— Nie wierzę w ani jedno twoje słowo, Shacklebolt — mówię i upijam spory łyk ze swojej szklanki, którą potem obracam nerwowo w dłoniach. — Ani jedno.
Wychylam szklankę po raz kolejny i ostatnie krople Ognistej Whisky rozgrzewają moje gardło, stopniowo całe ciało. Chociaż Pokój Życzeń jest ostatnio bezużyteczny, zdaje mi się, że Ognistej Whisky nigdy tu nie zabraknie — co rusz znajduję poukrywane butelki w najróżniejszych zakamarkach, na dnach szuflad czy wciśniętych między innymi zakurzonymi gratami.
Biorę butelkę do ręki i napełniam kolejną szklankę, zupełnie ignorując karcący wzrok Shacklebolt.
— Więc może tym razem opowiesz jak było naprawdę? — Czkam głośno i wyciągam butelkę w jej stronę. Po raz kolejny odmawia, rzucając pogardliwe spojrzenie na moją dłoń i prawie puste naczynie.
— Jaką prawdę chcesz usłyszeć, Malfoy?
— Tę prawdziwą. Nie bajeczkę, którą próbujesz mi sprzedać.
Przez długie sekundy nie odrywam od niej wzroku, co zaczyna ją coraz bardziej peszyć. Podnosi się na fotelu, kilkukrotnie poprawia swoją pozycję, by w końcu skrzyżować nogi i nachylić się w moją stronę.
— Aż tak bardzo przeraża cię to, co usłyszałeś? — szepcze, a jej usta wykrzywiają się w ledwo dostrzegalnym uśmiechu.
Kręcę głową.
— Nie. Po prostu to nie ma najmniejszego sensu.
W pomieszczeniu zapada cisza, którą po chwili przerywa chlupot whisky wlewanej do szklanki, i dźwięk butelki, którą upuszczam na podłogę, tuż obok pustej poprzedniczki.
— Czyli nie wierzysz, że to przeze mnie musisz teraz robić to, co robisz? — pyta w końcu.
— Nie.
— I nie wierzysz, że gdyby nie ja, byłbyś teraz zupełnie wolny?
— Absolutnie nie — powtarzam.
— W takim razie nie mamy o czym rozmawiać, Malfoy — prycha. — Whisky wypala ci mózg, powinieneś to rzucić.
Uśmiecham się krzywo i upijam kolejny łyk.
— Powinnaś kiedyś spróbować, Shacklebolt, to bardzo oczyszczające. A wracając do twoich pytań: nie, nie uwierzę, że to właśnie ty miałaś zabić Dumbledore'a i pomóc mu przejąć Hogwart.
— Bo?
— Bo to zupełnie niedorzeczne. I nie wmówisz mi, że twoi rodzice, jacykolwiek by nie byli i czegokolwiek by nie zrobili, tak zwyczajnie zaproponowaliby mu właśnie ciebie.
Wypijam resztę whisky bez zawahania, a gdy Octavia Shacklebolt nie odpowiada, wstaję z fotela w poszukiwaniu kolejnej ukrytej gdzieś butelki. Spoglądam jeszcze przez ramię na skuloną w fotelu dziewczynę i chociaż przed chwilą jej przenikliwe oczy były wbite we mnie, teraz wpatrzone są w zaciemnione okno. A ona sama wędruje gdzieś daleko.
I wiem, że nie mam tam dostępu.
***
Jedyną zaletą zimnych korytarzy Hogwartu o świcie jest fakt, że są całkowicie opustoszałe i nikt oprócz mnie się po nich nie włóczy. Tym samym nikt nie natknie się na przygarbioną, trzęsącą się z zimna, wyraźnie skacowaną sylwetkę Draco Malfoya, a ja uniknę zbędnych pytań, na które i tak nie miałbym zamiaru odpowiadać.
Byle dotrzeć do lochów.
Głucha cisza prześladuje mnie przez całą drogę, mam wrażenie, że każdy wykonany nieudolnie krok niesie się echem po całym zamku i ktoś w końcu pojawi się na mojej drodze. Ale tak się nie dzieje. Docieram w końcu do lochów, mijam opustoszały Pokój Wspólny i staję w drzwiach sypialni, starając się jak najciszej otworzyć drzwi i nikogo nie obudzić.
CZYTASZ
NAZNACZENIE | Draco Malfoy FF
FanfictionDraco Malfoy przeżył właśnie najgorsze wakacje w życiu, a kolejny - szósty rok nauki w Hogwarcie, wcale nie zapowiada się lepiej. Ma do wykonania zadanie niebywałe, mocno wykraczające ponad jego możliwości i umiejętności, a zwłaszcza przekonania. Ni...