Siedziałem wyprostowany na jego udach nie mogąc oderwać wzroku od tych półprzymkniętych oczu, których barwa przywodziła na myśl najczystsze szmaragdy wypełnione złotym blaskiem odbijających się w nich płomieni świec i najprawdziwszego pożądania. Doprowadzały mnie one do obłędu - potrafiłem się w nich bez chwili wahania zatracić i ulec każdej myśli ich właściciela. Jednak teraz było inaczej - byłem ich panem, co czyniło Harry'ego uległym każdej mojej woli. Jego rozchylone pełne wargi robiły wszystko co im kazałem, ciało drgało tak, jak mu nakazałem. Harry był teraz instrumentem w moich dłoniach, a ja za sprawą sprawnych palców byłem w stanie wydobyć z niego dźwięki o jakich tylko marzyłem.
Nachyliłem się nad nim, przyciskając swoje wciąż odziane ciało do nagiego torsu, nie omieszkałem oczywiście podrażnić jego męskości, która wciąż niezaspokojona drgnęła w kontakcie z moją. Poczułem ten ból. Gardłowe westchnienie opuściło moje usta owiewając ciepłym oddechem szyję Prince'a, na której pysznił się czerwony ślad mojego ugryzienia. Polizałem to miejsce i wprawnie dopasowałem się do niego zasysając wrażliwą i rozognioną skórę. Nie mogłem sobie odmówić naznaczenia go. Jego jęki mile pieściły moje uszy, a penis drgał niecierpliwie, nakazując mi się pośpieszyć. Lecz nie chciałem pośpiechu. Potrzebowałem finezji i precyzji.
Poczułem, jak Harry desperacko chce się wyrwać.
Uniosłem się, by zaatakować tym razem jego wargi i stłumić ciche prośby swoim językiem. Harry przyśpieszał raz za razem lecz tłumiłem jego zapędy, spowalniałem, chociaż sam niemal byłem na skraju szaleństwa. Nie pozwalałem się zdominować. Chociaż właściwie nie wiedziałem czemu. Wielbiłem nasz wspólne noce, ten seks, kiedy to Prince pchał mnie prosto w obłęd, kiedy doskonale wiedział, jak sprawić bym błagał go o więcej, bym nie mógł znieść jego braku, tej przedziwnej pustki. Kiedy niemal sam wypychałem ku niemu biodra, by doszczętnie wypełnił mnie swoją bliskością.
Jednak byłem mu równy - równy w sile, równy w podnieceniu, równy w rozkoszy, jaką dzieliliśmy. Przy tym doświadczenie i wiek odchodziły w zapomnienie - liczyło się wyłącznie to, ile przyjemności jesteśmy w stanie dać i wziąć.
Penetrowałem usta profesora niemal z szaleństwem. Dłońmi krążyłem po jego ciele. Poczułem, jak drży pode mną starając się ulżyć, wycofałem swój język, a usta jego ułożyły się w moje imię. Szeptane raz za razem, desperacko, niemal błagalnie. Spiłem je z jego ust lecz nie mogłem pozostać niewzruszony.
- Uwolnię ci ręce, Harry - szepnąłem - chcesz tego?
Wyprężył się a oczy wpatrywały się we mnie półprzytomnie.
- Proszę, Tommm... - przygryzł swoją wargę, jakby powstrzymując się.
- O co mnie prosisz? - Spytałem zagłębiając jedną z dłoni w jego miękkich włosach. Pociągnąłem za nie lekko. - Chcesz, żebym cię uwolnił?
- Tom - wyjęczał, gdy przycisnąłem kolano do jego krocza. Stracił oddech.
- Błagasz mnie Harry?
- Proszę... Tom... - jęczał, gdy boleśnie docisnąłem kolano. - Cofnij zaklęcie - powiedział w końcu - błagam Tomm - imię moje przeciągnęło się niemal zatracając się w jego oddechu.
- Dla ciebie wszystko - szepnąłem do jego ucha i na ślepo sięgnąłem po różdżkę. Gdy chwyciłem ją w dłonie cofnąłem zaklęcie, lecz wciąż trzymałem jego dłonie unieruchomione drugą ręką. Przesunąłem lekko różdżką po jego skórze, od nadgarstka aż do ramienia, czując jak magia pieści jego ciało. Chciał się wyrwać lecz nakazałem mu być cierpliwym. Nakreśliłem kręgi na jego torsie i przesunąłem ją niżej.
CZYTASZ
Prince? (tomarry)
FanfictionHarry Potter przez wojnę z Czarnym Panem traci wszystko. Swoich przyjaciół, znajomych, swoją rodzinę i tych, których darzył niechęcią. Utracił nawet to kim jest. Aby wszystko naprawić, będzie musiał podążyć nieznaną mu drogą, by wypełnić ostatnie ż...