Tamtego dnia przekroczyliśmy jednak pewną granicę. Przestało być tak niewinnie. Na korytarzu gdy się mijaliśmy uśmiechałaś się promiennie, a ja odwzajemniałem uśmiech, niemal niezauważalnie, ale to robiłem. Wpadając na ciebie w sklepie i widząc twoje zakupy wiedziałem, że to znów "te" dni. Pytałem więc czy nie potrzebujesz kompana w oglądaniu filmów, pokazując ci trzymane przeze mnie w ręce ciastka. Uśmiechnęłaś się i brałaś mnie za rękę. Byłem pewien, że to przez twoje szalejące hormony, ale podobał mi się ten przypływ odwagi. Robiłaś to, czego ja nigdy nie zrobię pierwszy.
Czekałaś na dzień kiedy wyjdę z inicjatywą. W czwartek znów obydwoje spóźniliśmy się do szkoły. Wpadliśmy na siebie na innym piętrze niż gdy pierwszy raz się tak spotkaliśmy. Niczym pchnani przez przeznaczenie, akurat niedaleko kolumn, za którymi często chowają się całujące pary. Wyszłaś zza rogu, uśmiechnięta, w mocno obcisłych jeansach i bordowym swetrze. Na ustach miałaś delikatną szminkę i przez moment patrzyłem tylko na nią.
- Cześć, Chris - powiedziałaś spokojnie, a ja bez słowa zaciągnąłem cię za rękę, prosto za kolumny. Delikatnie oparłem cię o ściankę kolumny i kładąc dłonie na ścinach, na wysokości twojej głowy, skupiłem całą uwagę na twoich oczach.
- Możesz przestać się spóźniać, kiedy ja się spóźniam? - zapytałem poważnym tonem, błądząc wzrokiem po całej twojej twarzy i szyi. Miałaś przyśpieszony oddech, ale starałaś się zachować normalnie. Ręce swobodnie opuściłaś wzdłuż ciała, jednak torba w pewnym momencie zsunęła się z twojego ramienia z cichym trzaskiem. Zignorowałaś to całkowicie, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie jestem ci obojętny.
- Chris, trochę się śpieszę na lekcje - oznajmiłaś, ale nie wykonałaś żadnego ruchu. Dalej stałaś, oparta plecami o ścianę, z lekko spuszczonym wzrokiem.
- Ale przecież ja cię nie trzymam. - Uśmiechnąłem się szeroko i władczo. Zgiąłem mocniej łokcie, dzięki czemu moje ciało było bliżej twojego. Podniosłaś wzrok i nie wiedziałem czyje ciało wariuje w tym momencie bardziej.
- Chris. - Twój głos był łamliwy, a po twojej minie domyślałem się, że nie spodziewałaś się, że aż tak. Bawiło mnie to. Zanim powiedziałaś kolejne słowa, zamknęłaś na moment oczy, jakby zbierając siłę. - Chris, śpieszę się.
- Okej - powiedziałem i lekko się odsunąłem, żeby zaraz znów się przysunąć i to bliżej niż wcześniej. Podniosłaś na mnie wzrok, a ja poczułem najprzyjemniejszy na świecie ścisk w brzuchu. - Tylko jeszcze cię pocałuję, dobrze?
- Tak, a później ziemia okaże się płaska, a ja dostanę udaru mózgu - powiedziałaś, a w twoim głosie słychać było sarkazm. Położyłaś dłoń na mojej klatce piersiowej i delikatnie odepchnęłaś. - Nie dzięki, muszę iść. - Odepchnęłaś mnie mocniej, po czym odeszłaś. Nie potrafiłem stwierdzić czy było to szczere. Nie potrafiłem też stwierdzić czy mnie to zabolało. Stałem w amoku, dalej czując zapach twoich słodkich perfum. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech niedowierzania gdy doszło do mnie, co się stało. I gdy zacząłem rozumieć, że mi odmówiłaś. Tak po prostu. Jakbyś właśnie tego chciała.