Budzi mnie nieprzyjemne kłucie w okolicy szyi. Gdy w końcu staje się ono nie do zniesienia, otwieram niechętnie oczy, mam wrażenie, że moje powieki są stanowczo zbyt ciężkie, a wyobraźnia płata mi figla — wciąż jestem w Pokoju Wspólnym. Przecieram zmęczone oczy i dopiero po chwili przypominam sobie, że pobyt w tym właśnie miejscu nie jest niczym dziwnym, a raczej konsekwencją sobotniego, pracowitego wieczoru w gabinecie McGonagall.
Ziewam szeroko i chcąc nie chcąc, podnoszę się z fotela. Czuję, jakby każda pojedyncza część mojego ciała funkcjonowała teraz osobno, a zmęczone mięśnie dają o sobie znać przy każdym kolejnym ruchu. Spanie w fotelu zdecydowanie nie należy do najprzyjemniejszych, dlatego też podejmuję szybką decyzję o udaniu się do sypialni i spędzeniu kolejnych godzin w zwyczajnej, wygodnej pozycji, gdy okazuje się, że jest dopiero siódma. Rozciągam się przez chwilę, a gdy przynosi to niemałą ulgę mojemu ciału, ziewam ponownie. Chwytam ze stolika pergamin z esejem z transmutacji, potem podnoszę z podłogi rozchełstaną torbę, rozglądając się dokoła, czy nic z niej nie wypadło.
Rozpoczynam niemrawą wspinaczkę po schodach, przeklinając samego siebie, że zamiast sypialnianego łóżka wybrałem w nocy niewygodny fotel. Potem przeklinam całą resztę sobotniego wieczoru, idiotyczne zadanie McGonagall, wyraźną stratę czasu i irytującą współpracę z Shacklebolt, która, mam nadzieję, powinna dać mi w końcu spokój.
Niedzielna cisza rozciąga się dokoła i cieszę się, że nikt niepożądany nie stanie teraz na mojej drodze i nie zobaczy w stanie, w jakim zdecydowanie nikt nie powinien mnie oglądać. Uchylam ostrożnie drzwi do dormitorium tak, by nikogo nie obudzić, rzucam torbę obok łóżka i nie zważając już na fakt, że jestem w ubraniu i w butach, kładę się na zaścielone posłanie.
Miękka poduszka i zaciemnione pomieszczenie sprawiają, że nie muszę długo czekać aż zasnę. Ostatnim co pamiętam jest jeszcze ściana na siódmym piętrze, potem wyczekująca twarz Narcyzy Malfoy. Później, przekonuję samego siebie i wyobrażam sobie, jak skina aprobująco głową. Już niedługo.
Zasypianie nad ranem trwało nadzwyczaj krótko, lecz mam wrażenie, że sam sen trwał zaledwie parę sekund i jestem jeszcze bardziej zmęczony niż wcześniej. Próbuję ignorować wszelkie dźwięki dokoła, podniesione głosy, rozbawione rozmowy, których tematem zapewne jest moja żałosna pozycja na łóżku. Nie otwieram oczu i czekam aż tak po prostu wszyscy pójdą na śniadanie i dadzą mi w końcu święty spokój.
Głosy Crabbe'a i Goyle'a docierają do mnie tylko przez chwilę, potem słyszę śmiech i otwieranie drzwi. Zabiję. Ciężkie kroki na schodach upewniają mnie, że już ich nie ma.
— Chyba miał ciężką noc, nie? — słyszę surowy głos Notta.
— Raczej nienajlepszą — stwierdza elokwentnie Zabini.
Wyobrażam sobie, jak stoją nade mną z rękami założonymi na piersiach, wgapiają wścibski wzrok w moje ciało i dywagują na tematy, na które stanowczo nie powinni.
— Myślisz, że powinniśmy go tak zostawić? — Teodor Nott nie daje za wygraną.
Tak!
— Zdecydowanie nie — odpowiada Blaise. Zabiję. — Jeszcze coś mu się stanie. Nie można przecież ryzykować życiem Draco Malfoya.
Zginie. Przy pierwszej lepszej okazji.
— Racja, może się udusić w takiej pozycji. Patrz na tę poduszkę, prawie nie może oddychać...
— ... czy on nie wie, że spanie na brzuchu pogniecie mu wszystkie wnętrzności?
Idiota.
CZYTASZ
NAZNACZENIE | Draco Malfoy FF
FanfictionDraco Malfoy przeżył właśnie najgorsze wakacje w życiu, a kolejny - szósty rok nauki w Hogwarcie, wcale nie zapowiada się lepiej. Ma do wykonania zadanie niebywałe, mocno wykraczające ponad jego możliwości i umiejętności, a zwłaszcza przekonania. Ni...