Z perspektywy Domena:
Siedzę tuż obok niej na sofie, przyglądam się jak jej usta wykrzywiają się w uśmiechu i jak nerwowo nie wie, co zrobić ze swoimi dłońmi chowając je między nogi. Uwielbiam widzieć jak żyje, ale tak naprawdę, że aż widać to po jej oczach zdradzających najmniejszą emocję, jak swoim uśmiechem zaraża wszystko dookoła, jak mówi z pasją i zaangażowaniem a nie od niechcenia. Czasami gra, ale jest dobrym aktorem, który nie ma problemów a przynajmniej tak twierdzi nawet kiedy ją coś trapi, wiem to. Nie mówi często o rzeczach, które są złe, ale wiem, że to dosłownie niszczy ją od środka, że chce jej się płakać, kiedy ludzie żebrzą na ulicy a ona stoi między młotem a kowadłem, bo oba wyjścia nie są najlepszymi. Wiem jak boli ją niezrozumienie i brak tolerancji do tego stopnia, że chciałaby naprawić świat, ale tak bardzo nie chcę jej powiedzieć, że na to nie ma lekarstwa, ale ona na pewno już to wie, tylko broni się przed bezbronnością. Wiem, że choć w jej rodzinie nie układa się najlepiej to jakoś daje radę i jest pełna nadziei. Że kiedy ogląda mecz a raczej próbuje, bo żadna transmisja nie chodzi, to szuka do skutku, bo drużyna jest częścią jej samej. Że kiedy widzi Nando to wszystko nabiera nowych barw, bo ten człowiek zapala w niej światło. Że jest pełna sprzecznych emocji, że uczy się tak jak ja.Tak bardzo chciałbym mieć ją blisko siebie już na zawsze, ale życie toczy się swoim kołem. Może i jestem głupim nastolatkiem według których gówno wiem o życiu, ale ja ich nie słucham. Każdy ma jakieś swoje wewnętrzne niebo i piekło, i nie można stwierdzać, że któraś krzywda była większa, bo one dla osób, które je przeżywają, są katastrofą. Wiem o życiu już trochę i wiem, że kocham ją na taki sposób w jaki jestem w stanie, czyli po swojemu. I z jednej strony stoję nad przepaścią, ale nie boję się, bo miłość polega na tym, żeby skoczyć i zorientować się, że na samym dole jest bezpieczny materac w który tak dobrze i miło jest się zanurzyć, chociaż myślisz potem, że równie dobrze mógłby to być beton.
Chcę ją chronić, jej duszę, która spogląda na mnie zielonymi oczami jak i ją całą. Nie mogę jej mieć na własność, bo człowiek to nie rzecz, ale tak bardzo chciałbym by czuła teraz to samo co ja. Chcę, żeby poczuła ten prąd przeszywający moją skórę, kiedy jej dotykam. Nawet w tym momencie po moim ciele rozchodzą się drobne iskierki. Patrzę na nią i posyłam jej lekki uśmiech a ona wtula się we mnie i moje serce skacze z radości, bo robi to bez mojej inicjatywy. Jej ciało jest ciepłe ale jednocześnie pokryte gęsią skórką, co rodzi w tej chwili istny paradoks. Jest dalej wtulona we mnie, gładzi mnie lekko tuż za uchem a jak miauczę jak kot, który właśnie doznał pieszczoty od swojego właściciela. Śmieje się a ja nie mogę i nie potrafię powstrzymać się, żeby jej nie pocałować.
Nasze pocałunki są jeszcze trochę niezdarne, bo byliśmy pierwszymi dla siebie, ale dla mnie ta niezdarność jest idealna i już nie wiem jak jestem w stanie być bliżej niej. To znaczy wiem, ale to nie ta pora. To wymaga dojrzałości, a my sami deklarujemy się jako duże dzieci i tak to po prostu jest, że jeszcze na nas nie nadszedł czas, żeby wkroczyć na wyższy level dojrzałości, ale nigdy nie pełnej. Nie chodzi o to, że mnie nie podnieca, bo w pewnych momentach myślę, że zaraz oszaleję z podniecenia a wczoraj byłem świadkiem tego, że nasze ciała się po prostu przyciągają i chciałyby się połączyć, ale może to i lepiej, że gen przetrwania gatunku jeszcze nad nami nie rządzi. Teraz wręcz delektuję się jej ciepłymi wargami, które zderzają się z moimi, smakują maliną. Są miękkie i wręcz mam ochotę je ugryźć, ale wtedy ugryzłbym jej chyba całą głowę. Śmieję się w myślach, udzieliła mi się pozytywna głupota San.
- Hej robię coś nie tak? - pyta po chwili z obawą.
- Robisz to za dobrze i boję się, że zaraz cię zjem - odpowiadam z satysfakcją i dalej się śmieję, ale już z nią.
- Mam pomysł! A raczej zakład - klaszcze w dłonie.
- No nie! - teatralnie udaję niezadowolenie.
- Plan jest taki, że jeśli któreś z nas siebie pocałuje to przegrywa.
- Żartujesz? - odzywam się, bo coś czuję, że jestem na straconej pozycji.
- Mówię poważnie - uśmiecha się.
- To o co się zakładamy?
- A o co być chciał? - nachyla się ku mnie prowokująco i zagryza lekko dolną wargę. O Boże, mam przegrać zakład jeszcze przed jego rozpoczęciem? Po chwili jednak oddala się na bezpieczną pozycję. Uff.
- Hmm, może załóżmy się o przekonanie.
- Może o Nutellę? -mówiąc to zapaliły się w jej oczach ogniki.
- Może być - oznajmiam i już wiem, że jeśli San przegra Nutellę to będzie to koniec świata, zanosi się na moją porażkę.
A dokładniej sromotną klęskę.
***
Hej ;)Powracam z nowym rozdziałem po dłuższej przerwie. Trochę nawaliłam, ale ostatnimi czasy działo się sporo rzeczy, więc blog poszedł trochę w odstawkę, ale teraz wracam i mam nadzieję, że uda mi się regularnie pisać. Poza tym, jak podoba się wam rozdział z punktu widzenia Domena? Do napisania ;)
CZYTASZ
Summer of Stars
FanfictionCzasami życie niesie nam wiele niespodzianek a nasze marzenia stają się rzeczywistością. Co jednak, gdy nasze wewnętrzne "ja" nie potrafi się odnaleźć? Czy miłość ma szansę wygrać ze strachem?