- Tylko jeszcze cię pocałuję, dobrze? - godzisz się samym spojrzeniem i łapiesz mnie za kark. Przyciągasz, a nasze usta łączą się ze sobą. Czuję jak pragniesz pogłębić ten pocałunek. Przyciskam cię mocniej do kolumny, a moje dłonie wędrują na twoje pośladki by zaraz pomóc ci lekko podskoczyć, abyś mogła owinąć nogi wokół moich bioder.
- Kocham cię, Schistad - mruczysz w moje ucho. - Zawsze będę - dodajesz i nagle w tle zaczyna grać orkiestra.
- Chris, wstawaj! - Brat rzucił we mnie telefon. - Dzwoni i dzwoni, weź wreszcie odbierz ten telefon - dodał i trzaskając za sobą drzwiami, wyszedł z pokoju. Z półprzymkniętymi oczami przeciągnąłem słuchawkę na ekranie.
- Halo? - powiedziałem zachrypniętym głosem.
- Co jeśli bym cię wtedy pocałowała? - Twoje słowa były niezrozumiałe, przekręcałaś końcówki, ale byłem w stanie zrozumieć sens. Uśmiechnąłem się nieznacznie.
- Jesteś pijana? - zapytałem, unikając odpowiedzi.
- Jestem ciekawa - odpowiedziałaś, jakby ta odpowiedź miała jakikolwiek związek z moim pytaniem.
- Pogadamy o tym jak będziesz trzeźwa. - Nie chciałem wchodzić w dyskusję kiedy byłaś w tym stanie. Bałem się ryzyka jakie musiał bym podjąć. Świadomość, że mogłabyś zapomnieć o tej rozmowie, o moich słowach, za dużo by mnie to kosztowało.
- Albo teraz albo nigdy, Chris. - Brzmiałaś zadziwiająco stanowczo, jak na kogoś kto przed chwilą miał problemy ze złożeniem prostego zdania. Nie byłaś jednak wystarczająco przekonywująca.
- Odezwę się jutro, dobrej zabawy - powiedziałem i rozłączyłem się. Była to jedyna, słuszna decyzja.
Jak obiecałem, odezwałem się następnego dnia. Nie odbierałaś. Zarówno w południe jak i wieczorem. Wtedy byłem już pewny, że nigdy się znów nie spotkamy.