Cichy pisk roznosi się po pustej łazience zaledwie przez chwilę.
— Drętwota — szepczę, a czerwony strumień natychmiast wydobywa się z mojej różdżki i trafia w niespokojne zwierzątko, szamoczące się do tej pory po klatce.
Teraz gaśnie. Spoglądam jak ciało niewielkiego wróbla drętwieje w momencie, jak skrzydła rozciągają się wśród tułowia, a głowa zostaje wyciągnięta sztywno ku górze. Potem opada na dno klatki.
Ja patrzę, przebierając palcami po zimnym parapecie. I czekam.
Kilka minut później ptak znów unosi się ku górze i nieudolnie próbuje wydostać się z klatki, uderza dziobem o metalowe pręty i popiskuje coraz głośniej.
Teraz, myślę. Teraz możesz to zrobić. Zobaczyć, jak to jest umyślnie skrzywdzić żywe stworzenie, potem żywą osobę. Celowo, rozmyślnie, z wyraźnym zamiarem pozbawienia życia.
Trening czyni mistrza.
— Drętwota — ponawiam zaklęcie, które nigdy nie sprawiało mi problemu i znów obserwuję, jak wróbel sztywnieje nienaturalnie i spada na dno klatki.
Tchórz. Zwyczajny tchórz.
Pozbawianie życia miało być łatwiejsze — machnięcie różdżką, wypowiedziane zaklęcie, błysk, cel, śmierć. Teraz okazuje się nadzwyczaj trudne, niemal niemożliwe. Dlatego wciąż powstrzymywany przez niezrozumiałą barierę wgapiam się w budzące się do życia nędzne ciało nic nie znaczącego zwierzęcia, które niewinnie zaczyna poruszać się w klatce. Dlaczego nie umiem tak po prostu go zabić? Dlaczego nie wychodzi mi to właśnie teraz, gdy powinienem umieć pozbyć się wszelkich skrupułów, które mogły jakimś cudem zachować się wewnątrz mnie?
Wiem, co muszę zrobić, wiem, że nie mam wyjścia, ale nie potrafię się przemóc. Mam wrażenie, że nic nie umiem zrobić tak, jak należy. Wszelkie plany legną w gruzach, skoro wielki Draco Malfoy chce uderzyć na Albusa Dumbledore'a z perfekcyjnie wyćwiczoną Drętwotą. Na nic więcej go nie stać.
Prycham.
Upuszczam różdżkę na parapet i podpieram się na nim znużony własną niemocą i kolejną godziną spędzoną właśnie w tym miejscu zupełnie bez celu. Jak? Jak mam to zrobić?, pytam. Potem patrzę, a on znowu uderza dziobkiem o pręty klatki i wgapia się we mnie czarnymi jak smoła oczami — błagalnie, desperacko.
Potem wiem. Dumbledore nie będzie patrzył, nie będzie błagał, nie będzie się kajał. On będzie walczył, a ja wiem, że nie mogę pozwolić mu wygrać.
Nigdy.
Dasz radę, myślę i sięgam po różdżkę, którą przez kilka długich sekund dzierżę w niezdecydowanych dłoniach. Potem unoszę ją nieco i celuję w podskakującego w klatce wróbla.
— Crucio — szepczę pewnie i blada poświata wędruje w stronę ptaka. Głośny pisk wypełnia teraz łazienkę, potem niknie, a zwierzę spada z impetem na dno klatki, poruszając rozpaczliwie skrzydłami i krótkimi nóżkami. Główka wygina się mocno w przód i wprawiona w regularny ruch sprawia, że dziób wróbla co rusz uderza w jego brzuch. Nie czekam długo na powstanie otwartej rany, z której zaczyna sączyć się krew, z każdą sekundą coraz mocniej i mocniej. Nie cofam różdżki, chociaż chcę — mocno chcę stąd wyjść i nigdy już nie wrócić. Skrzydła wróbla zaczynają wyginać się w tył, coraz mocniej i mocniej, słyszę delikatny trzask łamanych kości, gdy cały tułów podnosi się i opada, rozchlapując krew dokoła.
Wgapia się we mnie boleśnie, nie wydając jednak żadnego dźwięku ze zbolałego gardła, a z każdą kolejną chwilą jest mi coraz mniej żal — jednocześnie coraz bardziej obojętnie. Tylko brak wątpliwości i jakichkolwiek ograniczeń jest w stanie doprowadzić mnie do celu.
CZYTASZ
NAZNACZENIE | Draco Malfoy FF
FanfictionDraco Malfoy przeżył właśnie najgorsze wakacje w życiu, a kolejny - szósty rok nauki w Hogwarcie, wcale nie zapowiada się lepiej. Ma do wykonania zadanie niebywałe, mocno wykraczające ponad jego możliwości i umiejętności, a zwłaszcza przekonania. Ni...