Morro cały czas czuwał przy nieprzytomnym bracie. Lloyd miał prawą rękę ściśniętą w pięść. W środku była obrączka jego ukochanej Diaxy. Nagle zaczął się budzić , rozglądał się tak długo po pokoju aż zobaczył swojego brata.-Morro co się stało ?-zapytał.-Zemdlałeś jak chwyciłeś obrączkę Diaxy ,no i Ciebie przeniosłem tutaj -powiedział Morro .-A no tak coś pamiętam , musimy ratować Diaxy -powiedział i od razu wstał z łóżka , tylko że tyle co wstał i od razu bardzo słabo się poczuł. Morro od razu go złapał i pomógł mu pójść na mostek. W tym samym czasie Boltman wstał z łóżka i poszedł do pokoju w którym była uwięziona Diaxy. Wykorzystał to że ja osłabił , podszedł do niej i ściągnął jej przepaskę z oczu , od razu zobaczyła że ma na brzuchu wypalony napis „ Kryształek Lloyda". Z jej niebieściutkich oczu wpłynęły łzy, spojrzała ona na Boltman'a bardzo smutnym wzrokiem. – Co się tak gapisz ? -zapytał chłodnym tonem głosu.- Mhmhmhmhmhmhmh!!!!- krzyknęła Diaxy. -Dobra , dobra nie podskakuj mi tutaj-zaśmiał się. -Mhmhmhmh.....-ledwo powiedziała , po czym straciła przytomność. Boltman podszedł jeszcze bliżej niej i ja rozkul , po czym tylko związał jej ręce , rzucił ja na materac i wyszedł z pokoju. Z wielkim uśmiechem poszedł do Sali tronowej, usiadł na tronie i napisał wiadomość do Lloyda , po czym wysłał ja piorunem. W tym czasie Lloyd i Morro weszli na mostek. – Ooo śpiący książę wstał -zaśmiał się Jay. - Jay!!!!! Ja nie spałem tylko zemdlałem a to jest różnica -krzyknął Lloyd.- Ale mi wielka różnica , czy zemdlałeś czy spałeś to bez znaczenia, ważne jest tylko że w końcu wstałeś-powiedział , od razu od Nya'i dostał po mordzie. -Ej a to za co ? -zapytał zaskoczony.-Za wkurzenie Lloyda ,a teraz go przeprosisz ale już -warknęła wkurzona Nya i pociągnęła Jay'a za ucho.-Al Al , to boli -pisnął Jay.- Wiesz należało ci się i to bardzo -powiedział Lloyd.-Widzę że komuś dobry humor wrócił -powiedział Cole.- No tak ale.....-przerwał swoją wypowiedź , spuścił głowę w dół. Popatrzył na podłogę ,lekko zmrużył oczy , a jego policzki były pełne smutnego rumieńca. Oczy od razu miał błyszczące jakby były ze szkła i całe mokre od łez. Każdy jak na niego patrzył to w sercu mu współczuł. Nagle upadł na kolana , podniósł głowę i spojrzał na niebo , na słońce które wtapiało się w chmury i zza nich wychodzi , łzy skapywały z jego policzków , prosto na podłogę i tylko wypowiedział : - Diaxy uratuje Cię nawet jeżeli to będzie ostatnia rzecz jaką będę mógł zrobić to , zrobię to bo Ciebie kocham. Widzisz te słońce co za chmurami znika , to słońce to Ty , chmurami jestem ja i słońce to w te chmury wtapia się , tak samo jak Ty gdy przytulasz mnie. Obiecuję Ci że zrobię wszystko by odnaleźć Cię. Uratuje Cię , przysięgam że już niedługo wolna i żywa będziesz , a wtedy w moje czułe ramiona obejmę Cię. Po tej wypowiedzi wstał , na jego twarzy zagościł uśmiech i powiedział : -Już wiem kurs na Mroczne skały , no wiecie dawniej świetliste.-Tak jest -powiedziała Nya i wystartowała perłę. -Tato jesteś pewny że Mama tam będzie ?- zapytała Eweni. -Czuję to w sercu , czuję że tam jest -powiedział Lloyd i mocno przytulił swoją córkę do swej piersi.-Zajmij się rodzeństwem proszę -szepnął jej do ucha.-Dobrze tato już idę się nimi zająć -powiedziała i poszła pod pokład. – Lloyd nie chcesz mi powiedzieć że kierujemy się tylko twoim przeczuciem-powiedział Morro.- Wiem że dziwnie to zabrzmi ale tak właśnie jest , nie wiem jak to możliwe ale po prostu czuję że Ona tam jest. To takie dziwne że potrafię ja wyczuć, nigdy wcześniej tego nie potrafiłem zrobić ale teraz czuję i jestem pewny że Diaxy tam jest -powiedział Lloyd , a w jego głosie była nadzieja. -No dobrze ufam Ci i wierzę że masz rację -powiedział Morro i klepnął brata w ramie. Lloyd się lekko uśmiechnął i popatrzył na swojego brata , po czym odszedł kawałek stanął przy balustradzie i dalej wpatrywał się w słońce które krążyło po niebie i znikało za chmurami. W tym samym czasie Boltman siedział na krześle w celi gdzie była zamknięta Diaxy. Cały czas się na patrzył , leżała zupełnie bez ruchu, jej długie bujne brązowe włosy zasłoniły polowe jej twarzy. Ręce miała oplecione grubym sznurem na wysokości nadgarstków, już jakiś czas miała je związane więc nadgarstki były obdarte i lekko krwawiły. Mimo tego że Diaxy powoli umierała Boltman się nie zlitował i jej nie pomógł. On wolał by Ona umarła , chciał tylko zadać cios dla Lloyda , tylko że śmierć Diaxy będzie dla Lloyda ciosem prosto w serce. On się tylko śmiał i pił czerwone wytrawne wino w dodatku bardzo stary rocznik. Tym czasem na pokładzie Perły. Lloyd dalej wpatrywał się w niebo , gdy nagle pojawił się piorun i wbił w balustradę zdjęcie z wiadomością dla Lloyda. Nie czekając ani chwili wyrwał wiadomość i przeczytał „ Ratuj ją.....Ona umiera...zegar tyka czy zdążysz ja ocalić ?....Boltman". Było też zdjęcie leżącej bezwładnie Diaxy. Lloyd się wściekł , wiedział jednak że nerwy mu tu nic nie dadzą i się szybko uspokoił. Nad perłą był już piękny zachód słońca. Wszyscy poza Lloydem byli podkładem. On stał dalej przy balustradzie i wpatrywał się w słońce. Nagle otoczyła go mroczna i przerażająca ciemność.....zobaczył w niej Diaxy był obok niej ona leżała na materacu. Nie wiedzieć czemu znalazł się w kryjówce Boltman'a. Podszedł do materaca i podniósł z niego Diaxy , lekko ja przytulił i pocałował ale Ona nie otworzyła oczu. On otworzył oczy i ja zobaczył miała krwisto czerwone oczy i śmiała się z niego, po czym go zaatakowała. Swoimi paznokciami podrapała go po twarzy , nie bardzo wiedział co się dzieje. Ona miała suknię bardzo długa i czarna i czerń tej sukni go pochłonęła. Potem zobaczył światło to była ona w białej sukni aż do ziemi a z tyłu miała anielskie śnieżnobiałe skrzydła i krzyknęła :-Lloyd Ratuj!!!! Ratuj !!!!!!. Nagle Jego i ja ciemność zaczęła wchłaniać , z dwóch różnych stron. On tylko poczuł jak Boltman jego serce przebił i w tym momencie go zabił....ponownie czarno dokoła niego było i zaraz potem zobaczył że dalej stał przy balustradzie. Na niebie gwiazdy zaczęły świecić i księżyc się ukazał. Poszedł pod pokład , wszedł do sypialni , na łóżko się położył, zaczął płakać wtulony w jej poduszkę. Eweni braciszka spać położyła, po czym z jego pokoju wyszła. Jak nikt nie widział to w swojej białej sukience na pokład weszła , wyszła na zewnątrz i przy balustradzie stanęła. Nagle poczuła że jest jej zimno , więc ręce w ramiona opatuliła. Obok niej akurat Volt stanął i ja objął , swoją bluzę jej na ramiona ubrał. Ona się lekko uśmiechnęła. -Dziękuję że jesteś obok mnie i mnie ogrzewasz swym ciałem -powiedziała. Volt milczał tylko się uśmiechnął , lekko ja do piersi przysunął po czym się na nią popatrzył i ja czule pocałował. Księżyc ich oświetlał z daleka , oni szczęśliwi zakochani. Jej kręcone blond włosy ich lekko przykryły. Lekko wiatr się zerwał , im to nie przeszkadzało , bo dla Eweni jedno się tylko liczyło a mianowicie że wreszcie prawdziwą miłość odnalazła.......CDN..........
CZYTASZ
Black Lightning
FanfictionPodczas ostatecznej walki z Laverną , zostaje wyzwolona olbrzymia energia . Z powstałej mocy korzysta pierwszy mistrz piorunów , o imieniu BoltMan. Który za swoje podłe zachowanie , zostaje strącony do otchłani cienia , to bardzo ponure miejsce a st...