(6)

213 19 2
                                    

Budzą mnie dźwięki nieostrożnego krzątania się po dormitorium, otwieram z trudem zaspane oczy, mam wrażenie, że powieki ważą tonę, lecz doskonale wiem dlaczego tak się czuję. Dwie godziny niespokojnego snu to wszystko, co było mi dane tej nocy, a to i tak wiele w porównaniu do nocy ubiegłych. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem w stanie przespać zwyczajnym, błogim snem chociaż kilka długich godzin.

— Wstawaj, Draco — słyszę głos Blaise'a i odwracam głowę w jego stronę. Stoi kilka kroków od mojego łóżka, spogląda na mnie niepewnie. Muszę wyglądać tragicznie. — Zaraz śniadanie — dodaje, widząc moją niezadowoloną minę. Potem wskazuje na mój stolik nocny. — Tam masz swój plan zajęć, sprawdziłem, mamy większość zajęć razem, więc nie będzie tak źle, nie?

Przeciągam się leniwie na łóżku, wodząc wzrokiem pomiędzy Zabinim, białym kawałkiem pergaminu, który musi być planem zajęć i oknem, zza którego padają wprost na mnie lekko zielonkawe promienie słońca. Potem pamiętam. List. Aresztowanie. Mama.

I chociaż najmocniej na świecie błagam, by był to jedynie koszmar, długo nie mogę się łudzić. Schodzę z łóżka czym prędzej, nie spoglądam na Zabiniego, który czeka na mnie cierpliwie i dziękuję w duchu, że nie porusza tematu mojego wczorajszego zachowania. Nie pyta, nie drąży. Wie, że przyjdzie czas, ten odpowiedni, gdy będę chciał wyjaśnić całą sytuację i to właśnie cenię w nim najbardziej.

— Obronę ze Snapem mamy dopiero za jakieś dwie godziny, ale jednak trzeba coś zjeść, nie? I ty też powinieneś — mówi, kiedy schodzimy razem do pokoju wspólnego. — Nic wczoraj nie tknąłeś, stary, długo tak nie pociągniesz...

— Nie jestem dzieckiem — przerywam mu szorstko, znudzony ciągłymi radami ze strony innych. Co powinienem, a czego nie. Co wypada, a co nie. — Wiem, co robię, Zabini, więc ogarnij się trochę.

Mój głos tonie w gwarze, jaki wita nas w pokoju wspólnym, gdzie Ślizgoni krzątają się nerwowo, porównują swoje plany zajęć. Widać, że nawet ci nie przykładający się zbytnio do osiągania dobrych wyników w nauce, są podekscytowani pierwszym dniem zajęć i tym, co ich czeka w tym roku. Przeciskamy się przez tłum szybkim krokiem, by po chwili znaleźć się na nieco spokojniejszym korytarzu.

Oddycham z ulgą, lecz nie na długo. Dociera do mnie, że zapewne pierwsze egzemplarze Proroka Codziennego już zawitały w mury Hogwartu. Śniadanie trwa od kilkunastu minut, co łączy się także z przybyciem porannej poczty. Przymykam na moment oczy, próbując uspokoić wzmagające się we mnie emocje i złość o wszystko, co miało miejsce tej nocy. Nie wiem, jak sobie poradzę z tymi wszystkimi tryumfującymi oczami zwróconymi w moją stronę, z pogardą, z nienawiścią płynącą od każdej kolejnej osoby. Czuję, że to zbyt wiele.

Zdecydowanie za dużo, gdy moje myśli zaprzątają inne, mocno ważniejsze problemy. Muszę znaleźć Snape'a, muszę wiedzieć, co z matką, myślę. I muszę znów próbować, muszę dostać się do Pokoju Życzeń. Wracam pamięcią do ubiegłej nocy, gdy tak nieudolnie trwałem przez kilka godzin na korytarzu na siódmym piętrze i błagałem o to, by się udało.

Bez skutku.

Zbliżamy się w milczeniu do Wielkiej Sali, skąd dobiegają mnie podniesione, przekrzykujące się wzajemnie głosy, dźwięk talerzy i sztućców i zastanawiam się, jakie są szanse, że jeszcze nikt nie wie — że widomość ta nie stanowi dziś najważniejszej sensacji w świecie czarodziejów.

Prycham cicho, wiem, że się okłamuję.

Z każdym kolejnym krokiem moje ruchy stają się coraz bardziej niepewne, drżę wewnątrz okrutnie, ale wiem, że muszę się opanować i z niewzruszoną twarzą stawić czoło im wszystkim. Każdemu z osobna.

NAZNACZENIE | Draco Malfoy FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz