Mimo moich najgorszych przeczuć, nikt mnie nie szuka, nie pyta, nie przesłuchuje w sprawie Bell, jakby wszystko to działo się jedynie w mojej głowie i było wymysłem zbyt bujnej wyobraźni. Siedząc już kolejną godzinę w dormitorium, zaczynam zastanawiać się, czy nie popadam w paranoję. Nikt mnie tam nie widział, więc nikt nie może wiedzieć, że to ja stoję za wypadkiem Gryfonki, za jej śmiercią, za dostarczeniem zaklętego naszyjnika, który stał się jej końcem. Dobrze zacierałem ślady, myślę i próbuję przekonać samego siebie, że nikt się nie dowie.
Nigdy.
Kiedy drzwi do sypialni otwierają się w pewnym momencie, wzdrygam się lekko i wbijam w nie przestraszony wzrok, spodziewając się najgorszego. Dumbledore'a, Snape'a, McGonagall, ich pytań, oskarżeń, domysłów.
— Stary, nie uwierzysz — słyszę po chwili głos Blaise'a i dziękuję w duchu, że to tylko on. I że nic mi nie grozi. — Cała szkoła o tym huczy, normalnie masakra...
Wtacza się powoli do dormitorium, wciąż nieprzebrany z piżamy i okutany kocem, którego poły plątają mu się pod nogami i utrudniają chodzenie. Zwłaszcza, że teraz obydwie ręce Zabiniego wypełnione są górą jedzenia, którą podwędził z Wielkiej Sali. W jednej ręce tkwi tacka zdawałoby się ze wszystkim, co tylko zdołał dostrzec, od kanapek, przez grillowane kiełbaski i jego nieodłączne tosty, a w drugiej potężny dzbanek z herbatą, nad którym jeszcze unosi się para.
— Podobno... — zaczyna, próbując nieudolnie uwolnić jedną stopę z koca, który niefortunnie owinął mu się wokół kostki. Obserwuję z politowaniem jego zmagania i już mam zamiar zlitować się i mu pomóc, gdy uwalnia się i mocnym kopnięciem zamyka za sobą drzwi. — Bell, ta Gryfonka, cnie, oberwała porządnie dzisiaj w Hogsmeade...
Wstrzymuję oddech i wgapiam się w Zabiniego, który kładzie swoją zdobycz na szafce nocnej i przysuwa stolik tak, by stał centralnie pomiędzy naszymi łóżkami.
— Jakaś klątwa czy coś, może jakiś atak, cnie. Nikt nic nie wie, ale wszyscy mówią, że podobno nie jest z nią dobrze...
— Ona nie żyje — szepczę cicho, ale Zabini spogląda na mnie jak na nienormalnego i kręci głową.
— No co ty, stary! To by dopiero była afera. Żyje, ale ledwo, ledwo...
Nie słucham już dalej, bo mam wrażenie, że świat nagle się zatrzymuje i nie dociera do mnie nic poza jedną myślą: ona żyje, żyje, nie zabiłem.
Tylko jak to w ogóle możliwe?
Kiedy kilkadziesiąt minut później, drzwi dormitorium znów się otwierają, znów wzdrygam się, a moje myśli wędrują wokół najczarniejszych scenariuszy. Nie zginęła, ale to nie zmienia faktu, że mogą obwinić mnie za jej stan, myślę. Na szczęście kolejny raz okazuje się, że to tylko moje przewrażliwienie.
Do sypialni wkracza Teodor Nott, który obdarza nas pełnym politowania spojrzeniem. Jest ubrany całkiem elegancko, a długi płaszcz i zaczerwieniona od zimna twarz, wskazują, że dopiero wrócił z dworu.
— Jesteście dość żałośni — oświadcza, uśmiechając się szeroko. Potem rzuca trzymany w dłoni szalik na swoje łóżko i zaczyna ściągać z siebie wierzchnie odzienie. — Mocno żałośni.
Zabini prycha, podążając wzrokiem za kolejnymi ruchami Notta. Z jego miny mogę wywnioskować, że od wewnątrz zżera go niepohamowana zazdrość.
— Jak twoja randka, Teodorze? — pyta ironicznie, wpychając sobie do ust kolejną porcję tostów.
Nott opada na miejsce obok mnie.
CZYTASZ
NAZNACZENIE | Draco Malfoy FF
FanficDraco Malfoy przeżył właśnie najgorsze wakacje w życiu, a kolejny - szósty rok nauki w Hogwarcie, wcale nie zapowiada się lepiej. Ma do wykonania zadanie niebywałe, mocno wykraczające ponad jego możliwości i umiejętności, a zwłaszcza przekonania. Ni...