Rozdział 32

2.3K 204 58
                                    

Witajcie!

Pewnie nawet nie mieliście czasu, by za bardzo się stęsknić za tym opowiadaniem.

Nie mniej, nie powstrzyma mnie to od wcześniejszej publikacji. Gdyż w końcu jestem w momencie do którego dążyłam od początku.

Oznacza to również, że jesteśmy już niemal na końcu historii.

Jednak nie myślcie o tym jeszcze!

Nie przedłużając oddaje rozdział w wasze ręce!

_____________________________________

Wciąż czułem słodki smak piwa, gdy złożyłem pożegnalny pocałunek na ustach Prince'a.

Księżyc tej nocy świecił wyjątkowo jasno, oświetlając blaskiem korytarze. Nie chciałem iść jeszcze. Cały ten dzień zdawał się trwać wieczność, lecz mimo że tyle się w nim wydarzyło nawet nie pamiętałem dokładnie, kiedy ten czas upłynął.

Z żalem odszedłem korytarzem, z dłońmi ukrytymi w kieszeniach płaszcza i zatopionymi między przeróżnymi słodkościami, które Harry tam upchał. Nie przejmowałem się niczym. Nie obchodziło mnie, że któryś z nauczycieli mógłby mnie nakryć na tej nocnej wędrówce. Wybrałem więc dłuższą drogę. Stopy poprowadziły mnie same, a myśli płynęły z nurtem.

Gdzieś na pograniczu świadomości czułem obecność Harry'ego.

Jeśli on twierdził, że moja aura jest szeroka, to w jego niemal tonęła ta szkoła. Tyle potęgi... tyle dobra.

Nie byłem nawet pewien, kiedy uświadomiłem sobie, że chciałbym być taki jak on.

Nie ze względu na tę moc, którą posiada, chociaż, przez tę dziwną więź która nas połączyła, dane było mi dzielić jej niektóre aspekty. Tylko właśnie przez tą dobroć, życzliwość, chęć życia i odwagę.

Oczywiście nie dopuszczałem do siebie myśli, że musiał być on cholernym gryfonem! Jestem potomkiem Salazara w całej tej jego chwale i nie pozwolę tego zbezcześcić. Jednak on miał w sobie coś, przez co ludzie rwali się do niego zwabieni zaufaniem. Chyba to był jego największy talent. W każdym widział te lepsze strony. Nie ważne, jak głęboko ukryte...

Szkoła chyba postanowiła sobie ze mnie zadrwić, korytarze, które od wieków prowadziły do lochów zmieniły swą drogę. Nie wiedziałem co się dzieje, lecz nie pozwoliłem sobie myśleć, że mógłbym się po prostu zgubić.

Kontynuowałem więc po prostu. Nie zawracając.

Myślę, że teraz było za późno, by zrobić krok wstecz.

Minąłem Izbę Pamięci.

Z całego rzędu drzwi tylko te jedne były uchylone. Ze środka mdły blask księżyca wydostawał się niemal zwabiając mnie do wnętrza. Uległem mu, chcąc zobaczyć te szklane gabloty. Ogrom ich uderzył mnie tak samo mocno, jak tego dnia, gdy z honorami odebrałem tu Specjalną Nagrodę za Zasługi dla Szkoły.

Ta srebrna tarcza z moim imieniem i nazwiskiem zdawał się teraz szydzić sobie ze mnie. Pyszniła się na samym środku, na przeciw mnie.

Poczułem jak otacza mnie chłód, podobny do tego, który towarzyszy skutkom stworzenie horkruksa.

Odwróciłem od niej wzrok, przesuwając go po nazwiskach sąsiadujących medali. Było ich tak wiele. Przez myśl mi przeszło pytanie: ile z nich jest tak samo pustych jak ten mój?

Prince?  (tomarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz