Rozdział 24

37 2 0
                                    

— Adamie, nie róbmy tutaj scen. Wejdźmy do środka i pogadajmy na spokojnie dobrze? — zaproponowałam, ale nadal tkwiąc w objęciach ukochanego nie mogłam się ruszyć. — Adamie, proszę cię.

— Jedźmy do mnie! — stwierdził Wood oswabadzając mnie ze swojego uścisku. Splatając nasze dłonie, czekał na moją decyzję. A mnie na samą myśl o spotkaniu Moniki w hotelu, przeszła gęsia skórka. Obawiałam się, że kolejny raz stając z nią twarzą w twarz, znów mogłyby mi puścić nerwy, które i tak były w strzępkach. Tak więc, nie ryzykując załamania nerwowego lub depresji, wolałam nie zbliżać się do tego miejsca.

— Nie ma jej w hotelu, jeśli to cię trapi. Kazałem to sprawdzić. Dzisiaj ma nocną zmianę. Viktorio musisz mi wszystko wyjaśnić. Na razie usłyszałem wersję Moniki i  widziałem do nieszczęsne nagranie. Chcę usłyszeć prawdę... Od ciebie. Wyjaśnijmy to raz na zawsze. Jedziemy? — Adam brzmiał bardzo przekonująco. Miał rację, trzeba było zakończyć tę sprawę, nawet jeśli musiałabym znów doświadczać perfidnych kłamstw tej zołzy.

— Dobrze, ale mam jeden warunek.

— W porządku. Zgadzam się — oznajmił Adam, uśmiechając się zalotnie.

— Tak od razu? Przecież nawet nie wiesz o co chciałam cię prosić. — Nie kryłam swojego zdziwienia.

— Nieważne. Dla mnie liczysz się tylko ty i zrobię wszystko żebyś tylko czuła się przy mnie szczęśliwa. — Adam obejmując moją twarz gorącymi jak żar dłońmi, pochylił się delikatnie doprowadzając do stykania się naszych nosów. Jego wzrok skupiony na moich rozchylonych ustach, które aż piekły z niecierpliwości, działał na mnie jeszcze bardziej pociągająco. Próbując skrócić to nieznośne oczekiwanie, wspięłam się na palce, żeby w końcu dotknąć tych ponętnych ust. Drapiący zarost pobudzał delikatnie każdą komórkę nerwową moich warg, dzięki czemu były one ciągle niezaspokojone pocałunków.

— Oby tak było Adamie — wyszeptałam przerywając nasze zbliżenie. — Oby tak było — powtórzyłam, podkreślając powagę tych słów i moją wiarę w ich szczerość. — Nie chcę jej widzieć. Ani dzisiaj, ani jutro, ani pojutrze. Najlepiej gdyby rozpłynęła się w powietrzu, rozumiesz?

— Tego ostatniego to akurat nie jestem w stanie zrobić — zaśmiał się — ale obiecuję ci, że zrobię wszystko, abyś nie musiała mieć już z nią nic wspólnego. To co, jedziemy?

— Okej, tylko zabiorę swoją torebkę i... telefon. — Teraz ja zabłysnęłam zadziornym uśmiechem.

— Zabierz kilka najpotrzebniejszych rzeczy, przynajmniej na kilka dni — dodał Adam przeczesując placami włosy i chowając dłonie do kieszeni oparł się o barierkę schodów, krzyżując se sobą nogi. — Tylko nie każ mi długo czekać — zawołał na cały głos, gdy ja już zniknęłam za drzwiami mieszkania.

Pakując do niewielkiej torby bieliznę i kilka sukienek, rozmyślałam czy dobrze zrobiłam godząc się na jego propozycję. Spędzimy razem kilka dni, będziemy mieli sporo czasu na rozmowę i na inne rzeczy. Przysięgłam sobie, że dopóki nie wyjaśnimy do końca kwestii Moniki i dopóki nie przekona mnie, że jego ostatnie agresywne zachowanie to tylko jednorazowy i niepowielający się incydent, to nici z seksu. Nie chciałabym zmuszać go na siłę do jakichkolwiek zwierzeń, jeśli naprawdę nie jest jeszcze na nie gotowy, dlatego niektóre kwestie postanowiłam pozostawić własnemu biegowi.

Wychodząc z mieszkania odruchowo zerknęłam na drzwi pani Marii, wspominając miło spędzony z nią czas.

— Kurwa mać! — krzyknął Adam widząc chłopaka, który trzymając w ręku jakiś metalowy przedmiot, próbował dobrać się do środka jego auta. Młody gówniarz widząc nadbiegającego właściciela samochodu ruszył do ucieczki. Był tak szybki, że nawet nie zorientowałam się kiedy zniknął z mojego pola widzenia. Adam próbował go dogonić, ale oceniając swoje szanse na zerowe w końcu zrezygnował. — Przeklęty gnojek no! — wystękał ledwo słyszalnym, zziajanym głosem.

KWIAT NIEZGODYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz