Rozdział 27

2.9K 201 69
                                    

Hej, hej wszystkim!

Mam nadzieję, że nie śpicie jeszcze, gdyż oto zawitałam do was z kolejnym rozdziałem.

Miłego czytania moi drodzy czytelnicy

i dobranoc/dzień dobry <3

___________________________________________________________________________

Wraz z nastaniem nowego roku oraz osiągnięciem przeze mnie pełnoletniości wszystko zdawało się wrócić do normy.

No dobrze, nie takiej znowu normy, w końcu mogłem do woli czarować i nie przejmować się jakimś tam namiarem. Natomiast Harry definitywnie przestał się przejmować tym, że ktoś nakryje nasz związek. Nie, żeby wcześniej jakoś się tym wyjątkowo przejmował. Chociaż teraz to przechodził sam siebie. Nim nadszedł czas naszego powrotu do szkoły zabrał mnie na obiad w owym magicznym miasteczku, które zeszłej nocy zostało zaatakowane. W sumie zobił to między innymi po to, aby zorientować czy wszystko jest w porządku, jednak nie narzekałem. Zjedliśmy w małej restauracji, a Harry raz po raz splatał nasze dłonie razem, gładził mój policzek, całował mnie, jakby nie mógł żyć beze mnie. Jakbym był jego powietrzem.

Żadna gazeta nie poinformowała jeszcze o zakończeniu wojny, co świadczyło o tym, że dwójka najpotężniejszych magów tych czasów, wciąż toczyła swoją walkę. Cały magiczny świat zdawał się wyczekiwać końca w napięciu, nie wiedząc, czego mogą się spodziewać. Ja miałem trochę łatwiej, czułem spokój Harry'ego i wiedziałem, że zna on zakończenie tej bitwy. Co prawda mogłem bez żadnego problemu wślizgnąć się do jego umysłu i poznać wynik tego pojedynku, lecz nie chciałem sobie psuć zakończenia. A któż wie, co mógłbym zobaczyć jeszcze przez przypadek w tej jego rozczochranej głowie?

Te ostatnie dni, które spędziliśmy razem i wszystkie ciężkie sytuacje z którymi musieliśmy się zmierzyć, pozostawiły po sobie coś co trudno mi było jednoznacznie nazwać. W końcu czułem, iż mogę mu zaufać i nie były to tylko słowa pełnego nadziei mnie, którym byłem parę miesięcy temu, kiedy zachłysnąłem się wszystkim tym co wiązało się z Harry'm, miłością i jakąkolwiek bliskością. Teraz byłem świadom co dla mnie znaczy zaufanie i na ile mogę liczyć na niego. Byłem również pewien, że poświęca dla mnie więcej niż jest tego sam świadom. Jakby nie wystarczył fakt, iż już pośrednio odpowiadałem za zniszczenie jego przeszłości... Chociaż ciężko było mi się wciąż z tym pogodzić. Dla mnie Voldemort był niemal osobnym, mistycznym bytem, odległą istotą z opowieści, którymi straszy się dzieci. Przynajmniej tak było zazwyczaj. Oczywiście były chwile, kiedy czułem tą mroczną obecność w moim umyśle i jak nikt inny czułem, że on jest mną, a ja mogę się stać nim...

Ale nie będę się teraz tym przejmować.

Już dość mam trwonienia czasu na bezsensowne myśli o władzy, potędze i horkruksach. Harry uświadomił mi, że nic nie wiedziałem o ludziach i o świecie. Na przykład taki Abraxas. Niegdyś miałem go tylko za osobę, której pozwalałem być blisko tylko dlatego, że miał status, pieniądze i w przeciwieństwie do innych był w miarę przyjemny dla oka. Był wyłącznie użyteczny, zapewniał mi wszelkie informacje na temat tego co działo się w zamku i poza nim, jednak nigdy nie pomyślałbym, że może stać się kimś więcej niż tylko pionkiem w mojej rozgrywce. A teraz? Uznałbym go może za jedynego towarzysza. Oczywiście nie licząc Prince'a.

Ach, Prince... Zdawałoby się, że zaledwie wczoraj stanął na mojej drodze, a już wywrócił ten świat do góry nogami i roztrzaskał w drobny mak wszystko w co wierzyłem. Każda ideologia do której dążyłem przestała mieć znaczenie a świat ukazał się zupełnie odmienny od tego sprzed jego poznania.

Prince?  (tomarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz