Zapowiedź - NAZNACZENIE

1K 39 5
                                    



Nie jestem złym człowiekiem, powtarzam raz po raz, mknąc niewzruszenie przez znienawidzoną ulicę Śmiertelnego Nokturnu. Nie jestem złym człowiekiem.

Wokół roznosi się mroczna aura tajemniczości podsycana przez mocno wyczuwalny zapach niebezpieczeństwa, a chociaż nie jestem tu pierwszy raz — mimowolnie zaciskam mocniej poły swej szaty i wkładam rękę do prawej kieszeni, zaciskając leciutko drżące palce na zimnej różdżce. Zawsze gotowy.

Na każdym rogu tkwią podejrzane postacie spowite od góry do dołu ciężkimi, czarnymi szatami. Jedynie niewielkie, wciąż niezakryte części twarzy wyzierające spoza kapturów i rzucane we wszystkie strony podejrzliwe spojrzenia, upewniają mnie, że wciąż mam do czynienia z ludźmi — z najgorszym sortem czarodziejów stąpających po tej ziemi.

Nie jestem złym człowiekiem, powtarzam po raz kolejny i skręcam w najwęższą alejkę na samym końcu Nokturnu. Już prawie. Ignoruję wszelkie przeraźliwe dźwięki dobiegające z każdego kąta ulicy i mknę naprzód, wsłuchując się jedynie w pusty odgłos łopoczącej szaty. Mojej.

Gdy dostrzegam na samym końcu znajomy szyld, tak pożądany w tej właśnie chwili, oddycham niejako z ulgą, lecz natychmiast ogarnia mnie przerażenie — wcale nie chcę tu być. Czuję jak zimny pot zalewa mi skroń, ale nie wyciągam ręki z kieszeni. Muszę być gotowy — zawsze gotowy.

Chcę dotrzeć tam jak najszybciej, jednocześnie pragnąc tak mocno, by nigdy się tu nie znaleźć. Nie jestem złym człowiekiem.

I w pewnym momencie, gdy do wejścia do Borgina&Burkesa zostaje jedynie kilka kroków, a serce z każdą sekundą przyspiesza mi coraz mocniej, zatrzymuję się na środku uliczki, potrącony zaledwie chwilkę wcześniej przez postać owitą czarną szatą. Wyłoniła się tak nagle, tak niespodziewanie zza rogu zniszczonej kamieniczki i gdy odwracam wzrok, by przekląć jej nieuwagę, znika za rogiem kolejnej. I tylko wystające zza kaptura brązowe kosmyki włosów upewniają mnie, że miałem do czynienia z czarownicą.

— Tu jest! — słyszę po chwili wołanie i z tego samego miejsca, co tajemnicza nieznajoma, wyłania się jakże znienawidzona, lecz równie mocno znajoma postać oddanego śmierciożercy. — Przed chwilą tu była, na pewno ją widziałem...

Nie kończy, bo jego wzrok pada na mnie — na moją niewzruszoną twarz, beznamiętny wzrok, duszę złamaną na pół, której on dostrzec nie zdoła.

— Panie Malfoy... — jąka się zaskoczony i po chwili skłania się nisko, jakby rażony piorunem.

— Greyback — rzucam z odrazą, wodząc oczami po szpetnej sylwetce jednego z najbardziej oddanych sługusów Voldemorta. Potem spoglądam równie niechętnie na niepewnie wyglądającego zza budynku pachołka wiecznie towarzyszącego Fenrirowi Greybackowi i dodaję: — Jakiś problem?

Wilkołak kręci natychmiast głową i szczerzy się nadzwyczaj mocno, ukazując mi dwa rzędy ostrych, brudnych zębów. Stoi już na równi ze mną, onieśmielenie minęło równie szybko jak się pojawiło.

— Biegła tędy pewna dziewczyna — charczy nieprzyjemnie i wskazuje na zaciemnioną alejkę. — Nie widział panicz, w którą stronę pobiegła?

Milczę przez chwilę, wracając myślami do chwili, gdy drobna postać czarownicy zatrzymała mnie na samym środku uliczki, potem o znikających za rogiem brązowych włosach, ledwo dostrzegalnych zza ciężkiej czarnoksięskiej szaty.

Zaprzeczam.

— Nikogo nie widziałem, Greyback — oznajmiam pewnie. — Byłem i jestem tu całkiem sam. Musiałeś pomylić ulice, co wcale nie byłoby aż tak dziwne, sądząc po twoim wybitnym ilorazie inteligencji i niezastąpionym zmyśle samoorientacji.

Mój szorstki głos pobrzmiewa w pustej uliczce przez kilka sekund, przerywany jedynie niespokojnym oddechem Greybacka, który zdaje się analizować każde moje słowo. Wiem, że nie przychodzi mu to łatwo, ale w pewnym momencie skina głową, potem zgina całe ciało w żałosnym ukłonie i mówi:

— Tak, panie Malfoy. Zapewne tak musiało się stać. Miłej przechadzki, panie Malfoy.

Gdy nie otrzymuje z mojej strony nic, poza ledwo dostrzegalnym skinieniem głowy, odwraca się i ciągnąc niedbale za rękaw szaty swojego pachołka, znikają w mroku nocy. Nie ma za co, przechodzi mi przez myśl, gdy ostatni raz tego wieczoru wracam pamięcią do brązowowłosej czarownicy. A chociaż ciążą mi myśli mocno ważniejsze i jeszcze mocniej przerażające niż los tajemniczej nieznajomej, gdzieś na dnie zbolałej duszy odczuwam leciutką satysfakcję, że brudne łapy Fenrira Greybacka nie staną się przyczyną jej śmierci.

Otacza mnie zewsząd zimne, nocne powietrze, i dopiero gdy mocniejszy powiew wiatru wzdryga moim ciałem, decyduję się ruszyć naprzód. Nie ma już odwrotu. Pokonuję w mgnieniu oka kilka kroków i pewnym ruchem ręki otwieram drzwi Borgina&Burkesa. Niepewność skrywam mocno na dnie duszy, w sercu przygnębionym — straconym.

I gdy w końcu znajduję się w dusznym sklepie, otoczony zewsząd czarno magicznymi artefaktami, a zza lady spogląda na mnie odrażająca postać sprzedawcy, którego tak dobrze znam, odwracam głowę w prawo, gdzie w samym rogu czeka mój cel podróży. Bez słowa podchodzę do niego, tak, jak za każdym kolejnym razem.

Mój umysł znów łże namiętnie: Nie jestem złym człowiekiem.

Kiedy otwieram skrzypiącą szafę i tylko dźwięk otwieranych drzwiczek roznosi się w ciemnym pomieszczeniu, spoglądam w jej puste wnętrze. Potem nie mam już złudzeń.

Jestem najgorszym z nich wszystkich. 



Cześć!

Pewnie sobie nie wyobrażasz, jak cieszę się z Twojej obecności tutaj. Jeśli przebrnąłeś/łaś przez zapowiedź mojej historii i jesteś zainteresowany/a, jak potoczą się losy Draco w moim wykonaniu - proszę, nie milcz. Pozostaw opinię, skrytykuj, co Ci się nie spodobało, zaznacz, co wywołało w Tobie emocje, uśmiech, poruszenie... Twoja opinia jest dla mnie ogromnie ważna. 

A jeśli decydujesz się na ciąg dalszy - jestem w niebie. I serdecznie zapraszam. Obym nie zawiodła,

knockturn_alley

NAZNACZENIE | Draco Malfoy FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz