-Słuchaj...czy twój dzisiejszy...wczorajszy humor, ma związek z Kastielem?
Przetarłam oko i popatrzyłam na Nata. Wiatr rozwiewał mu blond włosy, co wyglądało dosyć uroczo.
-I tak, i nie.
Potrząsnęłam głową.
-Przepraszam, nie mam ochoty o tym rozmawiać. To jest dosyć...skomplikowane.
Nataniel zatrzymał się i chwycił mnie za ramię. Potem mnie przytulił. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana, jednak w końcu to odwzajemniłam. Nawet nie wiedziałam, jak bardzo tego potrzebowałam. Zostaliśmy tak przez chwilę, a po krótkim pożegnaniu, każdy poszedł do siebie. Nataniel wolał się nie pokazywać w pobliżu domu Kastiela, a po tym, co się stało wczoraj, nie chciałam dawać Kassowi więcej powodów do złoszczenia się na mnie.
W drodze powrotnej, zadzwonił do mnie Alexy z prośbą, żebym postarała się stworzyć jakiś układ, który nadawałby się dla początkujących. Oznaczało to, że musiałam znaleźć tablet z nagraniami sprzed x lat, kiedy nie umiałam jeszcze dobrze tańczyć. Niby były to głównie układy baletowe, jednak było tak kilka, które tańczyłyśmy w ramach odpoczynku od klasyki i które mogłam wykorzystać.
Mimo wszystko bardzo tęskniłam za tymi czasami.
Kiedy weszłam do domu, nawet się nie rozebrałam, tylko od razu pobiegłam do swojego pokoju. O ile poszukiwania tabletu były łatwe, tak znalezienie do niego ładowarki graniczyło z cudem.
Właśnie takim oto sposobem, porządnie wysprzątałam swój pokój, a ładowarkę znalazłam wciśniętą między szczątki pozytywki a jakieś inne badziewia. Ostrożnie zajrzałam do pudełka. Pozytywka, a właściwie to, co z niej pozostało, wciąż się tam znajdowało. Nie było sensu trzymania tego pod łóżkiem, więc postanowiłam wynieść to na strych.
Do zniszczonej pamiątki, dołączyła kolekcja kul śnieżnych, gnieżdżących się na najwyższej półce w szafie, a z regału ściągnęłam dwa albumy ze zdjęciami.
Wszystkie te badziewia zaniosłam pod drzwi prowadzące na najwyższe piętro domu.
To właśnie tam znajdował się stary pokój taty i drzwi prowadzące na strych.
Zeszłam na dół i poprosiłam siedzące w salonie wujostwo o klucz. Wymienili między sobą znaczące spojrzenia.
-Po co chcesz tam iść?
-Mam trzy pudła, o które się cały czas potykam. Nie mam gdzie je położyć, więc postanowiłam wynieść je na górę – skrzyżowałam ręce na piersi i oparłam się o blat. -Czy to jest jakiś problem?
Wujek przeczesał palcami czarne włosy i wstał od stołu. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wyglądała tak, jakby ktoś wyciosał ją z kamienia. Dziwnie było go widzieć w szarym dresie, zamiast stroju pilota samolotu. Przez chwilę mierzyliśmy się wzrokiem, po czym westchnął, otworzył jedną z szafek i podał mi kluczyk. Zacisnęłam na nim rękę, uśmiechnęłam się i bez słowa opuściłam kuchnię.
-Tylko nie hałasuj zbytnio! - usłyszałam nakazujący ton wujka, kiedy wchodziłam na górę. -Jest już późno!
Pokręciłam głową i otworzyłam drzwi.
Kiedy znalazłam włącznik światła, ukazało mi się białe pomieszczenie, w którym znajdowało się sześć drzwi. Te po mojej prawej stronie, prowadziły na strych. Przynajmniej tak mi powiedział tata, kiedy po raz pierwszy zapytałam go o to pomieszczenie. Któreś z nich prowadziły do łazienki, garderoby i trzech pokoi gościnnych. Wniosłam pudła i otrzepałam ręce.
Poczułam nieprzyjemne drapanie w gardle, a po chwili kichnęłam.
Alergia dawała o sobie znać.
Zeszłam do pokoju i z szafy wyciągnęłam pierwszą, napotkaną chustę. Owinęłam ją sobie wokół nosa i ust, po czym ostatecznie weszłam na strych.
Na samo dzień dobry uderzył mnie zapach stęchlizny i zgnilizny. Oprócz tony kurzu, kilkudziesięciu pudeł i starego mebla przykrytego białą narzutą, nie znalazłam nic godnego uwagi. Ulokowałam pudła gdzieś na samym końcu pomieszczenia i już miałam wychodzić, ale ciekawość wzięła górę. Otworzyłam kilka pudeł, które miałam w zasięgu ręki.
Wszystkie były zakurzone, a w jednym z nich mieszkał pająk.
Omal nie zeszłam na zawał i nie wybiegłam stamtąd z piskiem. Zamknęłam oczy i wzdrygnęłam się. Póki stworzonko nie postanowiło się ruszyć, ja postanowiłam nie panikować.
Zaczęłam grzebać w kartonach, mimowolnie rozglądając się po ścianach i kątach. W sumie naliczyłam osiem małych pająków i szczura.
Miałam już dość.
Znalazłam stare ubrania cioci, kilka książek, które postanowiłam zaadoptować, coś, co przypominało szczątki wędki, stare zabawki należące do mnie i Kassa oraz album ze zdjęciami. Położyłam na nim książki, pozamykałam za sobą drzwi.
-Macie szczury na górze – wzdrygnęłam się na samo wspomnienie. Wujek odłożył gazetę na stolik.
-Zadzwonię jutro do deratyzatora.
Wyciągnął rękę w moim kierunku. Upuściłam na nią klucz.
-Jak wam idą przygotowania do matury?
Właśnie. Matura. Uśmiechnęłam się.
-Całkiem dobrze.
Nie wierzył mi. Nic dziwnego. Najlepsze oceny miałam z chemii. O reszcie nie wypada nawet wspominać.
Nawet mój kuzyn uczył się lepiej ode mnie.
Chwilę się pokajałam i wróciłam do siebie. Temat szkoły całkowicie zszedł na drugi plan, co zaowocowało negatywnymi ocenami. Przynajmniej chemię miałam w najmniejszym paluszku i na lekcji realizowałam poziom rozszerzony. Pani Delanay pomagała mi również w przygotowaniu pracy na konkurs chemiczny, gdzie główną nagrodą był indeks na studia chemiczne gdzieś w USA.
Gdybym miała być całkowicie szczera, to z jednej strony, nie interesował mnie ten konkurs. Całkiem dobrze mi się tu mieszkało. Jednak, gdybym popatrzyła na to z innej perspektywy, zauważyłabym w tym wielką szansę, która może się już więcej nie powtórzyć.
Opadłam na łóżko, zakrywając twarz poduszką. Kto każe podejmować tak trudne decyzje w tak nieodpowiednim wieku?
Spojrzałam na leżące na podłodze książki. Było tam stare wydanie „Mistrza i Małgorzaty", jakieś biografie autorów, o których nigdy nie słyszałam i „Cień wiatru" Zafóna. Położyłam to na półce, którą nazwałam „Kiedyś przeczytam" i wzięłam się za przeglądanie albumu. Były tam same zdjęcia taty.
![](https://img.wattpad.com/cover/100463018-288-k761130.jpg)
CZYTASZ
You're the one
FanfictiePo wypadku, który miałam w wieku trzynastu lat, miałam już nigdy nie zatańczyć. Po złamanym sercu, miałam już nigdy nie pokochać nikogo. Po znalezieniu szczątek mojej dawnej pozytywki, miałam już nie mieć spokojnego życia. Jednak los lubi płatać n...