24. Koniec

69 20 30
                                    

Pół godziny do świtu

~ Liam ~

- Za pół godziny przybędzie tu pogotowie ratunkowe i policja. Musimy się iść spakować - mówię chwytając Alice za rękę i prowadząc ją do naszego pokoju.

Zayn, Charlie i Niall potakują. Char pogodziła się chyba z tym, że Harry prawdopodobnie się nie odnajdzie. Kochałem go jak brata. Mocno za nim tęsknię.

Alice siada na łóżku.

- Cholera, jak dobrze, że ten koszmar się już skończył... Straciliśmy Mery, Sam i Harry'ego.  Jestem tak... wkurwiona, że tu przyjechaliśmy. Nasi rodzice nas zabiją - lamentuje trzymając się za głowę.

Siadam obok niej i obejmuję ją ramieniem.

- Powinni się na siebie wkurzyć,  że nas tu puścili, nie na nas. Kto mógł przewidzieć,  że grasuje tutaj jakiś morderca?

- Nie wiem. To niemożliwe przez co przeszliśmy. Zupełnie jakbyśmy byli bohaterami jakiegoś chorego horroru...
Jak ludzie nas będą widzieć w szkole? Cholera, pomyślałeś o tym? Co powiedzą na Mery, Sam i Harry'ego? Char nigdy się nie zakocha, a my nigdy nie zapomnimy.

- Nie możesz się tak wszystkim przejmować,  kochanie. Po jakimś czasie będzie w porządku. Zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy żeby ich odnaleźć...

- Nie zrobiliśmy wszystkiego.  Nie poszliśmy szukać Harry'ego i dziewczyn.  Naraziliśmy tylko nasze życie odbijając Ashley od mordercy - tłumaczy ze zmarszczonymi brwiami.  Nienawidzę się z nią kłócić więc przytakuję.

- Niall by się zabił gdyby nie odnalazł Ash. Jezus, nie chciałbym go stracić...

Alice patrzy mi w oczy ale coś przykuwa jej uwagę i odwraca głowę w drugą stronę. Pociąga nosem.

- Liam... Czujesz to? To dym - zauważa przerażona.

- Może Zayn próbował gotować. Wiesz, że nie umie - śmieję się.

- To nie Zayn - prawie krzyczy i podchodzi do drzwi.

Otwiera je.

- O kurna - zakrywa usta dłońmi i pokazuje mi żebym do niej podszedł.
Podchodzę więc i zauważam wielką, szarą chmurę dymu , która powoduje, że nie widać końca korytarza.
Alice stara się przez nią przedrzeć i strasznie kaszle,  a później upada na podłogę.
Cholera.

- Ali wstawaj, musimy uciekać. Wyskoczymy przez okno, ktoś podpalił nasz dom! - krzyczę.

- Nie, Li. Tam są pozostali. Nie możemy ich zostawić - również krzyczy dusząc się dymem.

- Poradzą sobie. W piwnicy są beczki z benzyną, ten dom niedługo wybuchnie. Alice ruszaj się do cholery, bo zginiemy! - drę się na nią, aż w końcu się mnie słucha i biegnie za mną.

Biegnę do okna i chcę je otworzyć ale nie mogę.

- Kurwa mać - klnę - odsuń się - mówię do Alice i kopię w okno z całej siły. 
Odłamki szkła lecą na zewnątrz i zaczynamy schodzić bo ścianie.

Bogu dzięki,  że deski są dopasowane tak, że można się po nich wspinać. 

Gdy jesteśmy już na ziemi patrzymy się na nasz dom, który cały staje w ogniu.
Pomarańczowe płomienie liżą ściany naszego domku, który płonie w oka mgnieniu.
Alice płacze,  z moich oczu także lecą łzy.
Nie mogę pogodzić się z tym, że tam zostali nasi przyjaciele. Zayn, Niall, Charlie, Ashley.
Próbuję, a przynajmniej staram się z tym pogodzić. Nie potrafię. Wiem, że już takich przyjaciół nie znajdę nigdzie indziej.
Kochałem ich. Wyczuwam ból w klatce piersiowej.
Muszę wziąć się w garść.
Ocieram łzy i pociągam nosem. Patrzę z nienawiścią na domek myśląc o psychopacie. Co za zjeb. Jak to możliwe, że podpalił dom skoro Louis go złapał?

72 Hours ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz