4 dni później...
- Czyli, jeśli dobrze rozumiem, mamy iść od tak do tego purwiastego labiryntu i skoczyć z urwiska które jest w dziewięćdziesięciu procent wyjściem? A co z tymi dziesięcioma procentami? A co jeśli ono nie okaże się wyjściem i wszyscy purwa zginiemy? - panującą ciszę w Sali Obrad swoją wypowiedzią przerwał Jace.
-Dokładnie tak sztamaku, zrozumiałeś perfekcyjnie nasz trzydziesto minutowy monolog. - potwierdził azjata, stojący z Thomasem, Newtem i Arią na środku pomieszczenia.
- Dobra, załóżmy, że wejdziemy do tego zasranego labiryntu. - zaczął Andrew, który w strefie pełnił rolę budola. - Ale co będzie jak tam już będziemy? Myślicie, że te popikolone zmechanizowane stwory pozwolą nam od tak przejść? Przecież to wyprawa na pewną śmierć! - po jego wypowiedzi rozległ się jeden, wielki gwar.
Czwórka streferów stojących na środku Wielkiej Sali, wymieniła spojrzenia. Thomas już miał zamiar coś powiedzieć ale dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu i sama zabrała głos.
- Andrew, oh Andrew zadajesz nie wygodne pytania. Możliwe, że masz rację, iż to wyprawa na pewną śmierć, ale nie do końca masz taką pewność. Jedyną rzeczą, której wszyscy jesteśmy pewni, to że zostanie tutaj grozi pewną śmiercią. - z każdym jej wypowiedzianym słowem szum cichnął. - Myślicie, że się nie boję? Boję się jak cholera. Ale powtórzę niejednokrotne słowa, które mogliście usłyszeć: " jeśli się nie boisz to nie jesteś człowiekiem". Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru tu na nią czekać. Uciekałam przed nią wielokrotnie, ale jeśli zajdzie taka potrzeba to wyjdę jej na spotkanie jak dobrej przyjaciółce.
- Nie mamy zamiaru was do niczego zmuszać, to wasz wybór czy zostaniecie tutaj czy pójdziecie razem z nami. Wydaje mi się, że ta opcja druga jest bardziej przyszłościowa. - tym razem odezwał się Newt.
- Dobra więc kiedy wyruszamy w podróż życia? - pytanie zadał Jace.
Czwórka streferów ponownie wymieniła spojrzenia i odparła w tym samym momencie.
- Dziś. - a po ich wypowiedzi znów nastąpił gwar.
*****
- Ario, mogę cię prosić na sekundę? - w drzwiach zbrojowni stanął opienuk Zwiadowców.
Dziewczyna niemal natychmiast zerwała się znad pudła ze sztyletami. Inni streferzy, którzy znajdowali się w pomieszczeniu, ucichli na chwilę ale potem znów zaczęli gawędzić. Dziewczynę, która podawała im broń zastąpił jeden z budoli.
- Coś się stało? - spytała radośnie dziewczyna, która wyszła z pomieszczenia i otrzepywała sobie spodnie z kurzu.
Chłopak nie odpowiedział jej tylko wziął za ją za rękę i zaczął za sobą ciągnąć zmuszając ją tym samym do podążania za nim.
Gdy weszli w głąb lasu, usiedli na powalonym drzewie nad tutejszym jeziorkiem.
Ona nie zadawała żadnych pytań, a on o nie nie prosił.
- O tej porze by zachodziło. - chłopak patrzył się w prost tam gdzie została tylko szara plama. Dziewczyna westchnęła i oparła głowę o jego ramię, a on ją objął. - Jak wyobrażasz sobie wszystko gdy to wszystko się skończy ?
- Masz na myśli to jak stąd wyjdziemy? - chłopak nie odezwał się, tylko kiwnął głową. - Szczerze? Chciałabym poznać rodziców, jeśli oni tam są. Chciałbym zwiedzić świat, nie martwić się o jutro i zapytać się tych co tu nas wsadzili "Dlaczego my? Dlaczego? Po co? Z jakiego powodu zabrali nam to czego nie powinni - wspomnienia." A ty? Jak to sobie wyobrażasz? - dziewczyna nie odrywając głowy z jego ramienia spojrzała na niego.
Między nimi zapanowała na dłuższą chwilę cisza. Nie była to niezręczna, głucha cisza, tylko przyjemna, w której obydwoje się rozumieli.
- Nie myślałem o tym dogłębniej. - odpowiedział chłopak po chwili. - A wiesz dlaczego? Bo cały już świat mam przy sobie. - tu spojrzał w jej oczy, a na jej jasnej twarzyczce wykwitł uśmiech jaśniejszy niż słońce.
Między nimi znów zapadła cisza, w której wpatrywali się w swoje oczy. Dziewczyna westchnęła i w końcu spuściła wzrok.
- Też się boję, ale obiecuję na własne życie, że cię stąd wydostanę. - chłopak dał jej zapewnienie, a ona znów westchnęła.
- Nie, Minho. Nie boję się swojej śmierci. Boję się jedynie, że im nie uda się wyjść, że nie uda się Newtowi, Thomasowi czy Andiemu. Boję się o Chucka. Wiesz co? Ale najbardziej boję się o ciebie. - dziewczyna cały czas miał wzrok zawieszony w przestrzeni ale w końcu spojrzała na swojego ukochanego. - Musisz mi coś obiecać. - chłopak już wiedział o co jej chodzi i próbował jej przerwać, lecz ona przyłożyła mu palec do ust. - Obiecaj mi, że pod żadnym pozorem nie będziesz mnie ratować, obiecaj Minho. Proszę. - po jej ostatnim słowie w jej oczach zagościły łzy. - Proszę.
Chłopak tylko pokręcił głową i jedną dłonią ujął policzek dziewczyny. Aria zamknęła oczy, a na jej ustach zagościł lekki, błogi uśmiech. Minho przyłożył swoje czoło do jej czoła, a swoją dłoń ułożył na jej obojczyku. Ich usta zbliżały się do siebie, a w ich zetknęciu przeszkodził tylko dźwięk łamanych gałązek i szybkich kroków.
Twarze dziewczyny i chłopaka nieznacznie oddaliły się od siebie, a gdy usłyszeli to zdanie, odwrócili głowy w stronę skąd dochodził głos strefera.
- Aria, Minho tu jesteście. - wysapał zdyszany Thomas. Chłopak wziął głęboki oddech i w końcu wypowiedział to zdanie. - Już czas.
CZYTASZ
Goodbye to yesterday 〰 l TMR FF l
Fanfic-Co oznaczała ta podróż? Ile nocy i dziwnych poranków trwa ten obłęd? -Ale co teraz? Co będzie dalej? Jest zbyt pokręcony by żyć i zbyt rzadki by umrzeć...