Rozdział 7

8.5K 626 272
                                    

Wśród przygotowań do niedzielnego Halloween miałem wrażenie, jakbym był obserwowany.

Zmarszczyłem brwi.

Jak przez mgłę pamiętałem rozmowę z Tomem. Obiecał, że pozbędzie się problemu. I najwyraźniej udało mu się. Młody Malfoy już więcej nie przyglądał mi się i przypadkiem nie wpadał na mnie. Zastąpiło go spojrzenie mniej natarczywe i zdecydowanie nie tak pożądliwe bym miał się narazie nim niepokoić.

Chcąc zebrać potrzebne materiały w bibliotece zostałem jednak zatrzymany przez moją obserwatorkę.

Była czarnowłosą ślizgonką. Jej równie ciemne oczy jak i kształt twarzy przywodziły na myśl kogoś kogo dobrze znałem.

- Przepraszam, profesorze Prince – taktowne zwróciła moją uwagę mimo pewnego dystansu w głosie. – Czy mogłabym zająć panu chwilę?

Przywołałem ostatni tom z listy dziwnych wypadków czarno magicznych i skinąłem jej głową. Do kolacji została jeszcze chwila.

- Nie widzę przeszkód, panno...?

- Prince, profesorze. Nazywam się Eileen Prince.

Może i od zawsze pragnąłem mieć rodzinne. Ciepły dom w którym będą na ciebie czekać ludzie, którzy cię kochają. Mieć dziesiątki krewnych i wesoło żartować przy wspólnych obiadach. Zawsze wierzyłem, że Voldemort zaprzepaścił szansę na szczęśliwe życie odbierając mi rodziców. Obojga. Najpierw matkę, gdy miałem rok. Następnie prawdziwego ojca, którego nie byłem świadomy. Co z tego, że mój świat nie niszczą już wojny, gdy nie ma w nim nikogo na kim mi zależy.

Przed oczyma rozbłysnął mi obraz z ostatniego wspomnienia mego ojca. Ta chwila, gdy Lili pozwoliła mu się pokochać. Służba wśród śmierciożerców, która zaprzepaściła wszystko. Jej odejście do Jamesa. Moment kiedy dowiedział się o moim istnieniu i moim prawdziwym ojcu. Myśl, że Severus Snape dzieli ze mną krew była ciosem.

Najbardziej bolała jednak ta myśl, że przed nikim do tego się nie przyznał. Tłumił to w sobie zapewne myśląc, że zapewni mi to bezpieczeństwo.

Przecież nie mógł wiedzieć, iż całe życie chciałem zostać choć raz przytulonym przez rodziców

I właśnie teraz, stojąc przed moją krewną, matką Severusa, moją trzynastoletnią babcią, musiałem odeprzeć przemożoną chęć uściskania jej.

- Jak mniemam jesteś moją krewną, czyż nie? – spytałem po prostu panując nad uśmiechem. Gdy zmrużyła brwi podobieństwo między nią a jej synem jeszcze bardziej się pogłębiło.

- Tak mi się wydaję. Ojciec twierdzi, że zapewne profesor podchodzisz z drugiej linii jego prababki.

- Niestety trudno mi to potwierdzić. Moi rodzice polegli w wojnie. – Powiedziałem sądząc, że ucieszy to część niewygodnych pytań.

- Grindelwald nie szczędzi nikogo. Matka rozpaczała nad stratami naszego rodu. Przykro mi profesorze.

- Dziękuję, Elieen. Cieszę się mogąc poznać kogoś z rodziny. Może uda mi się kiedyś spotkać z twoimi rodzicami.

Dość posępną twarz czarnowłosej odmienił lekki uśmiech. Ciekawe czy Severus również tak promieniał, gdy tylko odważył się obdarzyć kogoś uśmiechem?

- Nie wątpię. Do widzenia, profesorze – pożegnała się by po chwili zniknąć między regałami.

Nim zdążyłem choćby poprawić trzymane w ramionach książki spowita czernią postać pojawiła się znikąd. Jedna z ksiąg głucho uderzyła w podłogę.

Prince?  (tomarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz