Rozdział I

992 61 23
                                        

Było lato, więc podróż do Wisły nie zajęła nam tyle czasu, co jechanie tu w zimę. Jednakże i tak byłyśmy w drodze już dobre 3 godziny. Gdy dojechaliśmy na miejsce zakwaterowałyśmy się w hotelu i hmm... jakby to powiedzieć, trochę poszalałyśmy. Może to było głupie, ale ze szczęścia spowodowanego przyjazdem tutaj zupełnie nam odbiło. Zaczęłyśmy walczyć na poduszki i wraz z Kasią przestałyśmy dopiero, gdy ktoś zapukał do drzwi. Mimowolnie spojrzałyśmy na siebie czerwone od śmiechu i teraz rozpoczęłyśmy wyścig o to, która z nas pierwsza otworzy drzwi. Oczywiście jak zwykle musiałam się potknąć, a otworzyła moja przyjaciółka, podczas gdy ja leżałam na brzuchu jeszcze na podłodze nie mogąc się podnieść ze śmiechu.

- Tak? - zapytała Kasia stojąc w drzwiach.

- Dzień dobry, jestem z obsługi hotelowej, przyszedłem sprawdzić tylko czy wszystko w porządku z pokojem - uśmiechnął się szerzej gdy zza ramienia przyjaciółki ujrzał moją osobę.

- W jak najlepszym porządku - uśmiechnęłam się i podniosłam kciuk w górę na znak, że naprawdę nam się tu podoba, a pokój spełnia nasze oczekiwania.

- Cieszę się bardzo, życzymy miłego pobytu w naszym hotelu.

- Dziękujemy - powiedziałyśmy w tym samym momencie z Kasią, która zamknęła drzwi.

Zapowiadał się cudowny weekend, a jeszcze tego samego dnia miałyśmy iść na kwalifikacje przed jutrzejszymi zawodami. Rozpoczynały się one dość późno, bo o 18:00, więc miałyśmy jeszcze trochę czasu, który spędziłyśmy rozmawiając m.in. o skokach.

- Jak się czujesz? - zapytała mnie Kasia.

- W jakim sensie? - dopytałam.

- W takim, że jak sobie pomyślisz, że wreszcie zobaczymy skoczków a ty w szczególności jego - uśmiech rozpromienił jej twarz, a brwi uniosły się do góry.

- Jego czyli kogo? - droczyłam się z nią.

- No Dominika.

- Hahaha, już chyba się nie oduczysz mówić tego - zaczęłam się śmiać.

- No dobra, niech ci będzie. Dobrze wiesz, że chodzi mi o Domena.

- Kasia, ja go po prostu lubię, poza tym wydaje się mądrym chłopakiem i widać, że skoki go napędzają - uśmiechnęłam się.

- I tylko tyle? Nic więcej?

- A co ma być więcej? - uśmiechnęłam się szeroko wiedząc co zaraz powie moja przyjaciółka.

- No wiesz... lovki, kisski i te sprawy.

- Po pierwsze to nic do niego nie czuję, nie znam go i zapewne nie poznam.

- A co gdyby do ciebie zagadał?

- Katniss, ja cię ostrzegam. Dobrze wiesz, że tak nie będzie. Jesteśmy tutaj po to, aby miło spędzić czas i zobaczyć skoczków, którzy są w pewnym sensie częścią naszego życia i to się liczy. Niczego więcej nie chcę sobie obiecywać, bo wiem że im bardziej człowiek się nakręca tym bardziej jest potem zawiedziony, a ja mam dość niespełnionych oczekiwać. Ej, a poza tym zajmij się swoim Peterem, bo widzę jak na niego patrzysz gdy skacze.

- No jasne, kocham go po prostu - przewróciła tylko oczami, bo wykorzystałam to, że go nie lubi.

- Ja wiem swoje.

- Jasne, jasne. To jest kretyn, nawet nie wiesz jak mnie ten człowiek wkurza tym, że jak nie staje na podium to zawsze musi być gdzieś w okolicach dziesiątego miejsca i nie dalej.

- Ach ta miłość... - Odgrywałam się na niej, bo obie miałyśmy zaczepne charaktery i czasami się po prostu przedrzeźniałyśmy. Nie zareagowała już na moje słowa i poszła do łazienki.

Summer of StarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz