Rozdział 32

34 0 0
                                    

Prosto z pracy wróciłam do apartamentu myśląc, że nie będzie jeszcze Adama, a ja będę miała chwilę dla siebie, żeby się odświeżyć i przebrać. Jednak takie biurowe stylizacje nie należały do moich ulubionych. Nienawidziłam czerni, granatów i szarości w połączeniu z bielą koszul i bluzeczek, których musiałam zrobić niezły zapas w swojej szafie. Taki kontrast przypominał mi szkolne czasy mojej babci, która zawsze mi opowiadała, że uwielbiała chodzić w swoim mundurku, którego nawet po lekcjach nie chciała zdjąć.

Już przez małą szczelinę otwieranych drzwi poczułam znajomy zapach męskiego żelu pod prysznic. Mój ukochany stał przy oknie przyglądając się miastu i rozmawiał z kimś przez telefon na głośniku. Z profilu wydawał mi się jeszcze bardziej przystojny. Miał na sobie tylko krótkie, dopasowane spodenki, które ciasno opinały jego zgrabne pośladki. Jego wyrzeźbiona klatka piersiowa i silne ramiona ciągle działały na mnie jak płachta na byka. Od razu zamarzyłam żeby znaleźć się w jego objęciach i poczuć twardość jego uścisku. Palce jednej ręki zaciskał mocno na szklance z bursztynowym napojem, którego podobno nie znosił. Był tak zamyślony, że nie zauważył mnie, stojącej przy drzwiach. Skorzystałam z okazji, żeby jeszcze przez chwilkę mu się poprzyglądać. Zwróciłam uwagę na perfekcyjnie przystrzyżony zarost, którego ostatnio odrobinę zaniedbał. Idealna długość, taka jaką lubiłam. Efekt koziej bródki, to zupełnie nie mój typ, a zwłaszcza nie w stylu Wooda. Centymetrowe włoski pokrywały strefę wokół ust, podbródek i sięgały do połowy policzek. A ich wyraźne falowanie było widoczne w miejscach pulsowania tętna. Aż miałam ochotę przejechać dłonią po szorstkiej powierzchni twarzy, poczuć to ukłucie i przekonać się na własnej skórze, że to nie sen. Że oto ten wysoki, przystojny mężczyzna zwrócił na mnie uwagę, zakochał się we mnie i wybrał na swoją jedyną.

— Sorry bracie, ale chyba mnie rozumiesz? — powiedział mężczyzna z drugiej strony słuchawki.

To był Oliwier. Poznałam go po głosie.

— Muszę to zrobić — kontynuował. — Kocham Teklę, nie mogę ryzykować i muszę się z tego wypisać. Zawsze możesz na mnie liczyć, ale nie mogę ci już pomagać ich szukać — dodał smutnym głosem.

— Rozumiem twoją decyzję. Dobrze robisz. Zajmij się swoim życiem. Czas działać w pojedynkę, a tobie życzę dużo szczęścia. Trzymaj się bracie. — Adam mimo zdenerwowania, próbował zachować spokój w głosie. Stał nieruchomo i jednym chlustem wypił całą whisky.

Nie miałam pojęcia o czym rozmawiali. Co oprócz firmy i przyjaźni jeszcze ich łączyło?

Zdejmując marynarkę, odwróciłam się bezszelestnie do półki stojącej obok drzwi i zsunęłam ze swoich stóp wysokie szpilki, od których bolały mnie już nogi. Wtedy poczułam na swoim biodrze silną dłoń Adama, który stojąc za mną, przyciągnął mnie do swojego muskularnego ciała. Potem przesunął dłoń na mój brzuch, zatrzymując w mocnym uścisku. Drugą ręką odgarnął moje włosy z ramienia, przejechał palcem wzdłuż linii karku i odsuwając cienkie ramiączko bluzki, złożył czuły pocałunek na ramieniu. Odchyliłam głowę na bok, przystawiając ją do chropowatego policzka. Nawet nie zorientowałam się kiedy skończył rozmawiać. A jego bose stopy uniemożliwiły mi usłyszenie jego zbliżających się kroków. Było to tak nagłe i niespodziewane, że dodatkowo spotęgowało wszystkie doznania. Potem na miejsce swoich pocałunków wybrał miejsce za uchem i całą długość szyi. Ledwo mogłam ustać na nogach. Próbowałam utrzymać równowagę chwytając się kieszeni jego spodenek, które zsunęły się bardzo nisko na jego biodrach, zdradzając brak bokserek.

— Jesteś — wyszeptałam ostatkiem tchu. Adam obrócił mnie przodem do siebie i widząc moje zachwianie, chwycił drżące dłonie, zmuszając je do znalezienia oparcia na swoich barkach. Tuż przy lewym obojczyku dostrzegłam mały ślad, szybko przypominając sobie nasze spotkanie po imprezie w The View. Jego naznaczenie, że należy do mnie. Całkowicie wyleciało mi to z głowy. Dlaczego wcześniej tego nie zauważałam?

KWIAT NIEZGODYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz