Prince pozwolił mi robić ze sobą co tylko zapragnę.
Dał mi to jasno do zrozumienia, tak jak ja to, że oczekuję od niego wynagrodzenia za dzisiejszą frywolność. Nie obchodziło mnie ile wypił i na ile chce usprawiedliwić tym swoje czyny. Od samego poranku wprowadzam w życie mój plan, by w końcu nastąpiło to, co już niedługo się wydarzy.
Jego sile dłonie, zdecydowanie podążające tylko sobie znaną ścieżką, chwilowo wyparły z mojej głowy wszelkie myśli wprawiając mnie w ekstazę.
Fakt, że dał mi wolną rękę świadczył o tym, jak bardzo mu na tym zależy. Jak liczy się dla niego mój komfort. Nie narzucał się, nie poganiał. Jedynie potęgował to co i tak szalało w moim wnętrzu. Wszelkie doznania kumulowały się w jednej sferze. Miałem zamiar spełnić moje słowa.
Być jego chłopakiem, kochankiem, kimkolwiek zechce bym się stał tym będę. Byle nie przestawał tego robić - zmieniać mnie.
Jego czyny, słowa, nawet sama obecność i świadomość jej bytu, wpływały na mnie. Jednym zdaniem odpędzał największy gniew, dotykiem niweczył wszelką niepewność. Byłem przekonany, że gdybym spotkał go o rok wcześniej nigdy nie zostałbym mordercą. Nim zechciałem chociażby pomyśleć by go odrzucić na stałe zawładnął całą mą osobą. Może nawet jeszcze w tym cholernym barze.
Od tamtego czasu pokazałem mu czego pragnę. I byłem świadomy, że Harry spełni wszelkie moje pragnienia.
Nie tylko te psychiczne.
***
Sportowa szata wraz z koszulą leżały gdzieś już dawno zapomniane. Za sprawą naprowadzenie profesorskich dłoni i moje spodnie wkrótce dołączyły do tego niepoukładanego stosiku. Z ulgą przyjąłem nagłą swobodę korzystając z zaistniałego luzu by otrzeć się o jego ciało.
Mój nauczyciel leżał pode mną. Może i w normalnych okolicznościach uznałbym to za formę czynów niepoprawnych i nieodpowiednich ale w obecnej chwili nie dopuszczałem do siebie tych myśli. Nie widząc te żądne mnie zielone oczy.
Już pomijając sam fakt, że bez okularów nie dostrzega mnie do końca. Ten mały szczegół działał na moją korzyść dodając więcej pewności mym niewprawnym ruchom. Nie muszę chyba tłumaczyć, że to moje pierwsze tego typu doświadczenie. Mówię tu o doświadczeniu. Teoria, nawet w hogwardzkich murach, dosięgnie każdego nastolatka. Tym bardziej jak Malfoya masz za znajomego.
A ja nienawidzę być niedoświadczonym. Nie cierpię czegoś nie umieć, nie wiedzieć, być od czegoś zależnym. Może i jestem zależny od zawładniętych mną żądzy, od całego jego osoby. Tylko, że ten typ zależności różnił się od innych. Był inny, wprawiał mnie w stan ciągłego oczekiwania. Na niezgłębioną dotychczas namiętność.
Posunąłem się więc o krok dalej w jej kierunku. Przekraczając barierę samych pocałunków i poznawczych pieszczot wzajemnie rozgrzanej skóry. Dłońmi dotarłem do miejsca, gdzie biodra zanikają pod warstwą materiału sędziowskich spodni. Językiem znaczyłem mokry ślad na podbrzuszu.
- Czy jesteś tego pewien, Tom? - spytał odzywając się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Głos miał niski, ochrypły. Za jego sprawą poczułem ścisk w gardle, musiałem przełknąć ślinę.
Nim choćby cień wątpliwości padł na moje niecne plany odpowiedziałem:
- Jak nigdy. - Pewność w moim tonie zaskoczyła nas obojga. Widocznie moje ciało wiedziało lepiej, że podołam.
CZYTASZ
Prince? (tomarry)
FanfictionHarry Potter przez wojnę z Czarnym Panem traci wszystko. Swoich przyjaciół, znajomych, swoją rodzinę i tych, których darzył niechęcią. Utracił nawet to kim jest. Aby wszystko naprawić, będzie musiał podążyć nieznaną mu drogą, by wypełnić ostatnie ż...