Rozdział I "Moja historia" - cz. III

1.2K 98 7
                                    

Skończyłam swoją opowieść. Kastiel przyglądał mi się z zaskoczeniem, podobnie jak Lysander.

-Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?

-Dlatego, żebyś nie patrzył na mnie z litością-prychnęłam, przytulając do siebie poduszkę. -Ale to ma też swoje dobre strony. Nie tańczę już od czterech lat, więc fakt, że w mieście nie ma żadnej szkoły baletowej, nie robi na mnie żadnego wrażenia. Czułabym się o wiele gorzej, gdybym mogła tańczyć, a ze względów technicznych, musiałabym porzucić balet. Tylko nie mów nic wujkom.

-Spoko – Kastiel łobuzerko się uśmiechnął. -Wolałbym ich jednak nie mieć na głowie. Lubię swoją niezależność.

Lys również się uśmiechnął i wstał.

-Było miło spędzić z wami czas, jednak muszę już wracać. Leo mógłby się niepokoić.

Kiedy wychodził, pocałował mnie w rękę, przez co się zarumieniłam.

-Podoba ci się – powiedziała Sucrette, kiedy wróciłam do salonu. Kastiel ją obejmował i patrzył w telewizję, oglądając jakiś program o muzyce. Wzięłam książkę, którą zostawiłam na stole tuż po moim przyjeździe i położyłam się na drugiej kanapie. Demon położył się pod stołem, ignorując całą naszą trójkę. Wzruszyłam tylko ramionami.

-To jest mój przyjaciel.

-Od tego się zaczyna – Kass wziął ją na kolana i namiętnie pocałował. Skrzywiłam się i szybko wyewakuowałam się do pokoju, życząc zakochanym miłej zabawy. Nienawidziłam tego rodzaju gestów, byłam o nie bardzo zazdrosna. Cieszyłam się, że nikt mnie nie pytał o moje życie miłosne. Był to jeszcze gorszy temat od tańca.

Jeszcze raz omiotłam wzrokiem pokój. Już nie mogłam się doczekać, kiedy przyjedzie pozostała część moich rzeczy. Wzięłam z łóżka różowy kocyk w kwiatki, złożyłam go wzdłuż długości i położyłam na parapecie. Z torby wyjęłam poduszkę i zaniosłam do koca. Oparłam ją o ścianę, przyglądając się swojemu prowizorycznemu kąciku czytelniczemu.

Postanowiłam się rozpakować. I tak nie miałam niczego lepszego do roboty. Laptop był na granicy wytrzymałości, a ładowarka została w domu.

Wyjęłam zdjęcie, przedstawiające mnie z tatą i położyłam je na toaletce. Różową piżamę rzuciłam niedbale na łóżko, bieliznę wsypałam do szuflady w szafie. Reszta ubrań miała dotrzeć w poniedziałek, więc przez te trzy dni biała sukienka i jeszcze jedna para spodenek musiała mi wystarczyć.

Rzuciłam się na łóżko i zatopiłam w świacie Dostojewskiego, i jego „Zapisków z martwego domu". Słyszałam dużo dobrych opinii na temat tej książki. Po przeczytaniu „Zbrodni i kary" przekreśliłam tego autora. Zmęczyłam się, czytając jego wcześniejszą pozycję, ale po lekturze „Innego świata", do którego Grudziński zaczerpnął motto właśnie z „Zapisków", postanowiłam dać Dostojewskiemu drugą szansę. Nie pożałowałam, aczkolwiek też nie potrafiłam przez nią przebrnąć. Nie rozumiałam w niej dużo rzeczy, prawdopodobnie byłam wciąż za młoda na taką pozycję.

Jakoś w połowie książki litery zaczęły się rozmazywać, a moje powieki zrobiły się ciężkie. Odłożyłam ją na bok i przeciągnęłam się. Kilka kości dał o sobie znać. Usiadłam i zaczęłam nasłuchiwać. W całym domu było cicho, jak makiem zasiał. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Poszłam do pokoju Kastiela. Jego drzwi poobklejane były plakatami. Na jednym z nich, wisiała żółta, samoprzylepna kartka.

„Spałaś, więc zabrałem Sucrette do kina. Wrócę później".

Spałam? Jakim cudem? I kiedy on zajrzał do mojego pokoju?

Później zorientowałam się, że czytałam na boku, z jedną ręką ułożoną pod głową, a drugą położoną miałam na biodrze, bo trzymałam książkę. Dla tego, kto szybko zajrzał do mojego pokoju, mogła się wydawać, że śpię.

Przeciągnęłam się raz jeszcze, oderwałam kartkę i zeszłam na dół. Demon leżał pod schodami, a kiedy usłyszał moje kroki, zerwał się na równe nogi. Zaczął szczekać, kręcąc się pod drzwiami wejściowymi. Nie byłam pewna, czy wymusza na mnie spacer, czy Kass rzeczywiście nie wziął go na spacer.

-Przykro mi stary, nie mogę cię wypuścić. Nie mam kluczy – pogłaskałam go po łebku i weszłam do kuchni. Kiedyś była utrzymana w ciemnych kolorach, teraz wujostwo przemalowało ją na kolor miętowy, a całość dopełnili szafkami o kolorze écru. Blaty były ciemnie i widniały na nich liczne zarysowania od noża. Otworzyłam lodówkę, w której nie było nic oprócz sera żółtego i paru jajek. Nawet masła nie znalazłam.

Przeszukując kuchnię w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia, natknęłam się na opakowanie płatków cynamonowych. Nie było otwarte, więc wolałam tego nie ruszać. Znalazłam zapas psiego jedzenia w puszkach, w jednej z szafek. Ostatecznie zaczęłam grzebać w przyprawach, skąd wyciągnęłam opakowanie budyniu śmietankowego. Nie był przeterminowany, a mój żołądek domagał się czegokolwiek do zjedzenia, burcząc z niecierpliwienia. Zagotowałam wodę w czajniku, czekając na powrót kuzyna.

Wtem z pokoju doleciała mnie piosenka „Oye Niña" - hiszpańskiego piosenkarza Cristiana Rodrigueza Exposita, znanego lepiej jako XRIZ. Pobiegłam na górę na złamanie karku i dopadłam telefon w ostatnim momencie.

-I jak tam w wielkim świecie? - w słuchawce zaświergotał głos Mary, mojej przyjaciółki ze szkolnej ławki. Wzniosłam oczu ku niebu, przygotowując się na długą rozmowę. Kiedy dziewczyna się rozkręci, może gadać przez kilka godzin.

-W życiu nie zgadniesz, na kogo wpadłam – powiedziałam, od razu przechodząc do konkretów.

-No nie zgadnę.

-Na Dake'a.

W słuchawce zapadła głucha cisza.

-Mara? Jesteś tam?

-Mówisz o tym blondynie, przez którego złamałaś nogę? - zapytała z niedowierzaniem. Pokręciłam głową, zalewając budyń.

-Tak, właśnie o nim.

-Skąd on się tam wziął?

-Pytaj mnie, a ja ciebie – wzięłam budyń i poszłam do salonu. Starałam się usiąść tak, aby ewentualne kapnięcie budyniu spadło na mnie, a nie na szare obicie kanapy. -Mógłby siedzieć w tej Australii. Czasami mam wrażenie, że mnie śledzi.

-Yhy. A ty nie zgadniesz, co się stało dziś w szkole.

Przez kolejne dwie godziny, słuchałam jej paplania o tym, jak mój były chłopak zbajerował kolejną dziewczynę, o tym, jak Mara była na zakupach z pozostałymi dziewczynami z naszej paczki, że na resztę wakacji wyjeżdża na Ibizę z rodzicami. Po zakończonym monologu pożegnała się i nie czekając na moją odpowiedź, po prostu się rozłączyła.

Ucho zaczęło mnie boleć o ciągłego przykładania do niego telefonu.

Kastiel wrócił coś po dziesiątej. Zamówiliśmy pizzę, wyszliśmy z psem na spacer i oglądnęliśmy jakiś denny horror, który akurat leciał w telewizji. Potem każde z nas poszło do swojego pokoju.

You're the oneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz