Następnego dnia, gdy tylko przekroczyłam próg szkoły, podszedł do mnie spanikowany Nataniel. Chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę pokoju nauczycielskiego. Dyrektorka od rana chciała ze mną pilnie porozmawiać. Jak się później okazało, chodziło jej o balet. Pytała, czy nie chciałabym wystąpić podczas dnia sztuki, który ma się odbyć za kilka miesięcy. Z trudem wyjaśniłam jej, że przez szyny tkwiące w nodze, jest mi bardzo ciężko tańczyć i jest to bardzo uciążliwe, szczególnie przy robieniu piruetów à la secondante. Pozostałości mojej pierwszej kontuzji były pierwszym problemem, natomiast kolejny problem był w tym, że nie miałam partnera. Nie miałam tutaj przyjaciół – tancerzy. Kobieta w końcu to zrozumiała i mogłam w spokoju pójść na lekcje.
-Przepraszam pani Delanay, ale pani dyrektor zatrzymała mnie w swoim gabinecie – powiedziałam na jednym wdechu, kiedy weszłam do klasy. Kobieta przeszyła mnie swoimi małymi, szarymi oczami tak, że przeszły mnie ciarki. Miała na sobie granatową sukienkę, na którą nałożyła fartuch chemiczny. Mój strój różnił się trochę od tych klasowych, jednak nic na to nie poradziłam. Skoro moje rzeczy z poprzedniej szkoły były jeszcze dobre, to nie widziałam sensu kupowania nowych. Poprawiła krótkie, brązowe włosy i uśmiechnęła się do mnie złośliwie, wskazując na tablicę.
Przepytała mnie dokładnie z materiału pierwszej i drugiej klasy, po czym zaatakowała mnie pytaniami z poziomu studiów. Udało mi się wybronić na trzy tylko i wyłącznie dlatego, że moja wcześniejsza szkoła posiadała chemików, którzy opracowywali jakieś tam, coś tam, gdzieś tam. Nie słuchałam uważnie, kiedy przedstawiali się na pierwszych lekcjach. Interesowało mnie tylko tyle, że lekcje będą trudne, a nauki tyle, że czasami miałam dość.
Usiadłam obok Melanii, po drodze ubierając się w kremowy fartuch, z krzywo i nieestetycznie wyhaftowanym przeze mnie logiem i herbem szkoły na małej kieszonce. Melania przyglądała się temu z wielkim podziwem.
Lekcja upłynęła spokojnie, chociaż pani Delanay przyczepiła się do mnie chyba jeszcze ze trzy razy.
-To było niesamowite! - Melania towarzyszyła mi przez całą drogę do szafki i do sali plastycznej. -Skąd to wszystko wiedziałaś?
-W poprzedniej szkole poziom edukacji był bardzo wysoki. Jeżeli nie miało się średniej ocen minimum pięć, można było się pakować.
-Naprawdę? I dawałaś radę?
-Musiałam. Inaczej nie miałabym co robić przez całe dnie – puściłam do niej oko.
-Jak to się stało, że znalazłaś się akurat tutaj? Wyrzucili cię?
-Przepraszam cię, ale jest to moja osobista sprawa.
-Rozumiem.
Między nami zapadła osobliwa cisza. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego w tej szkole nie ma parapetów, a ściany pomalowane są na jasnoróżowy kolor. Strasznie spodobał mi się plakat, który przedstawiał starszego mężczyznę, ubranego w zielony strój i wskazującego palcem na odbiorcę plakatu. I jeszcze ten napis „I want you in my shop" napełniał mnie optymistycznie. Prawdopodobnie tak właśnie skończy się moja edukacja. Trafię do sklepu na kasę.
Po chwili pozostali uczniowie zaczęli schodzić się na piętro. Między innymi był to Lysander, Kastiel, Su i Roza. Srebrnowłosy uśmiechnął się na mój widok.
-Witaj Natalie, witaj Melanio. Jak pierwsza lekcja z panią Delanay?
-Wkurzyła mnie! Mówię jej, że byłam u dyrektorki, bo miała do mnie ważną sprawę, a ona mnie przepytała!
-Mówisz poważnie? - Kastiel postanowił włączyć się do rozmowy. -I co?
-Nic. Ledwo co wywalczyłam tróje. Z wielkim minusem. Chyba jej się naraziłam tym spóźnieniem.
Suśka podeszła do mnie i nagle mnie przytuliła. Później się ode mnie odsunęła i uśmiechnęła.
-Będzie dobrze. Ona nie jest taka straszna, na jaką wygląda.
-Taaaa – mruknął Kastiel, obrzucając wzrokiem Melanię. -Ten idiota cię szukał.
-Nie mów tak o nim – fuknęła moja koleżanka i spojrzała na mnie przepraszającym wzrokiem. -Muszę iść. Mam nadzieję, że dasz sobie radę na lekcji.
-Uspokój się gwiazdko, mamy łączenie – Kastiel objął mnie ramieniem. -Nie dam nikomu skrzywdzić mojej małej kuzyneczki.
Spojrzała na niego z niedowierzaniem, po czym odwróciła się na pięcie i zeszła na dół. Strzepnęłam z siebie rękę Kastiela, patrząc na niego wilkiem. Podniósł ręce w geście obronnym.
-Nie patrz tak na mnie. Szaleje za tym idiotą gospodarzem, więc nie pajam do niej sympatią. - objął Suśkę w pasie, na co Roza przewróciła oczyma. Miałam ochotę zrobić to samo, jednak po dwóch miesiącach takich gestów, można było do tego przywyknąć.
-Mam nadzieję, że chociaż plastyka będzie przyjemna. Chociaż malarka ze mnie żadna.
-Spokojnie Natalie. Sucrette nie umie za to rzeźbić – uśmiechnął się do mnie i stanął obok. Wziął w palce mój wisiorek, który miałam zawieszony na szyi. Przejechał po nim palcem.
-Nie wiedziałem, że wciąż go masz.
-Nie pozbywam się pamiątek, które dla mnie dużo znaczą – spojrzałam mu prosto w oczy. Chłopak chwycił mnie w swoje ramiona i mocno przytulił. W jego ramionach czułam się bardzo bezpiecznie.
-A oto i nasi zakochani – doprawdy, Armin zawsze miał wyczucie. Lysander puścił mnie chwilę później, przywołując kamienny wyraz twarzy. Wiedziałam, że Armin działał mu na nerwy. Kiedy tylko na niego wpadaliśmy, Lysander za każdym razem, miał ochotę powiedzieć mu coś obraźliwego, jednak przy damie mu nie wypadało. Szkoda tylko, że cały czas zapomina, że jestem damą z bardzo wulgarnym językiem, który nabyłam od swojego kuzyna.
-Armin, czy ty zawsze masz takie wyczucie? - zapytałam rozśmieszona tą sytuacją. Chłopak wzruszył ramionami i spojrzał na Kastiela, który prawie zamordował go wzrokiem. Powrócił spojrzeniem do mnie.
-Idę w sobotę zagrać na automatach. Może chciałabyś się przejść ze mną? - jemu naprawdę życie nie było miłe, skoro proponował mi spotkanie w towarzyszenie osób, które go nie znosiły.
-Nie dam rady – podniosłam torebkę z ziemi -Moja przyjaciółka postanowiła mnie odwiedzić, więc cały weekend jestem zajęta. Ale może innym razem – zabrzmiał dzwonek i weszliśmy do klasy.
CZYTASZ
You're the one
FanfictionPo wypadku, który miałam w wieku trzynastu lat, miałam już nigdy nie zatańczyć. Po złamanym sercu, miałam już nigdy nie pokochać nikogo. Po znalezieniu szczątek mojej dawnej pozytywki, miałam już nie mieć spokojnego życia. Jednak los lubi płatać n...