Rozdział 1

221 11 10
                                    

Właśnie spakowałam swoje ostatnie rzeczy. To niewiarygodne, że cały mój dobytek to zaledwie dwie walizki i mała torba podręczna, czyli tak jak na biedną studentkę przystało. Z ciężkim sercem pożegnałam się z państwem Rullen, kochanymi staruszkami, u których wynajmowałam pokój przez cały okres studiów ekonomicznych w Warszawie. To jest moje miasto, tu się urodziłam, wychowałam i chcę tu mieszkać do końca życia. Pani Isabella była dla mnie jak babcia, która zajmowała się mną, gdy byłam małym dzieckiem. Moi rodzice wyjechali za granicę, gdy miałam pięć lat, jak to mówili, pragnęli poszerzać swoje horyzonty zawodowe. Nowy Jork był dla nich spełnieniem marzeń, ja tylko przeszkodą na drodze do ich spełnienia. Będąc małym dzieckiem nie byłam w stanie zrozumieć ich decyzji i mimo upływu lat, to się nie zmieniło. Teraz będąc już dorosłą kobietą, pogodziłam się z pojęciem porzuconego dziecka. Rodzice dzwonili do mnie raz w miesiącu z wyuczoną regułką, że mają się dobrze i kolejna transza pieniędzy na studia, powinna już być na moim koncie. Niechętnie przyjmowałam kasę od rodziców, ale nie ukrywam, że studia zawsze były bardzo kosztowne, a moja pensja w kwiaciarni, w której dorabiałam nie pokrywała wszystkich wydatków. Tak więc byłam zmuszona korzystać z pomocy, aby skończyć księgowość, kierunek, który miał być drogą do spełnienia swojego celu. Dzięki pracy w dużej, renomowanej firmie mogłabym spełnić marzenie o otwarciu własnej pracowni florystycznej. Tak,to kochałam najbardziej. Praca w księgowości miała być też kołem ratunkowym, gdyby nie udało mi się otworzyć własnego biznesu. Nie wiem kiedy zaczęła się moja przygoda z kwiatami. Od kiedy pamiętam zawsze czułam z nimi jakąś nieokreśloną więź. Będąc małą dziewczynką uciekałam babci na działkę mieszczącą się niedaleko mieszkania, które wynajmowała. Po jej śmierci, zostałam osiemnastolatką, która musiała wszystkiemu stawić czoła w pojedynkę. Przez jakiś czas rodzice płacili czynsz za mieszkanie, ale gdy zaczęłam samodzielnie zarabiać chwytając się każdego możliwego zajęcia, to postanowiłam, nie ukrywam, że z wielkim bólem serca, opuścić miejsce z którym łączyło mnie wiele wspomnień. Mając dość mieszkania w samotności, zaczęłam wynajmować pokoje u innych ludzi. I tak trafiłam w końcu do państwa Rullen, których szczerze pokochałam.

Kwiaty i ich zapach uspokajały mnie, otwierały mój umysł. Takim też byłam człowiekiem, spokojnym, nie lubiącym ciągłych zmian, nawet w miłości wiało nudą. Dlatego, gdy okazało się, że miesiąc przed obroną pracy magisterskiej muszę szukać nowego lokum, byłam troszkę zła na państwa Rullen. Z drugiej strony rozumiałam ich. Mając już swoje lata, pragnęli zaznać trochę spokoju i odpocząć od miejskiego zgiełku. Szybko znalazł się nabywca na dom, którym pani Isabella z mężem nie była w stanie się już dłużej opiekować. Tak więc straciłam kolejne ważne osoby w swoim życiu, zostając sama jak palec, nie licząc oczywiście kilku koleżanek z którymi i tak nie miałam bliskich relacji, no może z wyjątkiem jednej pozytywnej wariatki.

— Proszę dziecko, to jest nasz nowy adres, zawsze możesz nas odwiedzić — powiedziała pani Isabella wręczając mi kartkę papieru ze swoimi zapiskami.

— Dziękuję— odparłam ze łzami w oczach, przytulając ją mocno do siebie —na pewno to zrobię.

Niestety nie miałam już okazji ich więcej zobaczyć. Jak się dowiedziałam, pan Rullen zmarł kilka dni później, a jego żonę przygarnął do siebie ich syn, który mieszkał za granicą.

Znalezienie nowego lokum nie było dla mnie problemem, zwłaszcza, że nie planowałam mieszkać tam długo, tylko do czasu, aż znajdę pracę w zawodzie i będzie mnie stać na wynajem czegoś własnego. Wybrałam pierwsze lepsze ogłoszenie z gazety. Zadzwoniłam na podany numer, chwila rozmowy i okazało się, że mam już dach nad głową. Właścicielami mieszkania na drugim piętrze pięknej kamienicy na Ursynowie, byli państwo Mackiewicz. Oboje po czterdziestce, bezdzietni.

KWIAT NIEZGODYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz