- Lubię cię. - Domen przerwał ciszę w drodze powrotnej do hotelu. Jeszcze jedną rzeczą, którą w nim uwielbiałam był jego głos. Teraz brzęczał mi w uszach i doprowadzał je do euforii. Był taki... męski i dojrzały. Mogłabym go słuchać godzinami. I te słowa... Czasami można widzieć kogoś codziennie i w ogóle nie mieć z tą osobą kontaktu albo zero przyciągania i nie, nie mówię tu o przyciąganiu ziemskim. Mówię o przyciąganiu, które daje ci energię gdy jesteś przy tej osobie. Kiedy zaintryguje cię ona tak, że masz ochotę rozmawiać z nią cały dzień i przeżywać przygody niczym bohaterowie z bajek. Kiedy czujesz się, że unosisz się nad ziemią, jesteś lekki jak piórko a wiatry unoszą cię na dobrą drogę. To jest cholernie dziwne, karcę się w myślach ale nie umiem powstrzymywać mojej sympatii do Słoweńca. Po prostu go lubię i to bardzo. Co najgorsze wyjeżdżam już w poniedziałek a jest sobota a więc nie spędzimy ze sobą zbyt wiele czasu. Posmutniałam. Należałam do ludzi, których jest ciężko poruszyć nie mówiąc już o tęsknocie. Trudno mi było za kimś tęsknić i nie przywiązywałam się zbytnio do innych. Nawet jeśli to robiłam to w pewnym sensie wiedziałam, że mogę żyć także bez nich. Wyjątkiem była moja rodzina i przyjaciółka. Oni byli kimś ważnym i dalej są.
- Halo, mobilki mobilki tu ziemia do Sandry - wyrwał mnie z zamyślenia Słoweniec.
- Tak kosmito? - zaśmiałam się, droczyliśmy się jak starzy przyjaciele.
- Jak jestem kosmitą to ty możesz być tą krową, którą porywam swoim wypasionym statkiem kosmicznym - odgryzł się a ja próbowałam udawać obrażoną, ale za chwilę musiałam przystanąć bo od śmiechu bolał mnie brzuch. Nie wspomnę już o Domenie.
- Haha i co byś ze mną zrobił na tym statku? - kontynuowałam.
- Wydoił cię - ledwo powiedział powstrzymując śmiech. Droga powrotna do hotelu wydawała się być drugorzędną sprawą.
- Też cię lubię Dominik - powiedziałam po dłuższej przerwie i zaczęłam uciekać, bo zaczęła gonić mnie urażona duma Słoweńca, gdy użyłam spolszczonej formy jego imienia.***
Siedzieli już w kawiarni dobre dwie godziny. Kasia, która była sceptycznie nastawiona do wyjścia z Peterem teraz bardzo miło spędzała z nim czas i nie żałowała tego, że postanowiła udać się z nim na kawę.
- Nie boisz się skakać? - zapytała będąc ciekawa odpowiedzi.
- Myślę, że to wszystko siedzi w głowie. Już trochę skaczę i raczej się nie boję, nie mam co się martwić na zaś. Trzeba po prostu wybić się z progu i lecieć. A jak się leci myślenie się wyłącza - mówiąc gestykulował i uśmiechał się lekko. Z Kasią czuł się naprawdę komfortowo. - Skakałaś kiedyś?
- Że ja? - zapytała zdumiona.
- Haha, no ty a z kim innym rozmawiam? - zaśmiał się.
- Ja nigdy i nie zamierzam.
- Jak coś to polecam się jako instruktor. Możemy poćwiczyć wyskok i wtedy będę cię utrzymywał na rękach.
- Znając moją gimnastykę to jest bardzo ryzykowne, podkreślam baaardzo. - Przypomniała sobie swój upadek na boisku, gdy potknęła się o kępkę trawy.
- Możemy się przekonać.
- O nie, nie. Ja dziękuję bardzo sle odmówię. Możemy ewentualnie obejrzeć mecz razem.
- Oglądasz? Komu kibicujesz?
- FC Barcelona i Chelsea - uśmiechnęła się.
- Ooo to tak jak ja. Chodzi mi oczywiście o Barcę. No to jedziemy razem na mecz, bo nie mam żadnego kompana, bo Domen to Liverpool lubi a najbardziej to kreskówki. Jeju wiesz czym on się tłumaczy?
- Czym?
- Że jak najdłużej chce zostać dzieckiem a przecież ten chłopak ma już prawie 18 lat! Niech on sobie szuka dziewczyny lepiej, bo w końcu żadnej nie będzie miał. - Kasia zaśmiała się w głębi po słowach Słoweńca. Liczyła na to, że relacja jej przyjaciółki i Domena dojdzie do poziomu gdzie będą wspólnie oglądać "Pora na przygodę!" i zajadać się ciasteczkami z ciekłą czekoladą w środku.
- Nie chcę nic mówić ale ty chyba też nie masz - zauważyła po dłuższej chwili.
- No cholera, racja. Taki ze mnie brat, że gadam a sam nie mam.
- A Cene?
- O właśnie! Muszę ci go przy najbliższej okazji przedstawić. Cene już ma kogoś ale on to wpadł jak śliwka w kompot. Takie klapki na oczach ma, że nawet nie patrzy jak idzie. Tak go ta miłość zamroczyła.
- No to nieźle.
- Ostatnio jak czytał SMSa to walął głową o drzwi. Ma guza na czole. Jego zdziwienie było bezcenne.
- Hahaha miłość to w końcu też cierpienie. Dobrze, że nic mu się nie stało.
- Jako iż jestem jego bratem to trochę było mi go szkoda, że przywalił w nie tak lekko - zrobił zasmuconą minę.
- Jesteś serio okropny Prevc.
- A mi się wydawało, że zaczęłaś mnie lubić.
- Bo nie jesteś taki zły jak myślałan, ale niestety tym, że życzysz źle bratu masz dużego minusa.
- Mogę się zrehabilitować?
- Nie wiem czy ci się uda - odpowiedziała Kasia z nutką triumfu w głosie.
Po chwili Peter zawował kelnera i poprosił o dwa kawałki czekoladowego ciasta i nim się obejrzeli spoczywały już na talerzykach kusząc zapachem i wyglądem.
- No dobra, nadrabiasz Prevc - uśmiechnęła się i ukroiła kawałek słodkości delektując się jej puszystością i łagodnością smaku.
Po chwili Peter również spróbował ciasta i zastanawiał się nad kolorem oczu dziewczyny o długich, kręconych i ciemnych włosach, gdyż za każdym razem wydawały się być inne, jednak dla niego tak samo mądre i piękne. W końcu poprzestał nazywając je w myślach przejrzystym niebem, gdyż były jasnoniebieskie. Uśmiechnął się, bo przyłapał się na swoim dość dziwacznym zachowaniu. Pozwolił sobie jednak na delektowanie się widokiem przed nim ukradkowo zerkając na zajadającą ciasto dziewczynę.
- Dziękuję za ciasto - oznajmiła z uśmiechem - teraz już masz u mnie mini plusika.
- Proszę bardzo, to dla mnie zaszczyt - uśmiechnął się i po chwili zaczął się lekko śmiać.
- Z czego się tak śmiejesz?
- Ubrudziłaś się kremem i teraz masz wąsy.
- Naprawdę? - Szybko zaczęła się wycierać jednak tylko pogorszyła sprawę, bo czekoladowy krem rozmazał się jeszcze bardziej.
- Poczekaj - Peter wziął serwetkę leżącą na stoliku i otarł okolice jej ust muskając przy tym opuszkami palców jej policzek. Ich wzrok spotkał się znowu. Nastała chwila w której wszystko dookoła zdawało się stać w powietrzu.***
Kiedy weszliśmy do pokoju nikogo w nim nie było. Zastanawiałam się nad tym czy Peter jest na pewno najlepszym towarzyszem dla mojej przyjaciółki. Sądząc po tym, że ich jeszcze nie ma na pewno miło spędzają czas albo najstarszy z Prevców już czai się na Katniss z konkretnym zamiarem. Musiałam przestać nad tym myśleć, bo Peter z każdą minutą zamieniał się w mojej głowie na człowieka o skłonnościach seksualnych. Tak to już jest jak ma się nie po kolei w głowie a mózg najlepiej funkjonuje w połączeniu z wyobraźnią.
Podłączyłam elektryczny czajnik do kontaktu uprzednio wlewając do niego wodę, tak aby starczyło na dwie szklanki herbaty. Po chwili woda zaczęła wrzeć i zrobiłam dwa gorące napoje, których aromat rozchodził się po całym pomieszczeniu. Wręczyłam jeden z nich Domenowi, który podziękował skinięciem głowy i napił się parującej cieczy.
- Tak się zastanawiam nad pewną rzeczą - odezwał się.
- Nad jaką?
- Jak już wiesz każdego roku w Gołębiewskim organizowane są imprezy po zawodach i jutro też taka będzie i mam pytanie. Może chciałabyś się ze mną wybrać? - zapytał patrząc na swoje ręce splecione naokoło naczynia.
- Domen bardzo bym chciała ale... ja nawet nie potrafię tańczyć i nigdy nie byłam na żadnej imprezie - przyznałam się.
- Skąd ja to znam? - ze szklanki skierował swój wzrok na mnie, był lekko rozkojarzony i zakłopotany.
- No nie mów! Ty też nie przepadasz za takimi klimatami? - zdziwiłam się.
- Właśnie nie bardzo - skrzywił się. Na Waltera Hofera, władcę wiatrów i wybawco uciekającej narty Cene ten człowiek robiąc te miny wygląda tak śmiesznie, że nie sposób nie mieć banana na twarzy. - Ale... stwierdziłem, że kiedyś musi być ten pierwszy raz i... chciałbym, żebyś dotrzymała mi towarzystwa. Będzie mi raźniej. - No tak. W kupie siła. Jednak chyba dwa wstydziochy na parkiecie to nie najlepszy pomysł.
- Nie wiem czy to dobry pomysł - powiedziałam, gdyż naprawdę tak myślałam. Omijałam każdą dyskotekę szerokim łukiem, a moje zdolności taneczne ograniczały się do wygibasów kiedy zostawałam sama w pokoju. Wiedziałam, że ja + impreza = niepowodzenie i wcale nie trzeba było być geniuszem, żeby na to wpaść. Biłam się z myślami.
- Też się zastanawiam, ale chyba dobrze byłoby się w końcu przełamać. San, proszę - powiedział niemalże błagalnie a mi zmiękło serce. Przypominając sobie o rozmyślaniach podczas porannej kąpieli już podjęłam decyzję.
- Dobrze, zgadzam się mimo, że się już stresuję.
- Dziękuję, to dla mnie naprawdę bardzo ważne. - Podszedł do mnie podnosząc się uprzednio z łóżka i przytulił mnie. Odwzajemniłam uścisk i uśmiechnęłam się. Stałam wtulona w ciało Domena, tego niepozornego chłopaka z roztrzepaną grzywką i za dużymi ubraniami, które kryły jego chudość. Biło od niego ciepło, tak jakby zamiast krwi w żyłach krążyła mu gorąca herbata. Po chwili wyswobodziłam się z jego uścisku, gdyż to wszystko trwało trochę za długo. - Nie stresuj się, będzie dobrze. - Gdy to powiedział nabrałam nadziei a także wiary w moje jakiekolwiek zdolności taneczne.
- Mam nadzieję, że się nie wywalimy na środku parkietu.
- U mnie to całkiem możliwe, mam nieskoordynowane ruchy jeśli chodzi o kwestię tańca. Hmm... może poćwiczymy?
- Że teraz? W tej chwili? - Co jak co ale chyba mu do reszty odbiło.
- Tak, mogę puścić jakąś muzykę z telefonu.
- Ale... - nie dokończyłam, bo po chwili w pokoju rozbrzmiewała muzyka. Muszę przyznać, że od klubowych brzmień nabrałam nawet ochoty na taniec, ale co jak co, drugie Dirty Dancing to nie będzie.
- Ehm to ten... trzeba jakoś zacząć - mówiąc to wysunął dłonie przed siebie i uśmiechnął się ale widziałam, że tak jak ja bał się. Złapałam jego dłonie i za chwilę odpłynęliśmy w wir dźwięków. Wygłupialiśmy się i lądowaliśmy na podłodze, przez przypadek stawaliśmy sobie na stopy ale nawet małe problemy nie odbierały nam radości. Przecież raz się żyje prawda? Po dłuższym czasie wychodziło nam coraz lepiej i wkrótce skończyliśmy cali zdyszani z uśmiechami na ustach.
- Też to czujesz? - Uwielbiałam jak uśmiechał się tak szczerze.
- Że co? Coś się pali? - zaniepokoiłam się.
- Haha nie. Tę energię.
- Aaa, tak czuję. - Mój poziom inteligencji był w tamtym momencie niższy od inteligencji podłogi.
- Jutro będziemy rządzić na parkiecie. Naprawdę dobrze nam idzie.
- Szczerze? Nie wątpię w to.
- Jestem pozytywnie wykończony - oznajmił i poprawił grzywkę, która zachodziła mu lekko na oczy.***
- Dobranoc. - powiedziała Kasia stojąc tuż przy drzwiach pokoju hotelowego z zamiarem wejścia do niego. Będąc już odwrócona tyłem do Petera, który nie odpowiedział jeszcze na pożegnanie sięgnęła po klamkę i gdy już miała zamiar ją naciskać poczuła, że ktoś łapie ją za ramię. Bez wątpienia był to Peter. Czuła jego gorące dłonie na swojej skórze. Odwrócił ją ku sobie i...***
Hej ;)
A więc dzisiaj przychodzę do was z V rozdziałem, który udało mi się o dziwo napisać. Nie jestem co do niego zbytnio przekonana, jednak postanawiam już nic nie zmieniać i oddać go w wasze ręce. Czekam na wasze opinie, może powinnam coś zmienić? Jeżeli coś wam się nie podoba to także możecie pisać, bo to naprawdę daje masę motywacji ;) Tymczasem dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz, miłego wieczoru i do następnego ;)

CZYTASZ
Summer of Stars
FanficCzasami życie niesie nam wiele niespodzianek a nasze marzenia stają się rzeczywistością. Co jednak, gdy nasze wewnętrzne "ja" nie potrafi się odnaleźć? Czy miłość ma szansę wygrać ze strachem?