- Witaj, Tom, Abraxasie. - Dumbledore pojawił się znikąd. Wyrósł przed nimi niespodziewanie i kiwnął im głową, zatrzymując się w pobliżu wejścia do Wielkiej Sali, tak, aby umożliwić wszystkim swobodne wejście na ich ostatni posiłek w Hogwarcie.
Tego południa miał odjechać pociąg, który zabierze uczniów na wakacje do ich domów. Dla siódmych klas były to ostatnie chwile, które spędzą w murach tego zamku. Wszyscy ukończyli swoją naukę, z większymi lub mniejszymi problemami. Szczególnie że nagłe i niespodziewanie zniknięcie nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią w połowie roku nie pomogło wcale zaliczyć tego przedmiotu. Nie mniej jednak, uczniowie, którzy kształcili się sumiennie pod jego opieką, teraz weszli w dorosłe życie ze sporym zapleczem wiedzy magicznej, która sprawi, że wyjdą z każdej opresji.
- Mógłbym z tobą zamienić słówko, Tom? - spytał profesor.
Czarnowłosy nie odmówił mu, wiedział, że nic by to nie dało, a sam nawet rozważał kilkukrotnie, czy nie pójść do profesora. Od tamtego dnia czuł, że ktoś nad nim czuwa. Jak sam twierdził, było to odległe uczucie spokoju, ciepła, komfortu. Mógłby nawet powiedzieć, że powodowało to, iż bunt, który nosił na początku w sobie, gniew na los, czas i przeznaczenie, który powoli go wyniszczał, z upływem dni zmniejszał się. Ciężki ból, który rozdzierał jego serce i duszę na każde wspomnienie jego ukochanego uspokajał się, odchodził w zapomnienie. Zastąpiły go melancholijne wspomnienia jego słów, dotyku oraz kojącej obecności. Mimowolnie zadrżał, gdy dawne echa przedarły się przez jego świadomość niczym taran.
Młody Malfoy, będąc wyczulony na te zmiany w swoim przyjacielu, ułożył jedną dłoń na jego ramieniu i ścisnął je lekko. Spojrzała na niego para mahoniowych oczu, po chwili można było już dostrzec w nich tę tęsknotę.
- Zaczekam na ciebie w Wielkiej Sali. - poinformował go Abraxas i rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na towarzysza, by upewnić się, czy aby na pewno wszystko z nim w porządku. Pożegnawszy się z profesorem, udał się na śniadanie, jednocześnie dołączając do przechodzącej obok Sylvii.
- Widzę, że ostatnio spędzasz dużo czasu z panem Malfoy'em. - zagadał profesor, zmierzając ku swojemu gabinetowi. Idący pół kroku za nim Tom sprawiał wrażenie, jakby nie usłyszał tego stwierdzenia. Puściwszy je mimo uszu, szedł dalej, obdarzając całą swoją uwaga wszelkie zakamarki mijanych korytarzy, lustrował wszystkie napotkane obrazy tak, jakby chciał ten widok na zawsze wyryć w swojej głowie.
Dopiero gdy zajął miejsce w fotelu przy profesorskim biurku, odezwał się:
- Nie pojawiły się żadne wieści odnośnie Harry'ego? - w tym pytaniu można było niemal namacalnie wyczuć, jak nadzieja, która kiedyś wypełniała te słowa niemal zanikła.
- Z przykrością moja odpowiedź i tym razem nie ulegnie zmianie. Nie ważne gdzie bym szukał informacji na temat jego czy tego zmieniacza, jest to ślepy zaułek. Chyba pozostaje nam czekać, mój drogi. Czas to potężne zjawisko, nie należy z nim igrać, gdyż wystarczy jeden błąd, a cały świat obróci się w nicość. Możemy jedynie żywić nadzieję, iż Harry bez problemów powrócił do swoich czasów, w których być może nasze drogi znów się skrzyżują.
Dłoń Toma, ściskająca lekko nieruchomy zmieniacz czasu, który stał się niemal nierozłączną częścią jego, tak samo, jak rodowy pierścień, opadła ciężko na podłokietnik. Nie chciał dopuszczać do siebie tej myśli, że mógłby już nigdy go nie zobaczyć. Że wszelkie ich wspólne chwile miałyby zniknąć, jak obraz na piasku, który z czasem zmywają fale. A Prince rozmył się w ciemnych jak noc głębinach, zapomniany, nieobecny, nieistniejący...
- Jesteś pewien, że nie chcesz skorzystać z mojej myślodsiewni? - Spytał Albus z pewną dozą troski. Obawiał się on o stan młodzieńca. Już wcześniej docierały do niego oznaki, iż mógłby on znowu zatracić się. Mimo wszystko nigdy nie wrócił na granicę mroku. Zapewne podświadomie czuł, że tamten rozdział zamknął się dla niego, a powrót oznaczałby porażkę. A Tom Marvolo Riddle wyjątkowo nie lubił przegrywać.
CZYTASZ
Prince? (tomarry)
FanfictionHarry Potter przez wojnę z Czarnym Panem traci wszystko. Swoich przyjaciół, znajomych, swoją rodzinę i tych, których darzył niechęcią. Utracił nawet to kim jest. Aby wszystko naprawić, będzie musiał podążyć nieznaną mu drogą, by wypełnić ostatnie ż...