- Mogę wejść? - Głos dziewczyny wydawał mi się znajomy. Ton miała pewny, mimo młodego wieku, dzięki któremu wciąż można było wyczuć pozostałości tej dziecinnej miękkości w jego brzmieniu.
- Myślę, że to nie najlepsza chwila, Eileen. - Rozpoznałem to imię. Trzecioroczna ślizgonka, krewna Prince'a, jeśli oczywiście można było zaufać ich rozmowie z początku roku. - Wydaje mi się, że cokolwiek chcesz mi przekazać, nie może to zbyt długo czekać... - jego słowa ucichły, gdy wyszedł do niej na korytarz.
Powinienem zostać. Dobrze to wiedziałem. Ale nie byłbym sobą, gdybym siedział w niewiedzy czekając na jego powrót. Wyjrzałem ponad blatem i ujrzałem ich w półprzymkniętych drzwiach. Eileen mówiła coś stojąc wyprostowana jak struna, a Harry słuchał jej uważnie. Splótł ramiona na piersi.
Podkradłem się w ich stronę, kryjąc się wciąż w cieniu. Nim dotarłem do nich na tyle blisko, by usłyszeć ich głosy rzuciłem szybkie zaklęcie kameleona na siebie - wzdrygając się mimowolnie od nieprzyjemnego uczucia i tylko silna wola powstrzymała mnie od poprawienia włosów, by pozbyć się wrażenia, że coś po nich spływa - i do kompletu zaklęcie wyciszające, by nie mogli usłyszeć szelestu moich szat i żadnego z moich kroków, które teraz wydawały mi się dudnić, jak hałas wydawany przez Hogwart Express.
Pewny, że dziewczyna nie wykryje mojej obecności przylgnąłem do ściany, by móc wyjrzeć zza framugi.
- ... właśnie dlatego dyrektor Dippet prosi o jak najszybsze przyjście. Profesor Dumbledore czeka na pana w swojej komnacie. Oczywiście magomedycy już się nim zajęli, lecz z tego co mi wiadomo jego stan nie jest na tyle poważny, by potrzeba było wzywać kogoś ze św. Munga. Co do walki... - zamilkła na chwilę. Wysunąłem się jeszcze trochę na korytarz. Nieświadomie bawiła się jednym z pasem swoich czarnych włosów. Gest wydawał się być na tyle nieświadomy, iż zapewne był oznaką niepokoju. - Niestety nic w tej sprawie nie wiadomo.
- Dziękuję za wiadomość - Harry położył dłoń na jej ramieniu w pocieszającym geście i chyba lekko je ścisnął, gdyż drgnęła na ten gest. Spojrzała na niego i skinęła głową cofając swoją dłoń by spleść ją z tyłu, automatycznie prostując się jeszcze bardziej. - Teraz udam się tam jak najszybciej, a ty powinnaś wrócić do dormitorium. I radzę poczekać z rewelacjami dotyczącymi powrotu profesora. Przynajmniej do jutrzejszego poranka - nakazał jej zabierając rękę. - Dobranoc, Eileen. - Powiedział z lekkim uśmiechem, chociaż dobrze wiedziałem, iż był on jedynie ułudą. Prince'a otaczała niepewność, czułem to dokładnie. Obawiał się o stan Dumbledore'a. Jednak w stosunku do młodej ślizgonki czuł coś innego. Ze zdziwieniem odkryłem, że była to troska. I ciepło, gdy o niej myślał. Bynajmniej nie takie, jakie powinien odczuwać do dalekiego krewnego, którego ledwo co się poznało. Tutaj chodziło o coś więcej. Dzielili to samo nazwisko, lecz nie to budziło w nim zaufanie. Harry czuł się w jakiś sposób związany z nią.
- Oczywiście, profesorze. Nikomu nic nie powiem - obiecała unosząc dumnie podbródek, by potem skinąć mu głową na pożegnanie. Odeszła korytarzem znikając w jego czeluściach.
- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Tom - rzucił Harry wciąż wpatrując się w miejsce w którym znikła. Drgnąłem zaskoczony. - Zaklęcie kameleona, czyż nie? Nie ze mną jednak takie sztuczki, pamiętasz, że byłem aurorem? - dodał po chwili nim zdążyłem choćby potwierdzić. - Jeśli jesteś taki ciekawski to chodź ze mną.
- Myślisz, że nie zorientują się, że jestem przy tobie? - spytałem powątpiewając w to.
- To bardzo dobrze rzucone zaklęcie. Jestem święcie przekonany, że nikt poza mną i Albusem nie wyczuje cię. A jeśli chodzi o niego, to zapewne nawet kiedy się zorientuje, to nie da nam się o tym dowiedzieć. - Rzekł zerkając przez ramię w miejsce, w którym wydawało mu się, że stoję. Co pozwoliło mi uświadomić sobie, jak wyczulone są jego zmysły.
CZYTASZ
Prince? (tomarry)
FanfictionHarry Potter przez wojnę z Czarnym Panem traci wszystko. Swoich przyjaciół, znajomych, swoją rodzinę i tych, których darzył niechęcią. Utracił nawet to kim jest. Aby wszystko naprawić, będzie musiał podążyć nieznaną mu drogą, by wypełnić ostatnie ż...