Rozdział 8

8.7K 640 165
                                    

Efekt jaki wywołało nasze nadejście był zadowalający. Zarówno uczniowie jak i nauczyciele oglądali się za nami gdy podążaliśmy między namiotami. Cała feeria barw sprawiała, że nie wiedziałem gdzie podziać swój wzrok. Powietrze wypełniał zapach popcornu i waty cukrowej. Nieopodal dostrzegłem owoce maczane w karmelu. Gdzieś pomiędzy nimi wystawały makrele.

Obok nas przeszedł mim podążając po nie widzianych schodach ku górze.

- I jak Ci się podoba, Tom? - spytałem widząc jak, zresztą zgodnie z moimi cichymi marzeniami, jego oczy błyszczą w zachwycie. Niemal chciałem na zawsze zatrzymać ten ich wyraz. Nie potrzebowałem już odpowiedzi. Doskonale widziałem jak bardzo cieszył się z bycia tutaj.

I ja byłem podekscytowany. Nie zważając na uczniów czy też kogokolwiek wmieszałem się w pochód akrobatów i ściągając ramię pociągnąłem Toma do jednego z namiotów. Otoczył nas wodne spiralę unoszące w powietrze najbardziej złote rybki jakie widziałem. Między nimi na podwyższeniu stała kobieta. Ruchem rąk znaczyła ich szlaki.

W innej wnęce znaleźliśmy tresera harpii. Ich widok, gdy były gotowe zrobić wszystko, urzekał swoją grozą. Nieopodal znaleźliśmy węże.

Pięły się po srebrnych prętach tunelu. Były ich dziesiątki. Idąc ramię w ramię udzielało mi się podekscytowane mego towarzysza.

- Chodź do mnie, piękna -wysyczałem świadomy użytej przeze mnie mowy wężów. - Chodź piękności, lecz nie kąsssaj.

Jej smukłe ciało oplotło moją dłoń, zsuwając się po wyciągniętej ku górze ręce. Ośmieliłem się spojrzeć na Toma. Patrzył oniemiały z lekko rozchylonymi ustami.

Otoczony przez węże był jednocześnie królem i ich sługą. Panem i poddanym. Słuchał i był wysłuchiwany. Był to prawdziwy dziedzic Slytherina. A ja przejąłem jego dar. Czułem się niemal jak złodziej.

Jednak nie w tej chwili. Nie gdy patrzył na mnie w ten sposób. Jakby widział mnie po raz pierwszy. Nie dowierzając.

Pozwoliłem sobie zapanować nad nim.

Obróciłem się do niego by stanąć przed nim. Wciąż trwał w zastoju wpatrując się we mnie z zadziwieniem. W panującym półmroku zdałem się na te pełzające gady. Odcięły dostęp do tunelu.

Wąż z mego ramienia przeszedł na Toma, gdy tylko go dotknąłem. Pogładziłem jego bark zanurzyłem palce we włosach na jego karku. Zbliżywszy twarz ku jego czekałem, aż w tych świetlistych oczach dostrzegę nieme przyzwolenie. Jego ciało się nie wahało. Jedynie umysł wciąż miał obawy.

- Nie musisz się mnie bać - Zadrżał pod moim wężowym szeptem - Jesstem tu dla Ciebie i nie ośmielę się Cię skrzywdzić. W żaden sposób, nigdy.

- Ja... ufam Ci - węże odpowiedziały na jego słowa. By po chwili zupełnie umilknąć.

- Więc stanę się godnym twego zaufania.

Pochyliłem się by nasze wargi otarły się o siebie. W momencie ich drżenia pełnym oczekiwań nadal nie nadużyłem swojej przewagi.

- Do niczego Cię nie zmuszę - walczył by nie przemknąć powiek. Odkryłem, że jego oczy miały najprawdziwsza barwę gorącego brązu. W tej chwili zdawały się płonąć. - Jednak, gdy tylko mi przyzwolisz na choćby jeden pocałunek - urwałem czując jak brakuje mi powietrza - wtedy nic już nie będzie takie samo. Czy ośmielisz się odrzucić przede mną swą massskę?

Niemal czułem jak się odsuwa, ze śmiechem kpi ze mnie. Odsłania twarz potwora i z cruciatusem na ustach pozbawia mnie zmysłów. To były moje obawy. Prześwit jego przyszłego wcielenia. Jednak ono odeszło. Dopóki będę cały dla niego nie powróci. A ja nie mam zamiaru odejść.

Prince?  (tomarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz