7.

406 48 26
                                    

***

***

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

***

2 grudnia 2012

Po południu w końcu doprowadzamy się do porządku i możemy jechać na spotkanie z reżyserem. Pakujemy się do auta Zoë.

- Mamy problem - zauważa Shai. - Jest nas szóstka, a miejsc tylko pięć.

- Ansel może biec za nami - rechocze Miles.

- Ha ha ha - Ansel robi obrażoną minę. - Pragnę zauważyć, że tylko ja wśród wszystkich tutaj zebranych mogę prowadzić, bo już wytrzeźwiałem.

- Nie dziwne, jak wypiłeś może ze trzy kieliszki, mistrzu - mruczy pod nosem Jai.

- Okej, to Shai usiądzie u Theo na kolanach i po problemie - stwierdza Zoë.

Ooo tak, zapraszam serdecznie!

- Ale jestem za duża, Ansel nie będzie nic widział w tylnej szybie - zauważa Shai.

- Rany - Zoë przewraca oczami i siada na kolanach Milesa.

No nie!

- Witam panią - szczerzy się Miles, wykonując śmieszne gesty rękami.

- Łapy przy sobie - ostrzega go Zoë.

Shai siada na środku, a ja obok niej. Uśmiecha się do mnie uroczo, a mi robi się ciepło na sercu, czuję coś dziwnego w brzuchu.

Theo, poważnie, przestań.

No ale ona się tak pięknie śmieje. Zresztą, cała jest piękna.

Bądź profesjonalny, zachowujesz się jak szczeniak. Ile ty masz lat? Cztery?

Cztery.

Uśmiecham się sam do siebie, a Shai patrzy na mnie dziwnie.

- Co? - Pytam, czując na sobie jej palący wzrok.

- Czyżbyś rozmawiał sam ze sobą, Theodore?

Generalnie nie znoszę, gdy ktoś zwraca się do mnie Theodore. Kojarzy mi się to z tym, jak byłem dzieckiem i gdy coś przeskrobałem (czyli bardzo często), rodzice tak do mnie mówili. Ale w ustach Shai brzmi to zupełnie inaczej, tak.. słodko.

Nie, kurwa, ty na serio musisz się ogarnąć, chłopie. Weź się w garść!

- Lubię czasami porozmawiać z kimś inteligentnym - puszczam jej oczko.

- Ała - łapie się teatralnie za policzek.

- Nie miałem nic złego na myśli, akurat z tobą bardzo lubię rozmawiać - kładę rękę na jej kolanie.

- Czuję się zaszczycona - odpowiada z szerokim uśmiechem.

***

Na spotkaniu zostały nam przedstawione wszystkie terminy, które nas obowiązują. Zaczynamy na początku marca od tak zwanego boot camp. Musimy przygotować się fizycznie do naszych ról. W końcu będziemy należeć do Nieustraszonych. No, poza Anselem.

Dowiadujemy się także, że produkcja ma zamiar wynająć nam domy, w którym będziemy mieszkać, zamiast w hotelu. Ja będę mieszkał w jednym z Zoë, Jaiem, Milesem, Anselem i... Shai. Reszta obsady w innych domkach. Szkoda, że każdy z nich jest w innej części miasta, ale zawsze możemy się spotkać w jednym z nich.

Postanawiamy jeszcze pojechać do McDonalda.

- Rany, ale jestem głodny - Miles masuje się po brzuchu, gdy wchodzimy do środka. - Zjadłbym wszystko, co mają na magazynie.

Przypominam sobie naszą bitwę na hamburgery z Shai i zerkam na nią, uśmiechając się. Ona chyba pomyślała o tym samym, bo też się do mnie uśmiecha.

- Okej - Miles podchodzi do kasy. - Dzień dobry miłej pani - wita się z kasjerką, puszczając jej oczko. - Jestem okropnie głodny, więc proszę, żeby moje zamówienie było pierwsze, a nie tych leszczy za mną. Okej. Poproszę osiem cheeseburgerów, pięć powiększonych porcji frytek i największą colę.

- To co, Shai? - Zagaduję dziewczynę. - Kolejny zakład?

- Nie, bo masz pojemniejszy żołądek - odpowiada, śmiejąc się.

- No to jak mam sprawić, że mnie pocałujesz? - Robię smutną minę.

- Improwizuj, Theodore, improwizuj - mówi tylko i podchodzi do kasy.

CDN.

Pozdrawiam 💕

Z pamiętnika Theo JamesaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz