Zrezygnowana położyłam talerz na stół i udałam się w poszukiwaniu słoika z Nutellą. Kastiel ostatnio stwierdził, że jem zbyt dużo czekolady, więc postanowił trochę się ze mną podrażnić, chowając wszystkie moje słodycze. Postanowiłam to znaleźć za wszelką cenę.
Stanęłam na krześle, przetrząsając kuchenne szafki.
Usłyszałam pierwsze krople deszczu, a chwilę później, kiedy rozpadało się na dobre, do mieszkania wkroczył przemoczony i wściekły Kastiel, wraz ze szczęśliwym Demonem. Swoje kroki skierował do łazienki.
Stanęłam w drzwiach, przyglądając się, jak wyciera mokrą głowę.
-Gdzie moja Nutella? - zapytałam.
-Zjedzona – odparł, mijając mnie w drzwiach. Postanowiłam nie kontaktować tematu. Chłopak nie był w humorze do rozmowy. Usiedliśmy w milczeniu, jedząc naleśniki z dżemem.
Widziałam, że coś go gryzło. Złapał moje pytające spojrzenie. Westchnął, ale w końcu podjął temat.
-Odkąd przyjechałaś, cały czas mnie zastanawia, dlaczego akurat sąd przyznał moim rodzicom prawa do opieki nad tobą.
Oho. Czyżby chciał się mnie pozbyć? Odłożyłam widelec i oparłam głowę na dłoni.
-Ponieważ nasi dziadkowie wyjechali do sanatorium i nie dali rady, się mną dłużej opiekować. Przygarnęli mnie na kilka tygodni, żebym na spokojnie skończyła szkołę.
-A drudzy dziadkowie?
Zamilkłam, przygryzając dolną wargę. O mamie nie wiedziałam praktycznie niczego, o rodzinie z jej strony również.
-Cóż...z tego, co słyszałam od taty, miałam dwa lata, kiedy mama wyruszyła na misję ratunkową gdzieś tam. Nawet jej nie pamiętam, a wszystkie pamiątki po niej, zostały zamknięte w starej, dębowej skrzyni na strychu. Tatę bardzo zabolało to, że nigdy nie wróciła, podejrzewał nawet, że tak naprawdę uciekła z innym mężczyzną, porzucając rodzinę. Podobno to właśnie ona zaszczepiła we mnie miłość do baletu. W jednym z tych pudełek... - przejechałam dłonią po karku, zastanawiając się, czy opowiedzieć mu o całej tej sytuacji. W końcu to był Kastiel i nigdy nie wiedziałam, jak zareaguje na daną rzecz.
-No dalej mała, wykrztuś to z siebie.
Już miałam mu odpowiedzieć, żeby o tym zapomniał, kiedy ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Demon poderwał się spod stołu, głośno szczekając. Kastiel wstał, ale jego spojrzenie mówiło, że ta rozmowa nie została zakończona. Odkroiłam duży kawałek naleśnika i wpakowałam go sobie do ust, przy okazji paćkając się dżemem.
-Cześć Lysander – usłyszałam, jak Kastiel wita przyjaciela. Odwróciłam się na krześle i mu pomachałam. Dzisiaj rano zmieniliśmy plany i zamiast pójść na piknik, idziemy do kina. Wstałam od stołu i podeszłam do chłopców, klepiąc czerwonowłosego przyjacielsko po ramieniu.
-Wychodzisz gdzieś? - zapytał, kiedy brałam torebkę wiszącą w przedpokoju. Wzruszyłam ramionami, zawieszając sobie parasol na ręce.
-Oboje wychodzimy. Wspominałam ci, że umówiłam się dziś z Lyśkiem.
Chłopak skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się złośliwie, lustrując naszą dwójkę wzrokiem.
-Tylko nie zróbcie żadnych głupstw – mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Rozważałam zdzieleniem go parasolką w głowę, jednak srebrnowłosy położył mi rękę na ramieniu.
-Spóźnimy się. Do zobaczenia, Kastiel.
-Sprzątnij – zanim zdążył zaprotestować, zamknęłam drzwi. Zbiegłam za Lysandrem z ganku i otworzyłam parasol. Było mi trochę zimno w ramiona, jednak nie dałam nic po sobie poznać. Lysander zaczął nucić coś pod nosem, podczas gdy ja byłam zajęta omijaniem kałuż.
-Przyszedłeś w samą porę – powiedziałam, równając się z nim. Oczywiście, musiałam wdepnąć w kałużę, przez co moje buty pokryte były czarnymi kropkami. -Kastiel zszedł na bardzo niewygodny temat.
-Doprawdy? Znów, pytał cię o taniec?
Pokręciłam głową, patrząc pod swoje buty.
-Zapytał o moją mamę.
-Oh. Czy twoja mama...
-To jest bardzo skomplikowane. Nie pytaj, bo sama nie wiem, co ci mam powiedzieć – spojrzałam na niego. On również mi się przyglądał. Miał zakłopotaną minę.
-Jesteśmy.
Weszliśmy do środka. Było mnóstwo ludzi, którzy też nie mieli co ze sobą zrobić w to beznadziejne, sobotnie przedpołudnie. Stanęliśmy w kolejce po bilety, rozmawiając o jakiś błahostkach. Dopiero kiedy byliśmy, prawie że przy kasie, zaczęliśmy debatę na temat filmu, który powinniśmy obejrzeć. Nie mieliśmy w czym za bardzo wybierać, więc ostatecznie wygrał „Wielki mur".
Staliśmy niedaleko kasy biletowej, czekając na wejście na salę kinową.
-No proszę. Cześć Lysander – oboje się odwróciliśmy. Przed nami stało dwóch chłopaków. Jeden miał czarne włosy i biało-czarną bluzę, z nadrukiem z jakiejś starej gry. Drugi był blondynem w niebieskim swetrze. Kiedy złapał mój wzrok, promiennie się uśmiechnął. Speszona odwróciłam wzrok, upijając łyk napoju przez słomkę.
-Nie mówiłeś, że masz dziewczynę-prawie się zachłysnęłam. Spojrzałam w stronę tego, co to powiedział. Przechyliłam głowę, dokładniej mu się przyglądając. Włosy sterczały mu na wszystkie strony i trochę zasłaniały jego błękitne oczy. Skupiłam się na jego koszulce, próbując sobie przypomnieć, skąd znam to coś, co było na niej nadrukowane.
Chłopak zauważył, że przyglądam się jego koszulce. Przeniosłam wzrok na jego oczy.
-Radiant?
-Słucham? - chyba nie mógł uwierzyć, że potrafię mówić. Przewróciłam oczami, wskazując głową na jego bluzę.
-Pytam, czy ten stworek na twojej bluzie jest z gry „Radiant". Zdziwiony?
Zaśmiał się serdecznie.
-Nie sądziłem, że jakaś dziewczyna zna się na grach.
Wzruszyłam ramionami, patrząc na biletera, który ze znudzoną miną wpatrywał się nieobecnym wzrokiem gdzieś w dal. Trochę mu współczułam.
CZYTASZ
You're the one
FanfictionPo wypadku, który miałam w wieku trzynastu lat, miałam już nigdy nie zatańczyć. Po złamanym sercu, miałam już nigdy nie pokochać nikogo. Po znalezieniu szczątek mojej dawnej pozytywki, miałam już nie mieć spokojnego życia. Jednak los lubi płatać n...