Rozdział 23

3.7K 234 47
                                    

Zimowe dnie, szczególnie w tej części Francuskich gór, były niezwykle krótkie. Nim się spostrzegłem na niebie lśniły już gwiazdy.

Czekałem na ganku, uprzednio rzucając na niego zaklęcie grzejące, aż Tom skończy brać prysznic. Chyba przysnęło mi się na trochę, bo obudził mnie odległy odgłos wilczego wycia, a księżyc, który chwilę temu ledwie wzbił się na nieboskłon chylił się ku zachodowi. Roztarłem zdrętwiałe nogi i wtedy dopiero spostrzegłem, iż wpatrują się we mnie czyjeś mahoniowe oczy.

Tom nawet się nie przejął, gdy odkryłem że wpatruje się we mnie jak zahipnotyzowany. Podniosłem się ociężale i usiadłem bliżej niego. Włosy skręciły mu się po myciu przez co nie mogłem sobie odmówić zmierzwienia ich jeszcze bardziej.

- Wiem, Tom, że jestem oszałamiająco przystojny i można mnie nazwać cudem tego marnego świata, lecz nie musisz aż tak się we mnie wpatrywać - nie to żeby mi to przeszkadzało, tylko czułem się nieco nieswojo, kiedy mnie tak czujnie obserwował.

- Wiedziałeś, że linie twojej szczęki zasługują na własny obraz? - rzucił nagle na co zamrugałem trzy razy nim dotarło do mnie o czym mówił. Parsknąłem śmiechem.

- Tylko one? - Zmarszczyłem brwi. - Czy nie ma we mnie nic innego co jest warte uwiecznienia? - Tom pokręcił przecząco głową. - Oż ty! - Pacnąłem go palcem w nos. - Gdybym umiał malować - wyśmiałem samą tą myśl, ja i malowanie, dobre sobie! - to portretował bym cię każdego dnia. Jak jednego z tych moich francuskich chłopców - rzuciłem mu znaczące spojrzenie, by mógł sobie wyobrazić o jakich chłopcach mogę mówić.

Zaborczo chwycił mnie za szyję i przysunął się tak, że jego oddech łaskotał moje wargi.

- Nie chce nic mówić, Harry, lecz kiedy jesteś ze mną, nie będzie innych chłopców do oglądania. Zapamiętaj to sobie. Teraz dla ciebie jestem tylko ja.

- Nie chce i tak nikogo poza tobą. A teraz chodźmy do łóżka. Marzy mi się w końcu porządny sen!

Kiedy wstawałem ucałowałem Toma w czoło. I chwytając za dłoń zaprowadziłem do sypialni.

Chyba dawno już nie spało mi się tak dobrze, jak wtedy, kiedy ogrzewało mnie ciepło drugiego ciała tuż przy moim.

***

Latarnia zamigotały kilkukrotnie, kiedy nagle aportowałem się między nimi. Lodowaty wiatr wył między domami a dźwięki te przyprawiały o ciarki.

Otuliłem się szczelniej płaszczem i naciągnąłem kołnierz by choć trochę uchronić się przed zimnym deszczem. Nie było to łatwe, gdyż strugi przecinały powietrze pod każdym możliwym kątem, przez co wszelkie starania zdały się na nic, a ja w ostateczności i tak nasiąkłem wodą niczym gąbka. Ledwo co znalazłem się w tym miejscu a już miałem ochotę zawrócić.

Moją uwagę jednak przykuł mój cel. Dostrzegłem w oddali dach domu. Był on nieco oddalony od innych a otaczający go płot w kilku miejscach chylił się ku ziemi. Gęste drzewa i wysokie krzewy od lat były nie przycinane więc przedarcie się przez nie graniczyło niemal z cudem.

Kiedy, w końcu udało mi się wydostać się z sideł tych pnączy, znalazłem się na nisko przyciętym trawniku okalającym dużą posesję wraz z wysokim domem. Widać było, że zamieszkująca go rodzina żyła tam od co najmniej kilku pokoleń. Jeśli mnie pamięć nie myliła, rodzina ta miała całkiem spory skarb, w końcu była jedną z najstarszych rodzin czysto-krwistych.

Zastanawiałem się jak to rozegrać, przecież wejście frontowymi drzwiami nie wchodziło w rachubę. W końcu wolałbym aby nikt mnie nie powiązał z tą sprawą. Gdy tak czaiłem się w pobliżu chatki dozorcy, niejakiego Bryce'a, zapaliły się nagle światła na ganku.

Prince?  (tomarry)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz