30. Bad Things

482 30 8
                                    

-Co jest ?-zapytałem.
-Michael jest w mieście... kumpel mi powiedział. Na razie nic nie kombinuje ale wiesz jaki on jest . Gdzie się pojawia niesie za sobą kłopoty. -powiedział Zach.
-Kurwa mac !-powiedziałem i zacząłem chodzić po pokoju.
-Przynajmniej wiemy że jest w mieście. Na razie nic nie wiemy ale czuwamy nad nim...
-Kuźwa gdybym nie znał go to bym ci uwierzył ale kurwa ja wiem co to za facet . A jak coś komuś zrobi... Emily na przykład . Już Jack był kiedyś w moim domu. Mnie nie było i zaczął coś mówić Emily. A teraz . Kurwa nooo -powiedziałem.
-On od niej nic nie chce. Nie zrobi jej nic . Dopilnujemy tego. Obiecuję ci -powiedział Mike. Otworzyłem okno. Zimne powietrze dobrze na mnie działa.
-Dobra chłopaki idę załatwić jedna sprawę... -powiedziałem idąc w stronę drzwi.
-Justin co chcesz zrobić? Zaczekaj !-powiedział Zach . Ja szybko wyszłem i wsiadłem do samochodu.
-Stary nie słyszysz? Gdzie chcesz jechać? Jadę z tobą -powiedział
-Nie ma kurwa takiej opcji -powiedziałem wkładając kluczyki do stacyjki .
-Kurwa Justin ogarnij się. Chcesz jechać do Michaela? I co potem... staniesz przed nim i powiesz macie mnie zostawcie innych ? Pojebało cie całkowicie? -Wrzeszczał.
-Nie do niego. Jadę załatwić coś. Nic się nikomu nie stanie... przynajmniej mam nadzieję i stary kurwa puść te drzwi -powiedziałem.
-Ja pierdole jaki ty jesteś uparty . Czego nie mogę jechać z tobą? -zapytał coraz bardziej zły.
-Bo to będzie rozmowa w cztery oczy. Zadzwonię albo coś potem. Na razie -powiedziałem zamykając okno . Koniec grudnia. Za tydzień święta.
Jadę do Jacka . Kurwa nie będę siedział z złożonymi rękami i czekał na zbawienie. Bo się kurwa nie doczekam .

EMILY POV
Była już 14 . Jeszcze 2 godziny . Lubię tą pracę ale padam już dzisiaj.
-Emily szef cie wola -powiedziała Alina .
-Idę -powiedziałam. Zapukałam do drzwi a kilka sekund później usłyszałam "proszę ".
-Chciał mnie pan widzieć. O co chodzi? -zapytal.
-Tak.  Za tydzień święta. Mogłabyś rozwiesić ozdoby w środku i na zewnątrz?-zapytał. No jak zwykle.
-Jasne . Tam gdzie zawsze są ozdoby ?-zapytałam.
-Tak . Dziękuję Ci bardzo. Dzwoniłem do kilku firm to nie mają teraz czasu . Oczywiście wynagrodze ci to -powiedział. Zawsze więcej pieniędzy na studia albo prezenty. Kuźwa prezenty !! Muszę iść coś kupić.
-Nie ma sprawy -powiedziałam i wyszłam. Jutro się wybiorę bo kończę o 11 pracę. Za to od 8 ale dam radę.
Zawzieszałam światełka i ozdoby na suficie. Jak to podłączymy będzie Naprawdę bosko . Kładłam urocze serwetki z reniferami.
-Ali możesz podłączyć światełka?  Idę jeszcze zawiesić na dworze -powiedziałam. Na co dziewczyna wystawiła kciuki do góry. Jadła gofra. Mogłam jej powiedzieć że większość jej twarzy była biała i wyglądała niczym szczuplejsza wersja św. Mikołaja. Wzięłam kurtkę i drabinę wychodząc na dwór. Lubiłam wieszać ozdoby i nie meczyło mnie to za bardzo. W końcu święta! !
Przyłożyłam drabinę do ściany i Zawijałam światełka na górze. Super efek... nie dokonczyłam myśli bo drabina poślizgneła się a ja leciałam i tylko czekałam aż zderze się z chodnikiem. Ale to się nie stało.
-Coś przeczuwałem że nie będąc mnie przy tobie tak będzie kotku.-powiedział. .
-Justin? -zapytałam .
-A kto ? Kto inny jest tak przystojny i czarujący? Ja nie znam nikogo innego takiego. -powiedział .
-No racja . To przez szok -powiedziałam będąc cały czas w jego ramionach. Zaśmiał się i mnie postawił.
-Kiedy kończysz? -zapytał.
-A która jest godzina ?-odpowiedziałam.
-17-odpowiedział.
-A tu już dawno powinnam być w domu... co ci się stało? -zapytałam patrząc na jego policzek .
-Co ? Aa nic wielkiego. Chodź -powiedział.
-Zaraz wrócę pójdę do Mary i powiem ze wychodzę -powiedziałam marszczac brwi .
-Okej . Poczekam w samochodzie -odparł obojętnie. W co on gra ? Weszłam do środka, powiadomiłam koleżankę że idę do domu . Jutro ostatni dzień przed moim urlopem. Muszę wykupić bilety na samolot do cioci. Boję się jechać. Jest za bardzo ślisko.  Wsiadłam do samochodu zapinając pas .
-Zamówiłem kolacje do mnie . Pomyślałem że będziesz głodna. -powiedział puszczając mi oczko. Nie uśmiechnęłam się. Chcę wiedzieć co robił!
-Możesz mi teraz powiedzieć co ci się stało -odparłam patrząc na niego.
-Ja wcale nie chce. Poza tym nie będę Ci się tłumaczył nie czuję takiej potrzeby -powiedział szybko i ruszył.  Nie ma takiej potrzeby ?!
-Aha ...-powiedziałam wpatrując się za okno . Resztę drogi przyjechaliśmy w ciszy. Zabolało mnie to . Kim ja dla niego jestem i czemu się ze mną spotyka? Jestem naiwna porostu.
Nie będę robić mu cyrków. Bo nie mam takiego prawa . Wysiedliśmy o weszliśmy do domu.
-Kolacja powinna za chwilę być -opowiedział.
-Pójdę do łazienki -powiedziałam nie słuchając go . Gdy tylko zamknęłam drzwi odkręciłam kran i pochyliłam się nad zlewem. Jestem żałosna. Ale on zachowuje się jakby nic się nie stało,w takim razie też tak będę. Moja duma nie dała za wygraną. Zakręciłam kran i wyszłam. W domu unosił się zapach kurczaka i sosu czosnkowego.
-Zamówiłem kebaba i sałatkę cezar. Myślę że Ci posmakuje -powiedział.
-Jadłam już to więc myślę że tak. -powiedziałam siadając do stołu.
-Okej. To jemy -powiedział. Uśmiechnęłam się. Z trudem właściwie. Ciągle bolało. Przy stole śmialiśmy się bo Justin był cały w sosie . Ja natomiast cały czas chodziłam z nim na nosie bo chłopak nie chciał mi powiedzieć. Tylko uśmiechał się cały czas.
-Ja bym ci powiedziała. Głupek -Opowiedziałam rzucając w niego serwetka.
-Zrobiłbyś zdjęcie i szantazowala mnie nim -powiedział mruząc oczy .
-Zrobiłbym i powiedziała ci ze masz sos na nosie. -odparłam śmiejąc się.

Hejo kochani! !
Mam nadzieję że podobał wam się rozdział. Miałam bardzo mało czasu na napisanie go . Mimo to jest i proszę doceńcie to ♡♡♡♡
Kocham

Let Me Love YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz