Dni zmieniały się szybciej niż nastroje Abraxasa. Nim się obejrzałem stałem u jego boku w oczekiwaniu na jego Bożonarodzeniową parę. Wyglądało na to, że w tym roku Klub Ślimaka poszerzył trochę listę gości na coroczne spotkanie. Nie zdziwiłbym się, gdyby połowa uczniów postanowiła spędzić ferie świąteczne w Hogwarcie z tego właśnie powodu. Nie żeby mi to przeszkadzało. W tłumie łatwiej będzie można zniknąć. Westchnąłem ciężko na myśl, iż mam uczestniczyć w tej całej szopce Slughorna.
W końcu, po długim oczekiwaniu i zerkaniu co parę sekund na zegar, Abraxas odwrócił się w moją stronę. Zdawałoby się, że dostrzegłem w jego osobie coś na kształt zdenerwowania.
Uniosłem wysoko jedną brew.
- Czy ty masz tremę? - zapytałem widząc jak stara się nie poprawić swoich włosów po raz setny, mimo iż leżały tak samo idealnie jak zwykle.
- Nigdy w życiu, Tom. Ja i trema? Pff, chyba sobie żartujesz - zaśmiał się co zabrzmiało trochę histerycznie - lepiej spójrz na siebie.
- A co niby jestem ze mną nie tak? - Przygładziłem mój nowiutki płaszcz.
- Och, Tom - pokręciło głową - wzniecisz pożar od ciągłego pocierania tej szaty. Ja rozumiem, że nie możesz się doczekać pozbycia się dzisiaj swojego ubrania, ale może poczekaj aż twój "Książę" będzie w pobliżu. Ostatnio wygląda jakby czekał na to od wieków - zaśmiał się, jednak po chwili jego śmiech przycichł na rzecz czarującego chichotu. Był to jasny znak, że skończyło się jego towarzystwo.
- Nie zatrzymuje cie, widzę że i ty masz ochotę na małe co nie co dziś w nocy.
W odpowiedzi jedynie puścił mi oczko, z miną mówiąca: "tylko znowu niczego nie zchrzań", po czym zniknął w ramionach tego cholernie radosnego Francisa.
Postanowiłem, że po ostatnich wydarzeniach należy mi się chwila relaksu i rozluźnienia więc nie ociągając się skierowałem się ku miejscu, gdzie odbywał się bal, bo inaczej nie dało się oddać ogromu dekoracji i przepychu.
***
Zaledwie zrobiłem pięć kroków, gdy już zostałem porwany przez czyjąś dłoń chwytająca mnie za ramie. Nie ukrywam, że nie była to dłoń o której marzyłem. Bowiem należała do profesor Hooch.
- Witamy spóźnionego młodzieńca, ale dość już stania w tych drzwiach - pociągnęła mnie w głąb tłumu, tak szybko, że nie byłem w stanie nawet rozpoznać osób które mijałem. - Czekają już tylko na ciebie, przecież bez tak wybitnego ucznia zdjęcia nie można zrobić.
O nie, nie - pomyślałem. - Tylko tego mi brakowało. Na pewno przez następne pół wieku będę wisiał nad biurkiem w gabinecie Slughorna, kiedy to on będzie się chwalił swoimi kolejnymi uczniami.
Chciałem się już wycofać, kiedy madame Hooch wepchnęła mnie w ramiona stojącej nieopodal postaci. Gdyby ten ktoś mnie nie złapał pewnie zaliczył bym piękne spotkanie z podłogą. Jak się okazuje święta to czas magiczny, bardziej niż każdy dzień z życia czarodzieja w miejscu takim jak Hogwart, więc nie mogło przecież być inaczej. Ramiona i reszta zresztą ciała z którym niemal się scaliłem, należała do nikogo innego jak Harry'ego Prince'a!
Kiedy wreszcie udało nam się wyplątać ze swoich kończyn i materiałów naszych szat, profesor Dumbledore odchrząknął informując wszystkich, iż zaraz zrobi zdjęcie. Jego fantazyjna szata, pomimo, że pełna była ognistych stworzeń niezwykle pasowała do profesora. Zdawałoby się, że ktokolwiek ją stworzył zrobił to z myślą o tym właśnie magu.
Próbowałem się odsunąć, gdy tylko oderwałem od Feniksów swoje oczy, by uciec z centrum kadru i choć trochę od Prince'a. Miałem wrażenie, że gdy będę dłużej tak stać moja szata na pewno spłonie od żaru, jaki buchał od miejsc z którymi stykały się jego dłonie. Nie udało się jednak tego zrobić, bo wciąż trzymał materiał mojego płaszcza, tak by nikt tego nie dostrzegł. Gdybym odchylił się o cal do tyłu moje plecy spotkały by się z jego torsem. Podkręciłem głową by pozbyć się tych myśli.
CZYTASZ
Prince? (tomarry)
FanfictionHarry Potter przez wojnę z Czarnym Panem traci wszystko. Swoich przyjaciół, znajomych, swoją rodzinę i tych, których darzył niechęcią. Utracił nawet to kim jest. Aby wszystko naprawić, będzie musiał podążyć nieznaną mu drogą, by wypełnić ostatnie ż...