Patrzę na ciebie gdy slalomem przemierzasz dróżki sklepowe. To są te dni kiedy robimy zupełnie normalnie rzeczy. Nie robimy nic nadzwyczajnego. Ty wybierasz kolejne jeansy, luźne koszulki, bo twierdzisz, że tylko w takich nie widać twoich boczków i kolorowe skarpetki, które specjalnie założysz tak aby wszyscy je widzieli. A ja po prostu na ciebie patrzę. Nigdy tego nie powiem, pewnie nawet się tego nie domyślasz, że patrzę na ciebie w ten sposób gdy robisz takie zwykłe rzeczy. Że łapię je, zapisuje w specjalnym miejscu w głowie, gdzie masz mnóstwo miejsca, gdzie urządziłem ci najpiękniejsze mieszkanie na świecie. Że obudziłaś we mnie uczucie, które nie wiedziałem, że mam, że ono istnieje.
Teraz, z perspektywy czasu, wiem, że powinienem ci to powiedzieć. Powinienem chociaż raz rzucić, gdzieś w międzyczasie, że jesteś wszystkim. Nie potrafiłem jednak tego zrobić. Mimo, że przebiłaś moją skorupę i dotknęłaś duszy, ja dalej byłem daleko od ciebie. A może to ty byłaś daleko, a ja po prostu czekałem aż staniesz przede mną, bo nie miałem siły wciąż za tobą gonić?