Rozdział 28

3K 199 61
                                    

Śniadanie w Wielkiej Sali było takie samo, jak każdego dnia w roku. Sklepienie nad naszymi głowami informowało o pogodzie. Radosny gwar wypełniał całe pomieszczenie, pomimo faktu, że nie wszyscy byli zadowoleni z powrotu do zajęć, nauki i zadań domowych. Oczywiście nie dotyczyło to mnie, od zawsze byłem żądny wiedzy, a Hogwart uważałem za miejsce w którym czuję się tak dobrze, jak nigdzie w moim życiu. 

Uważałem, czułem, lecz teraz zmieniła się najbardziej podstawowa rzecz. Teraz miałem Harry'ego i pokazał mi on miejsce, które stało się dla mnie domem bliższym nawet od Hogwart'u.

Dlatego też po ostatnich dniach, które spędziliśmy wyłącznie we dwoje czułem się przytłoczony. Zdążyłem się odzwyczaić od bliskości tak wielu osób, więc odczułem dziwną niezręczność, kiedy jadłem wraz z nimi. Nawet pomimo faktu, iż jedyna osoba, która zwracała na mnie więcej uwagi niż na swoje śniadanie siedziała wiele metrów ode mnie, i zajęta była rozmową z siedzącą na lewo madame Hooch. Jedno z krzeseł stołu prezbiterialnego pozostawało puste. Profesor Dumbledore nie pojawił się ani wczorajszego wieczoru ani dzisiejszego ranka.

Abraxas poinformował mnie, że omijając wczorajszą kolację opuściłem jakże niezwykłą przemowę dyrektora Dippet'a. O złu i dobru, walce, poświęceniu i innych takich bezsensownych rzeczach. Jedyną istotną dla mnie wiadomością, był fakt, że do odwołania nie będzie zajęć z transmutacji, a ściślej mówiąc do dnia, kiedy profesor zwycięży w tej walce i zakończy wojnę. Nie powiem, żeby nie było mi to na rękę. Zyskam parę dodatkowych godzin w tygodniu, które będę mógł w całości poświęcić... oczywiście nauce.

Nim się spostrzegłem zajęcia kończyły się jedno za drugim, a dzień chylił się ku końcowi. Jedynie z zajęć tego dnia pozostała Obrona Przed Czarną Magią.

Przeciągnąłem się na swoim krześle czekając, aż profesor zaszczyci klasę swoją obecnością. A spóźniał się już całe trzy minuty.

Słońce zachodziło za horyzontem wypełniając sale ciepłym pomarańczowym światłem. Wielkie okna lśniły jak złoto. Poczułem senność. Miałem ochotę ułożyć głowę na ławce i zdrzemnąć się parę minut. Nim jednak zdołałem się przekonać do tej myśli, i oczywiście zburzyć przy tym obraz mojej perfekcyjności, poczułem jego obecność na pograniczu mojej aury. Chociaż, ściślej mówiąc, był to bardziej cichy szum przypominający odległe morskie fale, tyle, że to nie woda wylewała się na brzegi, a cienie myśli, niewypowiedzianych słów i błahych emocji. Raz za razem docierały one do mojej świadomości, jak wrażenia bliżej nieokreślonych odczuć.

Wyprostowałem się i poprawiłem włosy, niepozwalająca zdradzieckim lokom wymknąć się spod kontroli. Już dawno podciąłbym włosy i ujarzmił je tym sławetnym żelem, który był przez ostatnie lata nieodłączną częścią mnie, jak i każdego szanującego się ślizgona, ale nie, Harry oczywiście musiał stwierdzić, że tak wyglądam zdecydowanie bardziej oszałamiająco. Więc z bólem serca mój cały zapas wylądował tygodnie temu w koszu.

Moje rozmyślania przerwały otwierające się drzwi.

- Wybaczcie spóźnienie - jego wzrok na ułamek sekundy zakotwiczył się w moich oczach, a jego myśli rozbłysły. - Zatrzymały mnie sprawy organizacyjne. Więc nie przedłużając, wstańcie wszyscy.

Jak dziwnie było znów widzieć go, jako profesora, a nie partnera łaknącego każdego skrawka twojego ciała...

Krzesła zaszurały na kamiennej podłodze by następnie zniknąć za sprawą zaklęcia rzuconego przez Prince'a.

- Dzisiaj będziemy ćwiczyć coś szczególnego - zaczął nakazując podejść bliżej, ustawiliśmy się w półkole naprzeciw niego. Założyłem dłonie na piersi ciekaw co wymyślił tym razem. Cień jego myśli nic nie chciał mi zdradzić, jedynie podekscytowanie na myśl o czekającym nas zadaniu. - Mianowicie każdy z was zna już zasady, plusy i minusy walki, jej rodzaje i całą masę zaklęć również. Oczywiście, jeśli przykładaliście się do nauki. Dlatego postanowiłem pokazać wam ile już zdołaliście osiągnąć w tej dziedzinie. Zmierzycie się z potężnym przeciwnikiem i nie mówię tu bynajmniej o kimś takim, jak Grindelwald, który toczy gdzieś teraz walkę i stara się zwyciężyć. Nie musicie się tym przejmować, wasz profesor Dumbledor nie jest pierwszym lepszym czarodziejem. Szczerze mówiąc tamten nie ma z nim szans - uśmiechnął się ciepło do nas, wiedział doskonale, że część z uczniów martwi się o losy czarodziejskiego świata. O przyszłość nas wszystkich. W końcu spora część z nich straciła kogoś w rozgrywkach tej wojny. Jednak jego słowa zdawały się ich uspokoić. Widocznie każdy z nauczycieli czuł potrzebę przegnania niepokoju od swoich uczniów. 

Prince?  (tomarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz