu. Choć nie ukrywam, że chciałbym zobaczyć jego minę gdybyśmy znaleźli się w moich komnatach.
Specjalnie wybierając dłuższą trasę trzymałem go w niepewności.
- Więc, panie Riddle, zaskarbiłeś sobie sympatię prawie całej szkoły. Profesor Slughorn mówił praktycznie tylko o tobie.
Skrzywił się nieznacznie zajmować fotel naprzeciw biurka. Oparłem się o nie krzyżując ramiona na piersi.
- A czy pańską, profesorze?
Kąciki ust wygięły mi się lekko ku górze.
- Nic o tobie nie wiem, Tom. Ostatnio nie byłeś zbytnio rozmowny. – Dostrzegłem ulgę? – Chyba nie myślałeś, że Cię nie poznam. Nie codziennie ratuje chłopców w opałach.
- I nie upija pan nieletnich? – Wtrącił.
- To tylko kieliszek. Co najwyżej przełamałby bariery. No może nie twoje. Jesteś dość skryty.
- Zazwyczaj ludzi nie interesuje to o czym myślę. – Okręcał ciemne pasmo wokół palca.
- Masz rację. Liczy się jedynie to co umiesz i na ile mogą ten talent wykorzystać – przyznałem. - I ładna buźka ale to już inna sprawa.
- Więc sądzisz, profesorze Prince, że moja buźka jest ładna? – Zmrużył oczy.
- Nie kokietuj mnie, Tom. Może i jestem profesorem ale nawet ja nie jestem w stanie...
Się tobie oprzeć. – Do reszty zdurniałem. Doskonale rozumiem, że mnie pociąga. Nie ma co się oszukiwać. Ale żeby mówić mu to tak od razu?!
- Ehm. Wracając do tematu... – Złośliwość w jego oczach świadczyła o odgadnięciu urwanej części. - Chciałbym cię prosić o listę uczniów, od piątej kasy wzwyż, którzy wybrali mój przedmiot. Wraz z pozostałymi prefektami przekażcie mi też krótki opis każdej osoby z ostatniego roku. Predyspozycję magiczne wszystkich klas sam ocenie na zajęciach. Oczekuje dokumentów najpóźniej w sobotę. Dasz radę?
CZYTASZ
Prince? (tomarry)
FanfictionHarry Potter przez wojnę z Czarnym Panem traci wszystko. Swoich przyjaciół, znajomych, swoją rodzinę i tych, których darzył niechęcią. Utracił nawet to kim jest. Aby wszystko naprawić, będzie musiał podążyć nieznaną mu drogą, by wypełnić ostatnie ż...