Wstałam rano z uśmiechem na twarzy. Wspominając wczorajszy dzień zawładnęło mną uczucie szczęścia, które zdarzało się niestety rzadko z powodu moich problemów o których wolałam wtedy nie myśleć i naprawdę nie myślałam odkąd wyjechałam z domu tu, do Wisły. Słońce wtargnęło do pokoju hotelowego, więc gdy poczułam promienie na mojej twarzy nie było już mowy o spaniu. Kasia wciąż spoczywała w objęciach Morfeusza, więc postanowiłam wziąć szybki prysznic. Czułam jak woda zmywa ze mnie wszystko co złe, a pozostawia dobro i koi moją duszę. Naprawdę tak czułam. Chciałam żyć tu i teraz, a gdy o tym pomyślałam zniknęła przeszłość i przyszłość, chwila obecna stała się moją domeną. Zamierzałam spędzić te ostatnie dwa, może trzy dni najlepiej jak potrafiłam i wiedziałam, ze potrafię to zrobić.
- Hej, jak było wczoraj? - zapytała się mnie Kasia przecierając oczy, gdy wyszłam z łazienki.
- Hej, było okej, a jak miało być Weszłam zaraz po tobie a ty już sobie smacznie spałaś.
- Byłam zmęczona trasą, a poza tym chciałam was zostawić samych. - Nagle poczerwieniałam.
- Ekhm... dlaczego?
- Chciałam, żeby Domczi zrobił coś w twoim kierunku, bardziej to w waszym - uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Ja ci się radzę przygotowywać do spotkania z Peterem - droczyłam się.
- Wredna! - krzyknęła - ja już sobie z nim poradzę, ale nie zmieniaj tematu.Widziałam jak na ciebie patrzy.
- A jak miał na mnie nie patrzeć jak z nami rozmawiał?
- Tak, ale nie w taki sposób.
- Katniss nie było żadnego sposobu, okej? - lekko się poirytowałam - jeśli chodzi o wczoraj to jak się żegnaliśmy to Domen powiedział mi "do zobaczenia śpiąca królewno" i udając zdenerwowaną chciałam podbiec do niego i udawać, że chcę się z nim bić. Co oczywiście się nie wydarzyło, bo się potknęłam, chyba o jakiś kamień i jak upadałam to mnie złapał i byliśmy bardzo blisko siebie i...
- Pocałował cię? - przerwała mi Kasia trzymając już ręce w geście oklasków.
- Nie, poszłam do hotelu. - Wydawała się być rozczarowana moją relacją, ale mój humor już był w lepszym stanie.
- Cholera jasna! Nie mogłaś wtedy zemdleć?
- Wtedy by wyszło, że jestem jakąś hotką z prawdziwego zdarzenia, która leci na niego i z powodu jego piękności za każdym razem omdlewa. To tak nie działa.
- No dobra, ale zakład, że do końca naszego pobytu tutaj cię uwiedzie?
- Zakładam się, bo wiem, że wygram! Poza tym zakład działa też w drugą stronę - pokazałam jej język.
- Akurat z tym problemu nie będzie, bo Peter należy do moich wrogów. Hmm... a więc zakładamy się o Pesi (ku czci Fernando).
- Zgoda - podałam jej rękę.
Z racji tego, że do rozpoczęcia konkursu miałyśmy jeszcze trochę czasu postanowiłyśmy wybrać się na rynek autobusem, bo do centrum miałyśmy trochę drogi a z naszą kondycją fizyczną i warunkami atmosferycznymi byśmy nie doszły nawet do połowy i w dodatku padły na środku drogi. Okej, może trochę dalej.
Rynek był dość spory. Było pełno straganów na których można było kupić pamiątkę. Postanowiłyśmy pobuszować ale dopiero, gdy coś zjemy więc poszłyśmy do restauracji i zjadłyśmy pyszny obiad i potem posiedziałyśmy przy stoliku na zewnątrz rozmawiając.
- Jest cudownie - powiedziałam.
- O wiele lepiej niż się spodziewałyśmy - dodała przyjaciółka.
- A spodziewałyśmy się samego dobrego - puściłam oczko.
- Więc jest bardzo dobrze.
- Powiedz mi dlaczego nie urodziłyśmy się tutaj, kto wie, może byśmy nawet skakały? - zamyśliłam się.
- O nie, skakać to ja dziękuję bardzo. Za duże ryzyko jak dla mnie.
- Mimo pozorów ja uwielbiam ryzykować. W ogóle to mogłabym być orłem. Chciałabym widzieć wszystko z góry i... - zastanowiłam się.
- Srać na ludzi? - dopytała Katniss a ja śmiejąc się zwróciłam uwagę wszystkich ludzi znajdujących się w promieniu dziesięciu metrów ode mnie. Po chwili dopiero się opanowałyśmy.
- Nie, bardziej chodziło mi o to, że moim jedynym problemem byłoby zdobycie jedzenia i wydanie potomstwa, i potem po prostu by mnie nie było, a świat toczyłby się dawnym rytmem. Poza tym szybowanie w chmurach musi być czymś pięknym. Z góry wszystko jest takie małe, liczysz się tylko ty i wiatr, który dodaje ci prędkości ale też stawia opór - zagaiłam po czym dodałam - czasem zastanawiam się jak ty ze mną wytrzymujesz.
- Haha, czasami też się zastanawiam ale to nie jest takie trudne. Bywa, że ciężko cię zrozumieć, bo nie mam duszy filozofa. Jeśli chodzi o tego orła to musiałabyś sobie znaleźć jakiegoś ładnego partnera, myślisz, że Domczi byłby dobrym orłem? - szczerzyła się.
- On przynajmniej wie coś o lataniu. - Odwzajemniłam uśmiech i walnęłam ją w głowę tacką ze stolika po czym skierowałyśmy się w stronę straganów pełnych skarbów.

CZYTASZ
Summer of Stars
FanfictionCzasami życie niesie nam wiele niespodzianek a nasze marzenia stają się rzeczywistością. Co jednak, gdy nasze wewnętrzne "ja" nie potrafi się odnaleźć? Czy miłość ma szansę wygrać ze strachem?