Rozdział III - "Pozytywka" cz.I

934 89 1
                                    

Kastiel wciąż spał na moim łóżku, podczas gdy ja siedziałam na podłodze, ze szczątkami pozytywki na kolanach. Z zaciekawieniem oglądałam każdą śrubkę, która wypadła z wnętrza, każda sprężynka, wydawała się fascynująca, mimo swojej powszechności i pospolitości. W końcu wzięłam delikatną figurkę porcelanowej baleriny, Była trochę obtłuczona i pozbawiona nogi, na której kręciła się podczas działania pozytywki. Pomalowane na brązowo włosy, zaróżowione policzki i zarysowany kształt oczu, powoli zaczęły się zacierać.

Może to był znak od losu, że wkrótce przestanę tańczyć.

Przejechałam palcem po białej sukience, ścierając zaległy na niej kurz. Wytarłam rękę w spodenki od piżamy i delikatnie odłożyłam wszystko do pudełka. Przez chwilę wpatrywałam się w szkatułkę, przywołując wspomnienia sprzed trzynastu lat. Zamknęłam oczy.

Ujrzałam wtedy czteroletnią dziewczynkę, która kurczowo trzymając się ręki taty, weszła na salę taneczną. Inne dziewczynki stały już przy drążku. Każda wyglądała jak delikatna, porcelanowa laleczka. Kobieta w czarnym stroju, brązowymi włosami upiętymi w idealnego koka, odwróciła się i posłała dziewczynce najbardziej promienny uśmiech, jaki kiedykolwiek w życiu widziała. Zabrała ją od taty, ustawiła jako pierwszą, a później nauczyła ją podstawowych kroków. Pierwsze próby, gubienie kroków podczas najłatwiejszych układów...

I pozytywka, opakowana w różowy papier, położona w na łóżku, w jej pokoju. Drewniana szkatułka, w której ukryta była maleńka baletnica, kręcąca się w takt uspokajającej muzyki. Pierwszy udany piruet, we własnym pokoju. Szczęście, gdy marzenia były na wyciągnięcie ręki. Przedstawienia dla rodziców, występy w szkole, otwierające się drzwi do sławy, które każdą z nas miały wynieść na wyżyny sławy. Wspinałyśmy się po jej szczeblach coraz wyżej i wyżej, szczyt był tuż, tuż na wyciągnięcie ręki... Jeden zły ruch i wszystko przepadało raz na zawsze.

Westchnęłam, odkładając pudełko na bok. Oplotłam rękami kolana i oparłam na nich głowę. Jeżeli moje ego było tak samo wysokie, jak marzenia o sławie, nic dziwnego, że lecąc w dół, tak bardzo się poobijałam.

Moja kariera została zniszczona tak samo, jak pozytywka. Wszystko stało się przypadkiem, ale jednak doprowadziło do naszego końca. Teraz, mogłam jedynie obserwować pozostałości tego, co kiedyś było tak bliskie mojemu sercu.

Kass mruknął coś przez sen i odwrócił się na drugi bok. Słyszałam, jak materac skrzypiał pod jego ciężarem. Wczoraj jego obecność mi nie przeszkadzała, jednak teraz...trochę się krępowałam. Wstałam, rozprostowując kości, które dały o sobie znać.

Bardzo cicho starałam się odsunąć drzwi białej szafy. Wolałabym, aby Kass nie patrzył na mnie, kiedy wybierałam ubrania. Na pewno zacząłby się ze mnie nabijać, że robię to o wiele za wolno albo, że nie potrafię się zdecydować.

Na palcach podeszłam do okna i delikatnie odsłoniłam trochę fioletową zasłonę.

Niebo było szare i posępne, a ciężkie, deszczowe chmury groziły ulewą w każdej chwili. Wyciągnęłam podkoszulek w paski, czarne, obcisłe spodnie i kozaczki na słupkach, sięgające do połowy łydki, z kilkoma parami sprzączek, przebiegających w poprzek całej wysokości butów.

Jeszcze raz spojrzałam na okno. Nienawidziłam ani deszczu, ani zimna. Od razu miałam katar i zaczynałam kichać.

Demon zeskoczył z łóżka i otrzepał się, a później stanął przy drzwiach do pokoju i zaczął w nie drapać. Wypuściłam go z myślą, że Kastiel się obudzi i jednak z nim wyjdzie. Jeżeli nie, osobiście zepchnę go z tego łóżka.

W łazience było zimno, więc nie ociągając się zbytnio, szybko się przebrałam. Związałam włosy w kucyk i stanęłam nad Kastielem, zastanawiając się, jak go obudzić.

Dźgnęłam go palcem w policzek, ale tylko odwrócił się na drugi bok.

-Kastiel... - nachyliłam się nad nim. Kosmyk włosów wypadł z mojego kucyka i połaskotał go w nos. Potrząsnęłam jego ramieniem. -Kastiel!

Dalej zero reakcji z jego strony. Obeszłam łóżko, po drodze ściągając buty. Położyłam się obok niego i pstryknęłam go w nos. Mruknął coś w odpowiedzi i chwycił moją dłoń.

-Przestaniesz?

-Nie mogę. Twój pies cię wzywa.

-Odkąd ty tu mieszkasz, to jest też twój pies. A teraz zamknij się i daj mi spać.

-Kass?

-Czego?

Przyłożyłam mu zimną rękę do szyi. Chłopak gwałtownie usiadł, mordując mnie wzrokiem. Zeszłam z łóżka, rozkoszując się swoją małą wygraną.

-Skoro już nie śpisz – powiedziałam, ponownie wkładając buty -Możesz się ubrać i wyjść z Demonem.

-A ty nie możesz? - ponownie opadł na moją poduszkę i podłożył sobie rękę pod głowę. Usiadłam przez toaletką, zapinając złote kolczyki.

-Mogę. Ale w takim razie ty robisz śniadanie.

Słyszałam ,jak westchnął. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił do siebie.

-Jesteś straszna przylepa w nocy – wyszeptał mi do ucha. -Cały czas się do mnie przytulałaś.

-Nie narzekałeś – odszepnęłam, starając się wyswobodzić z jego objęć. -Jak chcesz się przytulać, chociaż koszulkę być założył, co?

-A po co? – pocałował mnie w policzek, na co zareagowałam rumieńcem. -Tak jest o wiele lepiej.

-Dlaczego tak sądzisz?

Stanął we framudze drzwi i łobuzersko się uśmiechnął.

-Bo kiedy jesteś zakłopotana, czuję się od ciebie mądrzejszy.

Zniknął za drzwiami. Pokręciłam głową. On się nigdy nie nauczy traktować mnie jak kuzynki. Jestem dla niego bardziej jak siostra. Chwilę po nim również wyszłam, rozpuszczając włosy. Zbiegłam na dół. Na oknach pojawiły się pierwsze krople deszczu i przez chwilę zastanawiałam się, czy nie wrócić po bluzę.

Ostatecznie stałam w kuchni w krótkim rękawku, smażąc naleśniki. Moje predyspozycje kulinarne ograniczały się do zrobienia kanapek, twarogu, zagotowaniu wody w czajniku i usmażeniu naleśników. Kastiel był fanem gotowego jedzenia, które można było odgrzać w mikrofali. Nie miałam nic przeciw temu, ale wujostwo zaopatrzyło nas w zapasy na co najmniej dwa tygodnie. W końcu trzeba było, to wszystko zjeść.

Pies przez cały czas kręcił mi się pod nogami, przez co kilka razy na niego nadepnęłam. Dopiero Kastiel przywołał go do porządku, gwiżdżąc na niego.

-Nie zaczynaj beze mnie – krzyknął i wyszedł. Jeżeli chodziło mu o śniadanie, to nie miał się czym martwić. Przez kolejne piętnaście minut męczyłam się z ciastem, a później ze smażeniem. Kiedy skończyłam, przyjrzałam się swojemu dziełu...

Chociaż w tym wypadku, powinnam powiedzieć DZIEU. Wszystkie miały nieregularne kształty, różną grubość i wyglądały dziwnie.

Widać było, że dawno już nie gotowałam.

You're the oneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz