Kiedy docieram pod klasę, gdzie odbywać się mają zajęcia obrony przed czarną magią, prowadzone w tym roku przez Snape'a, witają mnie ironiczne spojrzenia, ale nikt nic nie mówi. Dostrzegam Thomasa i Finnigana opierających się o ścianę w samym kącie korytarza, żaden z nich nie szczyci się jednak swoim porannym osiągnięciem. Przez chwilę zastanawiam się, dlaczego — dlaczego nie wykorzystują tego przeciwko mnie i dochodzę do wniosku, że po prostu się boją — mojej reakcji, mojej przewagi. Bo zdają sobie sprawę, że tylko przybycie McGonagall uratowało im życie.
Na samym końcu kolejki utworzonej przed drzwiami sali stoi Potter, tuż obok Granger jak zwykle zawalona książkami i Weasley, z głupkowatym uśmiechem na ustach. Cała trójka rzuca w moją stronę ukradkowe spojrzenia, nie mogę jednak dosłyszeć ich szeptów. Przewracam oczami rozbawiony ich żałosnym zachowaniem i gdy chcę w końcu podejść, zapytać Pottera o stan jego twarzy, drzwi do klasy się otwierają. Wyłania się zza nich wyniosła postać Snape'a i natychmiast na korytarzu robi się bezwzględnie cicho.
— Do środka — rzuca szorstko, wszyscy posłusznie ruszają.
Ja zostaję.
Snape patrzy na mnie z wyczekiwaniem, dostrzegam, że na niewzruszonej do tej pory twarzy pojawia się podłużna zmarszczka na czole. Nie ustępuję.
— Draco, do środka — mówi, udając, że nie wie, dlaczego wciąż trwam przed salą.
— Co z nią? — pytam cicho, gdy zauważam kilka ciekawskich spojrzeń z wnętrza pomieszczenia. Nikt nie może usłyszeć. — Co z mamą?
— Narcyza ma się dobrze — ucina prędko beznamiętnym tonem. Nie potrafię odczytać z jego gestów i głosu, czy jest to jedynie próba zmuszenia mnie do wejścia, czy naprawdę zadbał o to, by dowiedzieć się o stan mojej matki. — Nic jej już nie grozi.
— Oby to była prawda — szepczę, wymijając Snape'a w drzwiach. Potem wchodzę do środka.
Zajmuję miejsce obok Blaise'a, w samym tyle ciemnego pomieszczenia. Bezwzględna cisza przerywana jest jedynie łopotaniem długiej, czarnej szaty, gdy mężczyzna mknie spiesznie na sam środek. Widać, że zadomowił się już w klasie, o którą walczył tak zaciekle przez kilka poprzednich lat. Zadbał o to, by żadne naturalne światło nie docierało z zewnątrz, a jedyną jasność stanowią płomienie pochodni zamieszczonych na ścianach. Na każdej ze ścian wiszą obrazy przedstawiające ludzi poddanych najróżniejszym torturom. Wodzę wzrokiem po tej specyficznej dekoracji, niektóre ze scen wzbudzają we mnie autentyczne obrzydzenie i odrazę. Potem strach. Zastanawiam się, czy jeśli zawiodę, jeśli mi się nie uda — czy sam padnę ofiarą takich tortur przed śmiercią, której wtedy nie uniknę.
Szorstki głos Snape'a pobrzmiewa w sali, gdy ten rozpoczyna swoją przemowę. Mam wrażenie, że wszyscy są tak przesiąknięci strachem przed nim, że nie ważą się nawet na jeden niepożądany gest — poruszenie się czy mrugnięcie powiek.
Niedługo przestaną oddychać, myślę, spoglądając po kolei na wszystkich w klasie.
Granger, która ukradkiem chowa książkę do torby pod stołem, stanowi chyba największą rozrywkę w sali, ale w pewnym momencie mój wzrok pada na osobę siedzącą tuż obok. Proste brązowe włosy spływają wzdłuż wyprostowanej jak struna sylwetki, dziewczyna ani drgnie. Z tej odległości mogę dostrzec jedynie fragment twarzy Octavii Shacklebolt, ale to wystarcza, by stwierdzić, że dziewczyna jest przerażona. Przeszywa ją autentyczny strach. Patrzy prosto przed siebie, jak zahipnotyzowana, ani razu nie uraczając Snape'a swoim spojrzeniem.
Jest zupełnie inna niż do tej pory. Zupełnie inna.
— Ma gadane, nie? — słyszę w pewnym momencie głos Blaise'a, który szturcha mnie w ramię. Odrywam wzrok od Shacklebolt i spoglądam na przyjaciela, próbując zrozumieć o co mu chodzi. — No Snape, nie? Ta cała czarna magia — facet chyba żyje tylko nią.
CZYTASZ
NAZNACZENIE | Draco Malfoy FF
FanfictionDraco Malfoy przeżył właśnie najgorsze wakacje w życiu, a kolejny - szósty rok nauki w Hogwarcie, wcale nie zapowiada się lepiej. Ma do wykonania zadanie niebywałe, mocno wykraczające ponad jego możliwości i umiejętności, a zwłaszcza przekonania. Ni...