Przerywnik I

689 58 3
                                        

Obudziłam się. Tak po prostu otworzyłam oczy, od razu powracając do rzeczywistości. Nie siedziałam skulona pod kołdrą, wciąż otaczając się mgiełką snu, nie starałam zatrzymać się tego, co widziałam oczami wyobraźni. Jak gdyby nigdy nic podparłam się na łokciu, przecierając oczy.

Wszędzie było cicho i spokojne, a jednak coś było nie tak.

Kiedy moje oczy przywykły do panującej wkoło ciemności, spojrzałam na drzwi, skąd doszło mnie ciche pukanie.

Puk, puk, puk.

Przekrzywiłam głowę, jak zazwyczaj miałam to w zwyczaju, kiedy wyjątkowo mocno się na czymś skupiałam.

Puk, puk, puk.

Najpierw myślałam, że to Kastiel robi sobie ze mnie żarty i próbuje nastraszyć, jednak gdy tylko otworzyłam drzwi, nikogo za nimi nie ujrzałam.

Wyszłam na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Wtem z pokoju Kastiela...Właściwie powinnam powiedzieć, że przez drzwi Kastiela przeniknęła jakaś postać. Dosłownie, jakby ktoś wyciął w prześcieradle dziury na oczy i zarzucił to na siebie. Stanęła i spojrzała na mnie swoimi pustymi oczyma lalki. Przełknęłam ślinę, jednak poziom adrenaliny we krwi wciąż pozostawał taki sam. Wcale się tego czegoś nie bałam, chociaż rozum rozpaczliwie próbował zmusić moje ciało do jakiejkolwiek reakcji. Zjawa zrobiła kilka powolnych kroków w moją stronę, po czym stanęłyśmy twarzą w twarz...o ile można tak w ogóle powiedzieć. Potem postać się odwróciła i zeszła po schodach.

Nie potrafię powiedzieć dlaczego, ale zeszłam za nią. Kiedy ponownie się z nią zrównałam, poszła w stronę salonowego okna. Przez chwilę stała do mnie plecami, spoglądając za szybę.

-Podejdź, moje dziecko – ten głos był mi tak doskonale znany, jednak już dawno o nim zapomniałam.

W całym domu zapanowało przeokropne zimno. Kiedy dmuchnęłam, w powietrzu uniosła się para. Objęłam się rękoma, przeskakując z nogi na nogę.

-Nie powinnaś się mnie bać, Natalie – jej głos stał się cieplejszy. Postać zrzuciła z siebie prześcieradło i wtedy ją zobaczyłam. Gdzieś we wspomnieniach odżyły stare obrazy złotowłosej kobiety, która uczyła mnie stawiać pierwsze kroki. Pokazywała mi piękno świata i uczyła kochać wszystko, co żyje.

Zakryłam usta dłonią i zaczęłam się rozpaczliwie cofać. Zaprzeczałam temu, co widziałam. To NIE mogła być moja matka. Mimo, że miała te same blond włosy, zielone oczy i tą samą sukienkę, w której widziałam ją po raz ostatni, nie mogła być moją matką.

Serce zaczęło mi szybciej bić, adrenalina podskoczyła.

I wtedy zaczęłam się drzeć. Drzeć, jakby ktoś mnie torturował albo obdzierał ze skóry.

Kobieta tylko się roześmiała i zaczęła przechodzić dziwną metamorfozę. Nie chciałam na to patrzeć, po prostu odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z domu. Poślizgnęłam się na schodach, upadając twarzą na kostkę brukową. Poczułam w ustach smak krwii, jednak dość szybko się zebrałam i zaczęłam uciekać.

-Możesz uciekać, ale i tak cię dopadnę – jej głos brzmiał tak, jakby przemawiał przez nią sam diabeł.

Wtem sceneria się całkowicie zmieniła. Nie byłam już na własnym podwórku, tylko stałam na szczycie jakiejś góry.

-Nie – krzyknęłam, kiedy postąpiłam krok do przodu. Myślałam, że wpadnę na chmurę...

Ale chmury nie było.

Z niemym krzykiem, rzuciłam się w przepaść...


You're the oneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz