Leżałam bezwiednie na łóżku, a Adam bardzo dokładnie zajmował się każdą częścią mojego ciała. Jego usta na mojej skórze przyprawiały mnie o dreszcze, a dodatkowo zasysając odpowiednie miejsca, czułam jakbym miała zaraz rozpaść się na milion drobnych kawałków. Za każdym razem tak było, przynajmniej do tej pory. A teraz? Teraz spoglądała na mnie jakaś śmieszna małpka, która siedziała na dachu i miałam wrażenie, że dokładnie wiedziała, co my robimy. Ciekawska bestyjka. Patrzyła mi prosto w oczy i z szeroko otwartą paszczą szczerzyła swoje małe, ale jakże ostre zębiska trzymając się jedną łapką za brzuch. Jakaś wytresowana czy co? - pomyślałam w jednej chwili. Marszczyłam czoło, próbując dokładniej przyjrzeć się jej zamiarom. Jak nic śmiała się z nas. Małpiszon jeden. Nie mogłam się skupić na niczym innym. Adam widząc moje rozproszenie spojrzał w stronę, gdzie wędrował mój wzrok, a jego mina mówiła sama za siebie.
— Viki, serio? — zapytał podnosząc się na rękach i dysząc prosto w moje usta.
— Sorry, ale ona działa mi na nerwy i nie mogę się skupić. — Tak na to czekałam zwodzona przez brodaska, a teraz sama się sobie dziwiłam, że jakieś głupie zwierzątko jest mi w stanie przeszkodzić w osiągnięciu swojego celu. — Musisz pomyśleć o jakichś zasłanianych dachach, bo na takie sąsiedztwo nie byłam przygotowana. Poszła stąd! — zaczęłam wymachiwać ręką w nadziei, że widownia przestraszy się i ucieknie, ale marne okazały się moje wysiłki. Adam, bidula zrezygnowany, widząc, że nic z tego nie będzie usiadł na brzegu łóżka i gestem Kozakiewicza podziękował małpce za swój najlepszy seks w życiu.
— Chodź! — krzyknął chwytając mnie za rękę i prowadząc za sobą do łazienki. Odkręcając pośpiesznie kurek z ciepłą i zimną wodą, wciągnął mnie pod strumień przyjemnego orzeźwienia. — Nie pozwolę, aby jakieś zwierzę nam przeszkodziło. To chyba nie dzieje się naprawdę.
Ton Adasia i jego niepohamowana żądza, którą niedawno tak dobrze potrafił opanować, teraz okazała się silniejsza od niego. Tym razem ja postanowiłam wykorzystać jego własną broń przeciwko niemu i szczerze mówiąc zaczęłam lubić tę małpkę, która przywędrowała za nami i drapiąc się po głowie udawała, że na nas nie patrzy. Zaczęła mnie nieźle bawić ta sytuacja. Starałam się nie roześmiać na cały głos, tylko przewracając oczami w górę dawałam Adamowi do zrozumienia, że tutaj też nie jesteśmy sami.
— Ku... mać! — wrzasnął Wood swoim pół przekleństwem. Przeklinanie nie było w jego naturze, robił to tylko i wyłącznie w naprawdę stresowych sytuacjach, ale starał się jednak unikać takich słów. Jakoś dziwnie brzmiały z jego ust, nie pasowały do niego. Może dlatego, że nie poznałam go jeszcze wystarczająco dobrze, a jego surowy wizerunek poważnego biznesmena utkwił mi za bardzo w głowie. — No nie wytrzymam. Zabiję ją! — wydzierając się ruszył spod prysznica na zewnątrz, a ja za nim.
— No gdzie ty idziesz? Przecież jesteś nago! — trąbiłam na niego.
— No i co z tego! Ty zresztą też — dodał mierząc mnie od góry do dołu. — Tutaj i tak nikt nas nie zobaczy.
— A skąd możesz wiedzieć, czy jakiś zboczeniec nie podgląda nas przez lornetkę? Wracaj lepiej do środka. — Musiałam wymyślić jaką historyjkę, żeby zostawił w spokoju to biedne zwierzątko. Od kiedy ja tak szybko zmieniam zdanie? Kilka minut temu też byłam gotowa ją ukatrupić.
— Zwariowałaś? Co ci przyszło do głowy? — odrzekł wyciągając szyję w poszukiwaniu swojego celu.
— Daj spokój, przecież nie możesz zrobić jej krzywdy! Pewnie jest pod ochroną, albo coś! Adam na Boga opanuj się! — mówiłam z coraz większym zdenerwowaniem, widząc jak brodasek wraca do chatki i rozglądając się dookoła szuka jakiejś „broni".
CZYTASZ
KWIAT NIEZGODY
RomanceViktoria - młoda dziewczyna skazana na ciągłą utratę bliskich osób, próbuje z całych sił wieść spokojne życie. Samotność kazała jej szukać pocieszenia nie w ludziach, bo nawet ci najbliżsi ją zawiedli, ale obudziła w niej miłość do kwiatów. One nig...