Rozdział 1

554 62 25
                                    

Był listopad. Najbardziej znienawidzony przeze mnie miesiąc w roku. Pewnie się zastanawiacie dlaczego, a to jest już dłuższa i ciekawsza historia.

02.11.2013

- Darcy, wstawaj i chodź na śniadanie zaraz wyjeżdżamy! - krzyknęła z dołu moja mama.

Była to cudowna kobieta o śniadej cerze, niebieskich oczach i prostych brązowych włosach. Średniego wzrostu co odziedziczyłam po niej. Zawsze miła, ciepła i kochana. Służyła pomocą i dobrą radą każdemu, ale jak to dobrze powiedziałam "była".

- Tak tak wstaje już - odpowiedziałam zasypanym głosem i przytuliłam sie mocnej do poduszki.

Tak, zdecydowanie kochałam moje łóżko jak i pokój w którym stało. Nie był on ani za duży ani za mały. Ozdobiony przez cały rok kolorowymi lampeczkami i świeczkami, które były nieodłącznym dopełnieniem całości mojego azylu. Wchodząc wyczuwalny był zapach drewna, pochodzący z ręcznie przeze mnie robionej szafy i toaletki. W pokoju przeważały jasne kolory i dodatki.

Leżąc i myśląc o niczym postanowiłam wstać, przecież samo sie nie zrobi. Usiadłam i przeciągnęłam się ziewając przy tym głośno. Włożyłam na nogi moje czerwone kapcie, podeszłam do okna i dotknęłam opuszkami zimniej powierzchni. Patrzyłam jak coraz to nowe krople deszczu, rozbijają się o siebie. Zerknęłam na termometr wskazujący 6°C. Cudownie...
Podeszłam do szafy i wyjęłam bieliznę, czarne rurki, bordową bluzę i czarne trampki. Bez zwłoki ruszyłam do mojej łazienki i zaczęłam się szykować. Dodatkowo postanowiłam, że pokręcę dziś włosy a co mi tam. Gdy skończyłam wyszłam z łazienki i udałam sie na dół.

Schodząc po schodach, słyszałam kłótnie mojej siostry Rose z tatą na temat tego co będą teraz oglądać. Mimowolnie się zaśmiałam, bo Rose zaproponowała oglądanie My Little Pony, a tata wolał Avengers. Sprawa była przegłosowana od początku, wiadomo, że Rose to wygra.
Ja natomiast, podeszłam do krzątajacej się w kuchni mamy i sie przywitałam:

- Dzień dobry- powiedziałam z uśmiechem.

-Witaj Darcy, siadaj bo zaraz naleśniki ci wystygną. -poganiała mnie z uśmiechem mama.

- Ile tam bedziemy jecha ? - zapytalam.

- Myślę, że trzy godzin. A dlaczego pytasz?-zdziwiła sie mama.

- Tak po prostu - uśmiechnęłam się.

Gdy już się wyszykowaliśmy, tata włożył torby do bagażnika i ruszyliśmy. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam, było wyjęcie słuchawek. Była to nieodłączna część mnie. Podpiełam je i zdecydowałam sie na właczenie Bon Jovi - You give love a bad name. Nic na to nie poradze, ale uwielbiam starsze zespoły a szczególnie Bon Jovi,
AC DC i Europe. Uwielbiam te ich głosy i dźwięki gitar. Zamknęłam oczy i wsłuchałam sie w tekst:

An angel's smile is what you sell 
You promise me heaven, then put me through hell 
Chains of love got a hold on me 
When passion's a prison, you can't break free 

I wtedy to się stało. Poczułam pas bezpieczeństwa wbijajacy się w moja klatkę piersiową. Otworzyłam oczy i zobaczyłam rów, a raczej dwa samochody w rowie. Rozejrzałam się, Rose miała rozcięcie na głowie, ale oddychała. Tata, jako prowadzący samochód, miał twarz i knykcie zakrwawione. Szyba po stronie mamy zniknęła. Czym prędzej rozpiełam pas mój i Rose, po kilku próbach udało mi sie opuścić pojazd z nią na rękach. Otworzyłam drzwi kierowcy i cuciłam tate. Gdy mi się to udało, wyskoczył on i podbiegł do Rose. Zaczęłam szukać mamy, przez chwilę musiałam sie bardzo skupić, bo rana na udzie nie dawała mi spokoju. Odwróciłam się i ujrzałam ciało mamy. Czym prędzej podreptałam w tamtą stronę i próbowałam ratować, ale to na nic. Umarła. Słyszałam w oddali głos syren alarmowych, pewnie to tata zadzwonił po pogotowie. Ostatnie co pamiętam to, to jak upadłam na droge obok mamy.

                           *****

Tak więc jest pierwszy rozdział mam nadzieję , że sie wam spodoba i , że ktokolwiek tu wejdzie i przeczyta moje wypociny ;)
Julia xoxo

Przeznaczenie czy pech ? | H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz