7. Utknęliśmy w tej samej melodii męki

87 21 40
                                    

~ Charlie ~

Przybliżam się do Harry'ego mocniej ściskając jego dłoń. Nie podoba mnie się to, że jesteśmy w środku lasu o godzinie 8:30. Niebo jest już na tyle niebieskie, że jest jasne i więcej widać, nie tylko czarne choinki i wyimaginowaną zmorę, która się za nimi ukrywa.

W tym momencie nie marzę o niczym innym jak o gorącej kąpieli z Harrym. Nie mam ochoty stać na zimnie. Tak naprawdę chętnie zaprotestowałabym i zostałabym w domku, jednak jak idziemy wszyscy to wszyscy.

Rozglądam się wokół. Idziemy wydeptaną ścieżką pokrytą białym puchem. Od drzew otaczających nas kręci mi się w głowie.

Alice i Liam idą przed nami i o czymś rozmawiają. Obok nich idzie Mery, która co jakiś czas pociąga nosem.

- Rany... Ale mnie dreszcze przechodzą - marudzi Ashley, która obejmuje Nialla ręką w pasie. Nie rozumiem ich. Mam wrażenie, że czasami zamieniają się miejscami: Ashley zachowuje się jak facet, a Niall jest jej "dziewczyną".

- Są jakieś szanse, że my ich odnajdziemy? Ta góra jest olbrzymia.

Wszyscy ją ignorują, oprócz mnie.

- Ashley... Po co to mówisz? Nie widzisz w jakim ona jest stanie? - pytam ją spoglądając na Mery.

Dochodzimy do niewielkiej polanki. Otaczają nas drzewa jak w najgorszym koszmarze. Te choinki są tak wysokie, że widać jedynie tylko skrawek nieba.

- Czy wy też czujecie niepokój? - pyta Mad.

- Nie, skądże. Jesteśmy w stu procentach wyluzowani - odpowiada sarkastycznie Ashley, a któreś z nas się śmieje.

- Przestańcie się śmiać. To naprawdę poważna sprawa - mówi Alice.

- Co dalej? - pytam - nadal tak naprawdę jesteśmy w tym samym miejscu. Z Harrym widzieliśmy tutaj gdzieś niedaleko kolejkę górską. Może przejdziemy się do niej?

- Ona jest stara i opuszczona. Nie dalibyśmy rady ją pojechać, to chyba, że...

Nie dokańcza bo słyszmy krzyk z głębi lasu.

- KURWAAA!!!

- O, chyba Sam się odnalazła - mówi zadowolony Niall.

- No jasne, tylko po kurwach ją poznasz - mówi Ashley i połowa z nas wybucha śmiechem.

- Sam?! Gdzie ty jesteś do cholery?! Jest z tobą Zayn?! - krzyczy Alice.

Głucha cisza. Jest tak cicho, że aż dzwoni w uszach.

- Ała! - krzyczy Ashley, sekundę po tym leży na ziemi a na niej Sam, która ma pełno gałęzi w swoich krótkich ciemnych włosach. Komicznie to wygląda.

- Jezu... Nigdy nie przeżyłam takiego paradoksu... - mówi Sam kładąc się na piersi Ash.

- Możesz ze mnie zejść? Gnieciesz mi cycki - mówi nieco wkurzona Ashley, słyszę cichy śmiech Horana.

- Lesby - mruczy Mery pod nosem, jednak mówi to z taką powagą, że aż mrozi mi się krew w żyłach.

Brunetka z gałęziami we włosach podnosi się z ziemi i otrzepuję kurtkę.

- Sami, gdzieś ty była ?! - krzyczy Alice do jej ucha łapiąc dłońmi jej ramiona, potem ją przytula.

Mery siada na ziemi i cicho popłakuje.

- Kuźwa Sam, możesz mi powiedzieć gdzie jest Zaynie? - pyta brunetka trzymając swoje małe dłonie na policzkach.

- Tutaj jestem, misiaczku - Zayn wyłania się zza jej pleców i kuca przy niej. Ciekawe, skąd się tu wziął.

72 Hours ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz